Wiele pomysłów, które wydają się nam nowe, tak naprawdę zrodziło się w latach 60. Są bowiem takie czasy, w których świat się budzi, otwiera, i takie, w których konsumuje.
Lata 60. należą do tych pierwszych, lata 70., 80. zapewne do tych drugich (mam na myśli świat zachodni, bo Polska to coś innego).
Obudzą się więc w dekadzie lat 60. idee wolności jednostki, które niestety wyrodzą się w następnych dziesięcioleciach w nieokiełznany libertarianizm. Wolność jednostki, która wyrosła na podłożu humanistycznym, podryfuje w stronę wolności opartej na pieniądzu, karierze. Tak hippies przemienią się w yuppies.
Pisze o tym Jenny Diski w ciekawej, uroczej książce „Lata sześćdziesiąte” wydanej przez Officynę w ramach cyklu „Twarze kontrkultury”.
Myślę, że każdy musi do tamtych lat czasami zaglądać. Czy młody, czy stary. Młodego zaskoczą, stary się zaduma. Pomogą w tym książki. Oprócz książeczki Diski polecam na przykład Jona Savage’a „1966. Rok, w którym eksplodowała dekada”. Z naszego podwórka „All you need is love” Jerzego Jarniewicza, eseisty, tłumacza i niewątpliwie miłośnika tamtych czasów. O pokoleniu amerykańskich i polskich hipisów mamy bogato dokumentowane pozycje: Bogusława Tracza „Hippiesi, kudłacze, chwasty” oraz nad wyraz osobistą Kamila Sipowicza „Hipisi w PRL-u”. Ale uwaga: lata 60. to nie tylko hipisi. To także loty w Kosmos, narodziny komputera, rewolty roku 68, ale z drugiej strony wyniszczająca wojna w Wietnamie, ciąg dalszy starć Wschód-Zachód, narkotyki...
Obejrzyjcie kilka filmów. „Easy rider”, „Hair” (kto nie widział, niech się wstydzi), prześmiewczego „Doktora Strangelove” Stanley'a Kubricka z nieodżałowanym Peterem Sellersem o... bombie atomowej (zimna wojna trwa!), doskonałego „Absolwenta” ze świetnym Dustinem Hoffmanem, coś z Nowej Francuskiej Fali, coś z kina włoskiego, zdecydowanie „8½” Felliniego, z naszych młodego jeszcze Wajdę. Dla równowagi klimatyczne westerny Sergio Corleone (kto kpi, niech pamięta, że to on nakręcił potem „Dawno temu w Ameryce”). O tych czasach traktuje serial „Mad Men” o środowisku ludzi reklamy (wciąż można go zobaczyć na HBO GO).
Wspaniałą muzykę lat 60. lepiej słuchać, niż o niej czytać. Jenny Diski uważa zresztą muzykę lat 60. za największe osiągnięcie może i półwiecza? A moda? Ta wraca i wraca. To co kiedyś szokowało, teraz zdaje się zwyczajne, normalne.
Wolność w muzyce, modzie, myśleniu o człowieku. Nie piękne to czasy?
PS
Komu mało, niech spojrzy na beat generation z poprzedniej dekady. Bo tam się to urodziło.
PS2
O latach 60. jeszcze napiszę. Zasługują, a to moje lata dziecięce.
maj 2021
© Ryszard Lenc