3.10.18 Łódź
Mój wieczór autorski, poświęcony promocji nowego tomu poetyckiego „Stany zjednoczone”, odbywa się w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej im. Marszałka Piłsudskiego, a prowadzi go świetna poetka i literaturoznawczyni, Dorota Filipczak. Ostatni raz występowałem tu przed pięcioma laty, gdy świętowałem swój jubileusz 30-lecia pracy twórczej. Miejsce to jest przyjazne literaturze i książkom, dlatego lubię tu przychodzić nie tylko jako autor, ale i widz/słuchacz.
Dorota przedstawia mnie jako poetę, krótko wspominając o poszczególnych tomikach w kontekście rozwoju drogi poetyckiej i konsekwencji wyborów. Nawiązuje przy tym do recenzji moich książek: Wojciecha Ligęzy, Tomasza Cieślaka, Marianny Bocian, Juliana Kornhausera i Piotra Lorkowskiego. Pokazując moją drogę do „Stanów zjednoczonych”, krytyczka pyta mnie o zaangażowanie tej poezji po stronie etycznej, inspiracje Biblią, poezją metafizyczną, symbolistów francuskich oraz polskiej Nowej Fali, a także zwraca uwagę na moje poszukiwania formalne, prowadzące do przełamywania barier języka oraz postrzegania zmysłowego, co prowadzi m.in. do synestezji. Zdaniem Doroty Filipczak, cechą mojej poezji jest ogromna empatia, pozwalająca autorowi wyjść poza własne odosobnienie. Mnie przypada czytać swoje wiersze w kilku partiach, m.in. w cyklach tematycznych związanych z kolorami, zmysłami, porami roku czy ze zwierzętami. Utwory te unaoczniają tezy prowadzącej spotkanie oraz przywoływanych przez nią krytyków.
W trakcie dyskusji z publicznością – oprócz konwencjonalnych pytań do autora, jakie pojawiają się przy takich okazjach – zostaje „wywołany do tablicy” aktor Eugeniusz Korczarowski, popularny „Żenia”, który w sposób klasyczny interpretuje wiersz irlandzkiego poety metafizycznego z XVII w. To pełne dobrych emocji, a jednocześnie „czyste” wystąpienie aktora dobrze wpisuje się w narrację prowadzącej spotkanie, podoba się również słuchaczom zgromadzonym w sali. A przedtem wzrusza nas wszystkich wypowiedź wicedyrektora Biblioteki, Piotra Bierczyńskiego, który przyznaje się, że szuka w literaturze ukojenia swojego bólu po śmierci w krótkim odstępie czasu żony i syna. Pan Piotr czytał też moje wiersze z różnych tomików, ale nigdzie skutecznego remedium na rozpacz nie znalazł. Odpowiadam mu, że to wielka sztuka, która udaje się tylko nielicznym, napisać coś takiego, co dotrze do głębi człowieczeństwa czytelnika, poruszy go, a jednocześnie spełni kryteria dobrej literatury. Jednak chyba nie całkiem sobie dowierzam, bo już od dłuższego czasu borykam się z myślami o niemocy słowa pisanego (nie tylko przeze mnie) oraz jego niezwykłej ulotności.
© Marek Czuku