Od kilku dni trwa północ, właściwie to nie potrafię rozpisywać się o skali głupot, o które się potykam. Możliwe, że chodzi tylko o jakieś metafory, sny, lekkie przygnębienie. Gdyby wszystko można było załatwić jedną chusteczką, wymazać, przetrzeć, zapomnieć, zaraz po wyrzuceniu jej do kosza. Piosenki o liczeniu kroków, kiedy przestać, iść dalej, stanowić o sobie, w następnym dniu. Przyglądamy się żółtym motylom, jakby były wymalowane niespotykaną farbą. Pozwalasz mi się topić i kiedy widzisz, że tracę czujność w opuszkach palców, odpuszczasz, łapię oddech, bez dławienia, przełamywania klatki piersiowej. Nigdy nie jest zbyt późno, by wrócić do domu, gdzie psy szczekają, a długość ogrodu mieści się w dwustu krokach.
© Małgorzata Południak