PRZEMYSKA EWA. Rozczarowałem się zupełnie lwowskim drukiem z 1817 roku, nie po to poszedłem do Biblioteki Narodowej, ażeby gubić się w tekście, z którego nie można wynotować nawet „robaka zgnilizny”.
Znacznie lepiej przedstawia się sytuacja z Józefem Rzewuskim („robak zgnilizny toczyć zaczyna ostoję rodziny!”), którym to Rzewuskim musimy się koniecznie wspomóc. Z poezją wychylę się kiedy indziej, choć mam przed sobą utwór Ewy Przemyskiej, pożółkły i wystrzępiony wycinek z 1957 roku. Trzeba się nim zająć, pal licho elukubracje Rzewuskiego pod tytułem „Co będzie z pannami po wojnie?” (Warszawa 1918), Józef Rzewuski może poczekać. I „robak zgnilizny” może poczekać. Bliżej mi przecież do Przemyskiej. Do jej „Zimowego wspomnienia”: „Srebrne zadzwonią u łbów końskich dzwonki / Saniami pędzisz, mijasz polskie chatki, / Głosy radosne słyszysz, jak skowronki / I patrzysz w oczy, modre jak bławatki. // Jakieś sny czarowne śnią Ci się od nowa, / Słodycz ust młodych na nowo odkrywasz, / Jakaś złotowłosa przytula się głowa, / Radosną młodość na nowo przeżywasz. // Wtem ostry klakson przerywa marzenia / Śnieg stopniał, brudno, ulice zszarzały, / A w sercu tylko minione wspomnienia / Twej pierwszej miłości, w zimie, pozostały...” („Dziennik Chicagoski” z 20 marca 1957 roku).
[25 XI 2016]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki