Przeczytałem nową powieść Cezarego K. Kędera pt. „Jak masz na imię” (Warszawa 2023), wydaną w serii „Polska proza współczesna” PIW. To mój pierwszy kontakt z twórczością tego autora, znałem go wcześniej jako wpływowego krytyka literackiego oraz redaktora pism literackich „Opcje” i „FA-art”, promotora nowej literatury i postmodernizmu w Polsce.
Warto sięgać po stare słowniki. Mianowicie w „Parnasie bis” (wyd. 1998) przytoczono opinię Jana Tomkowskiego o Kęderze i jego powieści „Antologia twórczości postnatalnej” (1996), że „Kęder pisze (i stylizuje) klarowną, doskonałą polszczyzną”. Dalej Tomkowski zwrócił uwagę na eksperymentalną formę powieści „bez akcji, bohatera, czasu”, gdzie „akcja okazuje się kalejdoskopowym chaosem zdarzeń ważnych i błahych”, a także na parodie i zabawy stylistyką. Z kolei recenzent „Magazynu Literackiego” (Marcin Przewoźniak) uznał lekturę „Antologii”... za stratę czasu z uwagi na nadmiar „motywów kopulacyjno-genitalnych”. Skłonność tę wyjaśnił autor hasła w „Parnasie bis”, pisząc, że Kęder to „podobno wielki erotoman”.
Przytaczam te uwagi, jako że można je odnieść również do powieści „Jak masz na imię”. Na marginesie – to ciekawe, jak trwałe są literackie nawyki pisarzy, od których z czasem nie mogą się oni za bardzo oddalić. Zauważył to już w XIX wieku Friedrich Hebbel, że „pierwszy rzut, zwłaszcza w liryce, nie stawia grubych granic, ale zatacza niewidzialne koła, poza które już wyjść nie można”. Myślę, że wynika to z tego, że od siebie nie ma ucieczki i że za utworem zawsze kryje się jego autor, żeby nie wiem jak się kamuflował i stylizował.
Akcja nowej powieści Kędera rozgrywa się na Górnym Śląsku pod koniec lat dziewięćdziesiątych minionego stulecia. Świadczą o tym występujące w niej realia: automaty telefoniczne na żetony, ale i telefony komórkowe, samochody Polonez czy mały i duży Fiat, komputery typu PC 486, ale i początki internetu. O bohaterze, a jednocześnie narratorze wiemy tyle, że jego imię zaczyna się na R i pracuje w małym biurze jako copywriter.
Narracja jest eksperymentalna, prowadzona jest bowiem jednocześnie w pierwszej, drugiej i trzeciej osobie („Myślisz o tym, jak zimno jest na zewnątrz, po raz kolejny wciągam głęboko w płuca dym z papierosów, wzdryga się i z dwojga złego wybieram spacer”). Autor wyjaśnia, że był ciekaw, czy polszczyzna udźwignie takie połączenie na poziomie zdań, gdy podmiot wciąż osiąga spójność i wciąż się rozpada. To ciekawy pomysł, autor jest w tym konsekwentny aż do ostatniej strony, ale muszę przyznać, że mnie takie przeciąganie tej formy trochę nuży. Choć dzięki temu czytelnik widzi „rozbicie” bohatera i ma ogląd rzeczywistości z różnych stron, z odmiennych punktów widzenia. Przypomina to eksperymenty twórców nouveau roman z jej autotematyzmem, subiektywizmem, kolażowością i parodystycznością. (...)
[całą recenzję można przeczytać w „eleWatorze” nr 1-2/2024]
© Marek Czuku