„Nic nie jest białe ani czarne, / wszystko jest białe i czarne jednocześnie” – napisała w wierszu „tertium non datur” Kinga Weronika de Walla, autorka debiutanckiego zbioru wierszy „Twarze niedomknięte” (Bukowno 2017), który choć jest dosyć skromny objętościowo (zawiera bowiem trzydzieści utworów średniej długości), to organizuje go spójna wizja poetycka i przekaz. Dominuje w nim mocno impresyjna forma, zarówno w wydaniu semantycznym, jak i obrazowym, która posiłkuje się często rozmytą treścią oraz grą zaskakujących skojarzeń czy zestawień odległych pojęciowo wyrażeń. Podmiot liryczny jest rozdarty między przeciwstawnymi stanami ducha („stać mnie na nihilizm”, ale jednocześnie „krzepi mnie przyczajona wiara”, bowiem „są różne stany mocy i niemocy”), a ich punktem wyjścia są najczęściej pojęcia o ujemnej konotacji, jak zimno, ciemność, głód czy strach. Wiersze autorki z Nowego Tomyśla okazują się „martwą grą” z egzystencją, gdy kosmos jest pusty, a miłość jest jedynie „formą porządku”. Opuszczone miejsce przez dziewczynkę z dzieciństwa oraz doświadczenie śmierci babci, która „odchodziła do boga, choć nie było to ani piękne, / ani wzniosłe”, prowadzą do negatywnej konkluzji: „ogarnia mnie przeczucie, że za kulistą taflą / powietrza nie ma niczego więcej”. Jednakże podmiot dostrzega również pojawiające się czasem kruche „obietnice słońca”, na które składają się: pamięć chwil szczęścia (okres dzieciństwa, miłość), odruchy serca (vide wiersz „pamięci abbé Pierre’a”, założyciela ruchu Emmaus, pomagającego najuboższym, a zwłaszcza bezdomnym) czy szukanie w życiu głębi. Ostatecznie wiersze Kingi de Walla nie dają (bo nie mogą dać) jednoznacznej odpowiedzi na żadną z egzystencjalnych wątpliwości, stąd bezradne pytanie, a jednocześnie ostatnia w tomiku fraza: „powiedz mi, jak z tym żyć”.
© Marek Czuku