RÓŻAŃSKI WINCENTY (1938-2009). Poeta, przy którym trzeba się zatrzymać. I to nie tylko dla wzmianek o Edwardzie Stachurze lub Stanisławie Czyczu: „byliśmy w zoo z ewą / drzewa trzęsły głowami na znak porozumienia / zwierzęta oddaliły się w kierunku zachodnim / staszek czycz w tym czasie pisał nową książkę”. Dodajmy gwoli ścisłości, że wzmianek o Stachurze jest ciut więcej: „wyszedłem na godzinę z hotelu / żeby sted mógł się przespać / (...) / ktoś wbił sobie nóż w serce / sted wtedy krzyknął przez sen”.
Nie wytykajmy Różańskiemu wpadek („gorzkie dni / owca beczy w owce / bledną dzieje / niezdarnie kołysze się wiek / skrzypi wiadro skrzypi brew / nad wrakiem alfa romeo rój wykrzykników / robak odchodzi w sfery pojemników”). Nie ma ponoć autora, który nie zaliczyłby jednej bądź drugiej wpadki, jednej bądź drugiej niefortunnej drobnostki, błahostki i śmiesznostki. Wystarczy pogmerać w tekstach ETD, nie mówiąc już o lekturze „Znużenia” Marii Niklewiczowej:
Idę, samotna, w zapomnianą stronę,
Spojrzeć się w oczy dobrym ludziom boję:
Może ich szczęście zgaśnie, urzeczone?
Może zatratę niosą oczy moje?
Wszystko wyrwane, nic się nie odstanie:
Jakaś zaziemska wyklęła mnie siła.
Czemużem wyszła, gdy wstało świtanie?
Czemużem siebie w nocy nie zabiła?
Wincenty Różański: „Przed czerwonymi słońca drzwiami”. Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1976, s. 75
[XII 2012]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki