25.08.18 Motherwell, Glasgow
Dawid zaprasza nas na tradycyjnie szkockie śniadanie, które słynie z tego, że jest bardzo obfite i ciężkie, idziemy więc do restauracji weatherspoon w Motherwell, gdzie serwują nam scottish breakfast. Na jednej tacy podano: jajka sadzone, tosty, kaszankę, fasolkę, placki ziemniaczane, małe kiełbaski, bekon, pomidory... Razem ten rarytas ma aż 1414 kalorii. Jesteśmy niesamowicie nasyceni i posiłek wystarczy nam z pewnością do wieczora.
Tak kulinarnie zaopatrzeni jedziemy znowu do Glasgow, by kontynuować wczorajszą podróż autobusem City Sightseeing. Zaczynamy ją, zgodnie z tradycją, z placu Jerzego, głównego rynku miasta, gdzie góruje okazały ratusz, wzniesiony w czasach wiktoriańskich w stylu beaux-arts. Niebawem wysiadamy przy katedrze św. Mungo, patrona diecezji Glasgow. Piękny gotycki gmach powstał w XII w. i zachował się do dziś w niemal nienaruszonym stanie. Zwracam szczególną uwagę na długie i wąskie, wspaniałe witraże. Po wyjściu ze świątyni idziemy obok – do Muzeum Życia i Sztuki Religijnej Św. Mungo. Zgromadzono w nim bardzo wiele eksponatów związanych z prawie wszystkimi religiami i wierzeniami, jakie występują na świecie. Jedną ekspozycję poświęcono życiu duchowemu Szkocji – od wierzeń przedchrześcijańskich oraz chrześcijaństwa celtyckiego, po wieloreligijność współczesnej Szkocji. Czasem jednak przekaz przypominał „groch z kapustą”, np. gdy w jednej gablocie wystawiono obok siebie karty tarota, figurę Matki Boskiej oraz posążek Buddy.
Kolejnym naszym przystankiem jest Pałac Ludowy (Peoples Palace) z palmiarnią (Winter Gardens) i dużym parkiem (Glasgow Green). Budynek z czerwonego piaskowca powstał pod koniec XIX w. i obecnie mieści muzeum ukazujące dawne życie w Glasgow. Z nostalgią oglądamy wystawy, w których wyeksponowano wątki obyczajowe i społeczne. Natomiast palmiarnia pozwala nam przez chwilę odpocząć w cieniu egzotycznych drzew. Jeszcze Dorota fotografuje się przed najwyższą terakotową fontanną na świecie Doulton Fountain z 1888 r., która ma 14 m wysokości i 22 m obwodu, i znajdujemy się już w parku, gdzie dwie roześmiane grupy – męska i żeńska przeciągają linę. Zauważyły nas panie i od razu dołączyły do swojej silnej ekipy. Niestety, panowie z drugiej strony okazali się mocniejsi, ale nie było tak źle, bo udało mi się zarobić u Szkotki buziaka, a nawet dwa.
Autobus zawozi nas teraz do najnowocześniejszego w Szkocji centrum SSE Hydro, gdzie dzisiaj odbywają się zawody taneczne młodzieżowych zespołów. Niektóre z nich jeszcze ćwiczą swoje energetyczne i pełne ekspresji układy na chodnikach przed halami. W skład tych ekip wchodzą głównie dziewczęta, każda grupa zaś ma jednolite, a jednocześnie oryginalne stroje, fryzury i makijaże. Dynamiczne, kolorowe figury wprawiają w ruch powietrze.
A teraz odwiedzamy Uniwersytet w Glasgow, strzelisty budynek, który przypomina trochę katedrę.Wchodzimy na dziedziniec i aż przenika nas ta wiedza, którą sączy się tu od dawien dawna w uszy, oczy i mózgi studentów z niemal całego świata. Z dziedzińca wchodzimy do Hunterian Museum (są to zbiory Williama Huntera, które przekazał uczelni) prezentujące eksponaty z bardzo różnych dziedzin. Oglądamy więc preparaty anatomiczne, czaszki, szkielety zwierząt, kości dinozaura, minerały, meteoryty, morskie korale, monety rzymskie, przedmioty codziennego użytku, stare mapy, dawne narzędzia i urządzenia naukowe oraz wiele innych rzeczy, którymi zajmuje się nauka.
Ostatnim dzisiejszym naszym celem jest Kelvingrove Museum and Art Gallery, mieszczące się w barokowym budynku z czerwonego piaskowca. Nie zdążamy jednak obejrzeć wszystkiego, bo zbliża się godzina piąta, kiedy muzeum jest zamykane. Bardzo ciekawa jest wystawa prac twórcy stylu Glasgow, Charlesa Renniego Mackintosha. Tutejsza sztuka użytkowa wydaje mi się dosyć ciężka – zupełnie jak szkocka whisky, do której nawiązuje nawet kolorystyką. A na koniec nagroda – w sali sztuki francuskiej obrazy Braque’a, Matisse’a, Moneta i Picassa. To jest ta przysłowiowa „kropka nad i”, czyli „wisienka na torcie” na pożegnanie dnia.
© Marek Czuku