15.10.17 Łódź
To duże wydarzenie w moim mieście: inauguracja Krakowskiego Salonu Poezji Anny Dymnej, który już od piętnastu lat łączy artystyczne słowo z muzyką i dawno przekroczył granice królewskiego miasta, a także i Polski, bo zaistniał m.in. w Gdańsku, Warszawie, Poznaniu, Dublinie, Sztokholmie, Montrealu. Teraz więc nadszedł (najwyższy) czas na Łódź. Mała Sala Teatru Nowego pęka w szwach, a przybyłych specjalnie na ten pierwszy spektakl Annę Dymną i Bronisława Maja witają gorące oklaski. Anna Dymna podkreśla, że zawsze zaczyna od poezji księdza Jana Twardowskiego, wspomina też, jak się jej kiedyś przyśnił ten Salon. Idea padła od razu na podatny grunt, nic więc dziwnego, że odbyło się już prawie pięćset tych niecodziennych spotkań z dobrą poezją, która – jeśli jest atrakcyjnie podana – może zainteresować sporą rzeszę publiczności.
Na wstępie Bronisław Maj (notabene łodzianin z urodzenia, co z dumą podkreśla) wprowadza zgromadzonych w świat wierszy księdza Jana od biedronki, które nie dają łatwych recept na wiarę i chętniej stawiają pytania, niż udzielają jednoznacznych odpowiedzi. To poezja wątpliwości, paradoksów i zmysłowego konkretu, łącząca poczucie humoru z trwogą. Jej źródeł należy szukać w epoce baroku. Ona odnajduje Boga nie w patetycznych deklaracjach, ale w prostocie elementarnych uczuć i zadziwień cudami natury. Przyjemnie jest słuchać wierszy księdza Twardowskiego w mistrzowskim wykonaniu Anny Dymnej i Dariusza Kowalskiego. Aktorom towarzyszy kwartet skrzypcowy łódzkiej Akademii Muzycznej, który gra znane i lubiane utwory Bacha, Haendla, Kilara, Schumanna i Delibesa. Następne spotkanie z krakowskim Salonem już za niecały miesiąc.
© Marek Czuku