„Przynajmniej jeden raj” (Warszawa 2017) to czwarty tom poetycki wszechstronnej artystki z Krakowa, Bożeny Boby-Dygi, wydany teraz w wersji polsko-hebrajskiej. Wiersze do niego wybrała i przetłumaczyła poetka i redaktorka, Bronka Rosenfeld. Utwory pogrupowane są w pięciu cyklach; niektóre z wierszy pochodzą z tomu „Kropla” (Kraków 2007), ale większość publikowanych jest po raz pierwszy. Wiersze Bożeny Boby-Dygi nie są długie, to najczęściej impresyjne refleksje, okruchy myśli i skojarzeń, drobne zapiski. Uwagę poetki zajmuje zarówno świat zewnętrzny, jak i przeżycia i przemyślenia duchowe, w tym dotyczące tworzenia i poezji.
Kim zatem jest według niej poeta? „Poeci – to Robotnicy”, „Artysta musi być Rzemieślnikiem” i powinien się ustawicznie uczyć, „ciągle pragnąc Nowego”. Niezwykle ważne są też stare dzieła sztuki, które przedstawiają ludzi z minionych epok, przez przeszłość bowiem prześwituje niebo. Poetka odtwarza przeszłe historie, szczegóły życia w dawnych czasach, by na nowo budować gmach Sztuki („Niemi pacjenci”). Wiersze natomiast przychodzą, przechodzą i są gotowe do skoku, trzeba koniecznie je zapisać, uratować przed śmiercią, bo „trudno o gorszą pustkę niż ta po niezapisanym wierszu”. To, co poetka wchłania z zewnętrznego świata, to „pokarm na nieskończoność”, ona po to podnosi z ziemi drobiazgi, „żeby pamiętać”.
Bardzo ważne dla autorki „Przynajmniej jednego raju” jest wspomnienie Taty. Nawet o ukochanym myśli, jakby był jego inkarnacją („Podobno artyści to bardzo stare dusze / Ostatnie wcielenia”). W świecie Taty najważniejsze były prymat ducha, prawdy i wolności („Prymat”), to poetkę kształtowało. Z kolei w cyklu „Most w płomieniach” mowa o bliskości kobiety z mężczyzną (jak koty), miłość zaś jest przedstawiona jako biblijna ofiara („oto ja służebnica”). Obraz różnych stanów uczuć dopełniają miniaturowe studia tęsknoty, samotności, oczekiwania oraz minionej miłości. A jeśli mówimy o miłości, to musi pojawić się przemijanie: refleksje o ubywaniu ludzi i szybkim o nich zapominaniu, obserwowanie staruszków podczas pogrzebów i przygotowywanie się w sobie na odejście, motyw opadających liści i mijających pór roku oraz krótkiego życia ptaków.
Szczególnie oryginalny jest cykl „Przylistki Bugenwilli z Ziemi Świętej dalekiej”, w którym w całości powtórzono jedenaście wierszy z tomu „Kropla”. To notatki-impresje z podróży do Ziemi Świętej, gdy „oczy podziwiają kolory i formy”, a serce czuje bliskość biblijnych historii. Spokój i cisza nad wodą kierują myśli ku wyobrażeniu pogodnego i leniwego rajskiego szczęścia. Że „tak mógł wyglądać raj” – mówią wiersze pełne podziwu dla Bliskiego Wschodu i fascynacji lekkim wiatrem, cichym półśpiewem ptaków, dźwiękami tutejszej muzyki, zachodem słońca i „beduńskim półksiężycem” na niebie, pięknem kobiet („jest tu tak ciepło / jak pod sercem / po udanym porodzie”). Tutaj ani na chwilę nie można zapomnieć o przebogatej historii, którą przywołują „dźwięki współczesnej Jerozolimy” czy grobowiec dzieci w Yad Vashem (poetkę wzrusza „los biblijnych braci”). Można tu sobie również pomyśleć o żydowskich miasteczkach w Polsce, które bezpowrotnie minęły, i zatęsknić za nimi. To wszystko prowadzi do konkluzji, że „świat ma jeden pień i korzeń”, w Jeruzalem zaś można poczuć się jak w domu.
Symbolem i jednocześnie metaforą ludzkich losów czyni Bożena Boba-Dyga zwyczajną kroplę, najmniejszą porcję wody. Twór to doskonały, bo woda jest środowiskiem życia, a kropla utrzymuje jej cząsteczki w geometrycznym porządku odkształcającej się kuli, skupiającej punkty jednakowo odległe od środka. „Jestem kroplą” – mówi poetka – „Przeglądajcie się we mnie jak w lusterku”.
© Marek Czuku