4.11.19 Łódź
Wybieram się dzisiaj, w sympatycznym towarzystwie Ani i Dawida, do Cinema City w łódzkiej Manufakturze na film „Legiony”, w reżyserii Dariusza Gajewskiego. Wrażenia mam w sumie dobre, produkcję oceniam na solidną czwórkę, w szkolnej skali od 1 do 6. Okazuje się, że kino „z misją” historyczną i edukacyjną, jeśli jest atrakcyjnie zrobione i podane, zawsze znajdzie swoje miejsce i może liczyć na swoją publiczność.
Opowieść obejmuje lata 1914-1916, gdy Legiony Polskie Józefa Piłsudskiego walczyły z carską armią. W wojenne tło historyczne udało się scenarzystom zręcznie wpleść wątki fabularne, głównie romansowy, losów agentki I Brygady – Oli oraz żołnierzy Tadka i Józka. Ta historia wydaje się jednak trochę wydumana, gdy ten pierwszy „zmartwychwstał” z listy poległych i powrócił do będącej już w nowym związku narzeczonej. Ale cóż, wojna rządzi się swoimi prawami, a i widz lubi być zaskakiwany. Cenne jest to, że wyraźnie podkreślono udział młodego pokolenia w czynie bojowym, a zwłaszcza rolę kobiet. No i obyło się na szczęście bez zbędnego patosu i łopatologii.
Ładna muzyka i zdjęcia, dobra gra aktorów, w miarę szybka akcja, rozmach scen batalistycznych (bitwy pod Rokitną i Kostiuchnówką) – to wszystko ma przyciągnąć młodego widza, chcącego „zwizualizować” suche podręcznikowe fakty i dodatkowo pobudzić wyobraźnię. Ale żeby nie było za słodko, dodam, że spotykam się też z ocenami krytycznymi. Są tacy, których razi wprowadzona do filmu fikcja, bo oczekiwali czystego historycznego przekazu. Co ciekawe, mówią tak zarówno przedstawiciele kombatantów, jak i interesującej się dziejami młodzieży.
© Marek Czuku