– Pochodzisz z Wielunia. Mało wiemy o znanych pisarzach związanych z Twoim miastem. Również niewiele wiadomo o tamtejszym środowisku literackim...
– Tak, rzeczywiście, o Wieluniu niewiele wiemy. Znany jest raczej jako miejsce, gdzie wybuchła II wojna światowa. Jednym z najważniejszych pochodzących stąd twórców był Hieronim z Wielunia (Spiczyński), poeta, autor jednej z pierwszych gramatyk języka polskiego, nadworny lekarz króla Zygmunta Augusta. Dzisiaj środowisko literackie Wielunia jest bardzo rozproszone. W Wieluńskim Domu Kultury działa od niedawna klub literacki, a jego inicjatorką jest poetka Nina Pawlaczyk. Ja również zacząłem prowadzić zajęcia z literatury w Młodzieżowym Domu Kultury. Kilkanaście lat temu organizowałem wiele spotkań autorskich w Miejskiej Bibliotece i udało mi się wtedy zaprosić do Wielunia Jacka Dehnela, Tomka Różyckiego czy Sławka Matusza. Marzy mi się teraz festiwal literacki w moim mieście i wierzę, że wcześniej czy później uda mi się go zorganizować.
– Wydałeś dotychczas cztery tomiki wierszy, byłeś stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Poza tym niewiele piszesz o sobie. Znalazłem w sieci informację, że przez dziesięć lat pracowałeś jako kierownik zakładu doskonalenia zawodowego, co świadczy o tym, że poeta niekoniecznie musi bujać w obłokach...
– Od niedawna pracuję w bibliotece, a z wykształcenia jestem polonistą. Rozpocząłem studia w niekorzystnym dla mnie okresie, zbuntowanym, niepokornym – takim, do którego już nigdy bym nie chciał wracać. Zapatrzony wtedy byłem w poetów francuskich – Baudelaire’a, Rimbauda. Fascynowało mnie to, jak oni żyli, i wydawało mi się, że jeśli będę żył tak samo, to też będę poetą. Ale nie wziąłem pod uwagę ich poezji, a jedynie styl bycia. Dopiero po latach zrozumiałem, że literatura bierze się co prawda z życia, ale przeżytego godnie i uczciwie. Zaraz po studiach dostałem pracę jako kierownik Ośrodka Kształcenia Zawodowego w Wieluniu, a w międzyczasie wyjechałem za granicę. Przez trzy lata mieszkałem w Stratford-upon-Avon, mieście Szekspira, i tam byłem listonoszem. Te prace nauczyły mnie szacunku do ludzi. Natomiast czy poeta chodzi z głową w chmurach? Uważam, że powinno być całkiem odwrotnie. Im bliżej byłem ziemi i człowieka, tym bardziej moje doświadczenia przekładały się na literaturę.
– Zdecydowana większość Twoich wierszy dotyczy spraw metafizycznych, religijnych. Powiedz, czym dla Ciebie jest Księga?
– Przede wszystkim jest instrukcją obsługi życia. Jest bardzo ważnym drogowskazem, którego wcześniej nie dostrzegałem, a jak zauważałem, to czytałem Księgę wbrew Księdze. Teraz na pewno jest punktem wyjścia dla większości moich wierszy. Księga kojarzy mi się ze Słowem przez duże „S”, natomiast to, co do tej pory napisałem, co przeczytałem i co udało mi się przemyśleć, to były słowa jedynie przez małe „s”. Współczesna literatura próbuje za wszelką cenę uniknąć odpowiedzialności za wypowiedziane przez siebie słowa. W ten sposób można łatwo stać się apostołem złej nowiny. (...)
[cały tekst ukaże się w wakacyjnym numerze „Kalejdoskopu”]
© Marek Czuku