„Czerwony autobus. Didaskalia” (Sopot 2020) to książka tak nietypowa, że nawet mnie trudno ją sklasyfikować. Myślę jednak, że najbliższe prawdzie jest określenie „zbiór miniatur dramatycznych”. Rzecz z pogranicza poezji i dramatu – tak wypowiedział się na temat swojego nowego dzieła Jarosław Jakubowski.
Napawający lękiem „upiorny czerwony autobus”, który przemierza miniatury Jakubowskiego, przyjechał tu wprost z symboliczno-metaforycznego obrazu Bronisława Wojciecha Linkego „Autobus” (1959-61) oraz zainspirowanej tym dziełem piosenki Jacka Kaczmarskiego „Czerwony autobus” (1981). Natomiast pesymistyczny w swojej wymowie i społecznej diagnozie obraz Linkego sięga znacznie dalej, bo do „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego i jego wizji narodowych przywar.
Widmo czerwonego autobusu krąży po Polsce: „Pędzimy przez polską dzicz, / Wertepy, chaszcze, błota. / Patrz w tył, tam nie ma nic, / Żałoba i sromota. / Patrz w przód, tam raz po raz / Cel mgłą niebieską kusi. / Tam chce być każdy z nas, / Kto nie chce chcieć – ten musi!” – tak pisał Kaczmarski w okresie wiosny „Solidarności”. Jakże obraz ten kłóci się z socrealistyczną wizją zagrzewającej do pracy piosenki z 1952 roku (muzyka Władysława Szpilmana, słowa Kazimierza Winklera): „Autobus czerwony, przez ulice mego miasta mknie / mija nowe, jasne domy, i ogrodów chłodny cień / (...) / A motor tak huczy, dudni basem ponad miastem / W tej tonacji radości, w której serce moje gra / (...) / Wszyscy patrzą, jakby pierwszy raz zobaczyli miasto swe”. Ale porzućmy te historyczne dywagacje, bo bohater książki Jakubowskiego już nie pamięta, dlaczego czerwony autobus napawa go niejasnym lękiem. Ponieważ jego powód uległ przedawnieniu, pozostała po nim jedynie pamiątka, a „upiorny czerwony autobus” stał się „zwykłym czerwonym autobusem”.
Układ i filozofia miniatur Jakubowskiego przypomina klimat pierwszych surrealistycznych filmów, jak choćby „Psa andaluzyjskiego” Luisa Buñuela, w których oniryczna opowieść, odsłaniająca nieujawnione pokłady podświadomości, składa się z luźno powiązanych tematycznie scen, mających na celu zszokowanie widza. Natomiast kalejdoskopowy obraz tworzący mityczny labirynt minionych doznań i fantastycznych marzeń, relatywizujący i cofający czas – to świat prosto z „Sanatorium pod Klepsydrą” Brunona Schulza.
W „Czerwonym autobusie” pochodzące z różnych parafii porozrzucane obrazki tworzą współczesną kartotekę, złożoną z funkcjonujących na równych prawach dialogów i didaskaliów. Albo quasi-dialogów i quasi-didaskaliów, bo tak naprawdę to jednak proza poetycka wypełnia treścią ten najmniejszy teatr świata. Jednowyrazowe tytuły kolejnych scenek składają się z rzeczowników, a dwa z nich połączone z przyimkiem „w” pełnią funkcję okolicznika miejsca. Taka prostota i pewien minimalizm w nazywaniu poszczególnych części tomu sprowadzają ich wymowę do symboliczno-archetypicznego sygnału raczej niż do palety barw i odcieni. Powaga podejmowanych tematów zderza się tu z groteską i absurdem, co podkreślają ironia i kpiarski ton, z kolei intertekstualna nadmiarowość i wynikająca stąd literackość dzieła Jakubowskiego utwierdza jedynie czytelnika w przekonaniu, że nie wszystko odbywa się w tej scenerii całkiem serio i ma często parodystyczny charakter.
(...)
[całą recenzję będzie można przeczytać w numerze 35 (1/2021) „eleWatora”]
© Marek Czuku