O takich ludziach mówi się człowiek renesansu i człowiek instytucja. Romuald Mieczkowski, Polak z Wilna, autor kilkunastu książek, w tym najnowszej – wyboru wierszy „Mój barbarzyńca” (Wilno 2021), jest nie tylko poetą i pisarzem. Od półwiecza aktywnie działa jako dziennikarz (wszelkich mediów) i publicysta, scenarzysta i reżyser, wydawca oraz organizator i kurator setek wystaw, festiwali, warsztatów, konkursów, plenerów. Od 1989 r. wydaje i redaguje pismo kulturalne (obecnie kwartalnik) o rodowodzie niepodległościowym „Znad Wilii”. Od 1994 r. organizuje Międzynarodowe Festiwale Poetyckie „Maj nad Wilią”. W 1995 r. założył Polską Galerię Artystyczną „Znad Wilii”. Jego działalność społeczno-kulturalna wykracza daleko poza litewsko-polskie pogranicze i ma szeroki zasięg międzynarodowy.
Wybór „Mój barbarzyńca” stanowi podsumowanie twórczości poetyckiej Mieczkowskiego. Utwory w tomie pogrupowane są w ośmiu spójnych tematycznie częściach.
1. Rodzina
Wiersze z rozdziału „Ścieżką pachnącą rumiankiem i miodem” dotyczą głównie wspomnień rodzinnych autora. Pojawia się więc w nich „chłopczyk o włosach białych jak mleko”, czyli roczny Romek ze zdjęcia w atelier z rodzicami, którzy są „młodzi, radośni i szczęśliwi / wprost promieniści naiwnie”. Z kolei na fotografii objazdowego fotografa „dziadek / w zawadiackim kapeluszu / z błyskiem w oczach / za uzdę dumnie konia trzyma”, zaś siedmioletni Romek dzierży „lśniący w słońcu rower”. Są też reminiscencje z uroczystości religijnych: Zielonych Świątek w Kalwarii Wileńskiej oraz nabożeństw majowych w towarzystwie brata, babci i jej siostry.
Obudzony w środku nocy poeta wraca myślami do matki, bo w życiowych trudach zawsze pomaga „ciężar [jej] czułej ręki”. Natomiast w apostrofie do nieżyjącego ojca autor prosi go, by odpowiedział na jego zwątpienia „w ład i sens tego świata”. Zabawne są historie z krawatem ojca, który poeta po cichu pożyczał na zabawy, oraz z donaszanymi modnymi butami – niegdyś po ojcu, a teraz po synu.
Romuald Mieczkowski kreśli ciekawe portrety psychologiczne swoich bliskich. I tak: dziadek był optymistą, bo mówił, że „nie masz złych czasów”, „bywają tylko złe chwile” (jak na przykład wojna). Babcia zaś opowiadała o młodzieńcu, który odrąbał sobie palec, by nie iść do carskiego wojska. To budzi złe wspomnienia czasów, gdy poeta został wzięty do Armii Czerwonej, i chyba by mu nie pomógł taki fortel. Z kolei ciotka była bardzo konkretna („mówiła zwięźle i bez metafor”) oraz dociekliwa „na miarę kunsztu dyplomatów”.
Na koniec autor portretuje samego siebie. Jego remedium na egzystencjalną trwogę, gdy nieustannie czuwa w otwartych drzwiach swojego domu, to cierpliwość, upór i rozsądek (wiersz „Samoobrona”). Pamięta on bowiem, że gdy dziad i ojciec zbudowali swoje domy, to barbarzyńcy je zburzyli. On również długo budował dom, więc ostrzega, że będzie „go bronił jak twierdzy”. (...)
[cały szkic będzie można przeczytać w jednym z kolejnych numerów „Wyspy”]
© Marek Czuku