Przez całe lata, wielokrotnie, powracałam do filmu Odyseja kosmiczna 2001 i nie dawałam rady go obejrzeć. Sukcesem było, kiedy udawało mi się dotrwać do sceny, kiedy małpiszony odkrywają zbrodnicze zastosowanie kości, zwykle mdliło mnie już przy samym początku – przy muzyce. Z czasem wystarczyło, aby ktoś – przekornie lub złośliwie – kto mnie dobrze znał, odtworzył kawałek melodii przewodniej, żeby zniszczyć mój dobry nastrój i sprawić, abym poczuła się taka mała...
Kiedy wszystko co było ważne trafił szlag, a ja postanowiłam rozmontować resztki, aby nic nie pozostało, pomyślałam sobie, że w sumie, gwiżdżę na to, mogę Odyseję spróbować obejrzeć... Rzyganie ze strachu i nocne poty miałam już opanowane na maks. Cóż mógłby zrobić mi film? Cóż mógłby mi zabrać? A byłam ciekawa skąd...?
Z mijającym (sic!) ekranowym czasem, zorientowałam się, że ten film jest mi znajomy. Może nie potrafię zaśpiewać Daisy Bell, ale ja nic nie potrafię zaśpiewać, więc jaka sprawa...? Znałam ten film. Oglądałam go z ojcem, gdzieś na granicy pamięci. I jako dziecko, bardzo małe, tak bardzo wystraszyłam się śmierci komputera, że ta fobia przetrwała, aż sama sobie zaczęłam usuwać „bloki pamięci”, pogwizdując cichutko i fałszywie.
Twoje zdrowie Hal 9000, każdy może się pomylić.
We will go tandem as man and wife
Daisy, Daisy
Peddling away down the road of life
I and my Daisy Bell
And when the road's dark, we can both despise
Policemen and lamps as well
There are bright lights in the dazzling eyes
Of beautiful Daisy Bell
© Izabela Szolc