„– A w jakiej sztuce pani dziś gra?
– Dziwnej bardzo, oficerze... Nazywa się Nowa homeopatia zła... autorstwa młodego pisarza z Galicji, Witkiewicza.
– Nie słyszałem nazwiska. A kogo pani gra, jeśli można spytać?
– Ruską klacz.
– Słucham?
– Sztuka, jak mówiłam, dziwna. – Pani Malicka powstrzymała uśmiech. – Gram ruską klacz, pokrywaną przez polskiego ogiera, zangliczałego w dodatku... Wizja autora... – dodała jeszcze i bezradnie wzruszyła ramionami, wsuwając rękawiczki”.
Nie lubię zajeżdżania koni. I nie lubię zajeżdżania ludzi. Możliwe, że tego pierwszego nie lubię nawet bardziej. Ale w tym momencie jeszcze mocniej gniewa mnie to drugie. Mam wrażenie, że ten i ów, a za nimi całe stadko pomniejszych „teniowów” postanowili Barczyka wychować. Przytrzeć mu nosa, którego ponoć zadziera, podłożyć nogę jak w przedszkolu czy po prostu – to chyba najlepsze słowo określające to działanie – upierdolić.
Wymiotować mi się chce jak na to wszystko patrzę. Barczyk, chłopak po 40. – za stary na wychowanie, na ukrzyżowanie też za stary.
„Tytus Ceglarski podniósł zamyślone oczy.
– Droga ta impreza – powiedział w końcu.
– Jaka impreza?
– Polska – odparł Tytus i tym razem to on się uśmiechnął”.
...no i oczywiście forsa. Większa obsesja forsy u polskich krytyków niż u Napoleona, prowadzącego wojnę (a przypominam, że prowadził ją ciągle, jak przystało na człowieka „wykształconego w armatach”). Zupełnie jakby Barczyk przyszedł i wyrwał osobiście im forsę z portfela. Tyle innych filmów można byłoby za tę kasę zrobić, aj! I jasnowidzące oczy, które już widzą jakoby te pomniejsze obrazy miały być lepsze. Ludzie i ludziska to Barczyk dostał tą forsę, koproducenci dreptali za tym projektem, by była kasa „chrońdupa”, kasa nazwijmy to „polityczna” z Poznania. I teraz co? A takie jajo, że jak chcę film obejrzeć to muszę szukać go na lewiźnie w internecie, bo właściciele kin nasyceni „recenzjami” nie chcą filmu ściągać i pokazywać. Bo kasa „polityczna” niestety zaważyła. Pech, bo Barczyk nie jest lizidupcem.
Jak dla mnie Barczyk mógłby z całej forsy zrobić flotę wodną i puścić w stawiku w Łazienkach, ale ja jestem bardzo biedna i dlatego mi niczego nie brakuje.
„Zgodnie z poleceniami kogoś wielkiego i niewidzialnego aktor-marionetka zbliżył się z pejczykiem do pani Malickiej. Gdy podszedł dostatecznie blisko, pani Malicka wypowiedziała swoją jedyną w tym spektaklu kwestię: Nie należy dłużej czekać i westchnęła kusząco. Xawery Kowalski zamachnął się pejczykiem, a wtedy na scenie zgasło światło i dał się słyszeć tętent konia, wykonany za sceną na dwóch deskach i czterech kamieniach przez Artura i Felę, dwóch specjalistów dźwiękowych przybyłych w tym celu aż ze Lwowa”.
Szczególny jest ten polski patriotyzm... Słowiańskie noski jak skocznia, jakże łatwo w dulszczyźnie marszczą się na słowo klacz, śmietana, podwiązka, hiszpanka! Śmietana może być tylko śmietaną, choć i ja wariant dwuznaczny uznaję za bardziej interesujący. Frywolna podwiązka od XIV wieku jest jednym z najważniejszych odznaczeń angielskich z dewizą: Honi soit qui mal y pense (Hańba temu, kto źle o tym myśli) – więc czemu odmawiać Paderewskiemu trochę podwiązkowej radochy, skoro jego żona przypomina postać z Czechowa (nawet ma pieska). W końcu sobie sami pozwólmy na radość! Najwyżej ją odchorujemy – ja po truskawkach się drapię, a jem je nałogowo. Mam nadzieję, ze Barczyk z ekipą miał wiele radości przy robocie i nie pozwoli sobie tego odebrać.
Natrętna mucha, obsrany słoń (a sprawa polska) na okręcie, jesteśmy aż tak wrażliwi, że nie potrafimy znieść odrobiny ironii? Dobry śmiech i dobre wzruszenie, co zauważył Barczyk w jednym z fragmentów swojej noweli, sprawia, że potrafimy zapomnieć o smrodzie. Ja zapomniałam o naszym smrodku i zaścianku, a nawet dzięki pomysłom Barczyka, choć przez chwilę nie chciało mi się emigrować w poszukiwaniu wonnych zielonych pastwisk.
I nabrałam ochoty na...
„– Ja chcę Polski, w której biel i czerwień to truskawki ze śmietaną! Truskawki ze śmietaną!!! – krzyknął Tytus Ceglarski z wielką siłą”.
Panie Barczyk głowa do góry i z powrotem na koń! Ale to już...! Frou Frou jest wieczna, że przypomnę Tołstoja – jak zawiść i miłość.
(wykorzystano fragmenty: Łukasz Barczyk Hiszpanka. Nowela filmowa, Poznań 2015)
© Izabela Szolc