10.12.17 Łódź
Budynek Muzeum Sztuki przy ul. Więckowskiego 36 oraz jego wnętrze to dwie różne bajki. Pałac Maurycego Poznańskiego, wybudowany na początku XX wieku, architektonicznie nawiązuje do włoskiego renesansu, natomiast Salę Neoplastyczną, w której się znajdujemy, zaprojektował Władysław Strzemiński z myślą o prezentacji dzieł zgromadzonych w latach 1930. w Międzynarodowej Kolekcji Sztuki Nowoczesnej grupy „a.r.”. To ważna dla Muzeum Sala, będąca jego sercem, a na jej poprzecinanych liniami pionowymi i poziomymi ścianach, pomalowanych na kolory: czerwony, żółty i niebieski oraz niekolory: biały, szary i czarny, wiszą obrazy awangardowych artystów. Miejsce to jest wymarzone dla prezentacji poezji awangardowej przy wtórze nowoczesnej muzyki, zwłaszcza że 2017 to rok awangardy, ogłoszony w stulecie pierwszych tego typu wystaw w Polsce.
Rozpoczyna się trzecie spotkanie z Krakowskim Salonem Poezji w Łodzi i podobnie jak na poprzednie przyszło bardzo wielu ludzi, tak że zabrakło nawet w kasie biletów. Na początek idzie – oczywiście – Gershwin i szybki fragment „Błękitnej rapsodii” w wykonaniu duetu studentów łódzkiej Akademii Muzycznej (klarnet + akordeon). Jako że hasłem dzisiejszego spektaklu jest „Miasto. Masa. Maszyna”, łódzcy aktorzy przedstawiają nie tylko należące do kanonu manifesty oraz wiersze Peipera i Przybosia, ale i mieszczące się w tej konwencji utwory bardziej współczesnych poetów: Julii Hartwig (z tomu „Wiersze amerykańskie”), Ukraińca Wasyla Machno (ze zbioru „34 wiersze o Nowym Yorku i nie tylko”) oraz łodzianina Macieja Roberta (z książki „Nautilus”).
Miasto i tłum stają się dziełami nowej sztuki, która zamiast naśladować, ma tworzyć. Przyboś i Peiper czują miasto, jego przestrzeń, geometrię i dynamikę, używając do ich opisu nowego języka. Julia Hartwig pisze o niebie nad Nowym Jorkiem, ulicy swingujących Murzynów, wielonarodowym, wielokulturowym i wielopokoleniowym tłumie na ulicy Brooklynu, o całej ulicy bezdomnych, przytułku dla ubogich, pasażerach w metrze, starej kobiecie drzemiącej nad rzeką, świątecznych dniach Żydów w Parku Brooklińskim, strzelaninie w barze. Wasyl Machno dociera do źródeł rodzinnej historii, gdy w 1913 r. wielonarodowy tłum pasażerów statku SS Brandenburg przypłynął do Filadelfii i Detroit; mówi też o splocie ludzkich losów, zgiełku i przypadkowości, o świecie jako współczesnej Wieży Babel oraz mieście jako tego kwintesencji, o Wozniesienskim („głos rosyjskiego bitnika”) oraz Lorce i jego mieście – Harlemie, w którym „mieszkały krokodyle i dziwki” oraz gdzie „słuchał jazzu jak zaczarowany”. Z kolei Maciej Robert przedstawia swoje miasto – Łódź jako fikcyjny okręt, łódź podwodną, a jej przestrzeń i realia są tłem dla osobistych reminiscencji minionych przeżyć i doświadczeń. Ostatnim czytanym dzisiaj wierszem jest „Zielona róża” Różewicza, w którym mowa o przeludnionych miastach oraz ławicach ludzi („w roju / bez matki / zaczynamy żyć coraz samotniej”). I dochodzę do wniosku, że oprócz tematów wielkomiejskich oraz wielokulturowych wspólne dla wierszy Hartwig, Machny i Roberta są również atmosfera nostalgii i studiowanie pamięci (czyli tego, co nam jedynie pozostało), a ściślej – poszukiwanie własnej tożsamości w płynnej rzeczywistości. Bez żadnych złudzeń, ale z pokorą, jak w znakomitym wierszu-litanii Macieja Roberta z powtarzającą się frazą: „Miasto (...) módl się za nami”.
Ważnym elementem tego wyjątkowego spotkania są grane w przerwach fragmenty utworów nowatorskich kompozytorów (Leszek Kołodziejski, Tapio Nevanlinna, Aleksander Brych), które oddają miejski klimat, zgiełk i ruch. A na koniec musi być ponownie Gershwin i jego „Blues” z poematu symfonicznego „Amerykanin w Paryżu”. Dominik Domińczak (klarnet) i Aleksander Stachowski (akordeon) dają czadu. Brawo!
© Marek Czuku