MUCHA. Znowu sięgam po relację Kazimierza Łojki: „10 lutego 1940 r. o godz. 3.00 w nocy NKWD obstąpiło gajówkę, w której mieszkałem, tj. w nadleśnictwie Naliboki, pow. stołpecki. (...) Zostałem wywieziony do wołogodzkiej obłasti, rejon wożegodzki, jawengski liesopunkt (...)”. Prawdopodobnie o sybiraczce Musze nie przeczytamy w innych przekazach: „Były wypadki, że kobieta w poważnym stanie musiała iść do pracy, nawet parę dni przed porodem, bo jak nie poszła, to cierpiała głód. Znam i widziałem kobietę, którą komendant wygonił do pracy, a po paru dniach porodziła dziecko, które zmarło i sama też zmarła, to była żona osadnika. Nazwisko jej Mucha, imienia nie pamiętam”.
Zwróćmy uwagę na słowa Kazimierza Łojki („imienia nie pamiętam”), pojawiają się one często, zbyt często w tego rodzaju świadectwach. Stanisława Iwańczuk na przykład zanotowała: „Bardzo dużo Polaków poumierało, nazwisk dokładnie nie pamiętam (...). Jak myśmy wyjeżdżali, to już 38 osób zmarło. Wszystkich rodzin było 36, to tylko 6 wyjechało, jak już była amnestia”.
Państwo Iwańczukowie zostali deportowani z wołyńskiej wsi Rymacze do archangielskiej tajgi: „Pociąg był towarowy. Wszyscy bardzo płakali, gdyż zamknęli i mówią, że pojedziemy w stronę Sybiru” (10 II 1940). W stronę Sybiru udali się również Grodzińscy z Łucka (13 IV 1940), wśród deportowanych znalazła się śpiewaczka Olga Grodzińska.
[23 IX 2023]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki