ŻERNICKI JANUSZ (1939-2001). Jeszcze jeden poeta, którego dotychczas nie czytałem. W dodatku o niezwykłym nazwisku. Żernicki urodził się jako Kwiatkowski (syn Mieczysława Kwiatkowskiego i Ireny Marianny Żernickiej), o czym trzeba pamiętać, skoro już informujemy o pseudonimie poety, a raczej o nazwisku panieńskim matki.
Napomykam o Żernickiej-Kwiatkowskiej, bo przez długie lata prześladowała mnie gorszość, byłem wszak nazywany „synem Hrudnychy”. Do tego stopnia prześladowała mnie gorszość, że zacząłem podawać się za syna Starosty-Podstolińskiej, nie reagując na nieprzyjazne komentarze.
W dniu dzisiejszym nie przeszkadza mi gorszość i mogę być nazywany „synem Hrudnychy”. Pogodziłem się z ograniczeniami i obciążeniami, nie bolą mnie nawet agresywne przytyki („Ukrainiec z pochodzenia”), ponieważ jestem Polakiem. I to Polakiem o niebo lepszym od kilku Kowalskich i Zielińskich, którzy nie szczędzili mi inwektyw.
Ale chciałem anonsować wiersz Żernickiego, poety o niezwykłym nazwisku. Wiersz bez tytułu, a przede wszystkim krótki: „Śniłem dziewczynę / ze słaniającym się żaglem w źrenicach; / na głębokość jej oczu krzywda, / z którą ją zostawiłem. // I śniłem książkę moją od lat w wydawnictwie, / której nie mam bliższej. // Zbudziłem się rześki i pełen nadziei”.
Janusz Żernicki: „Wierność martwemu morzu”. Ilustracja na okładce: Maria Korusiewicz. Wydawnictwo „Glob”, Szczecin 1989, s. 60
[2 VI 2015]
© Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki