Życie to loteria, koło fortuny albo perpetuum mobile – twierdzi autorka tomu wierszy „Szept Gai” (Warszawa 2022), Alicja Patey-Grabowska. Koło historii kręci się, niczym walec, od zarania dziejów. Wszystko przemija, świat jest miażdżony przez czas. Minęły już potop, dinozaury, neandertalczyk, naskalne malowidła, stare foliały i księgi. Pędzą galaktyki; za cztery miliardy lat Andromeda „Mleczną rozszarpie”, ale nas już wtedy nie będzie.
O autorce kilkunastu tomików poetyckich, sztuk scenicznych i książek dla dzieci Maria Jentys napisała w encyklopedycznym haśle, że „finezyjnie łącząc prostotę ze wzniosłością, modlitewność z filuternością, stworzyła pełen ciepła i uroku wizerunek tzw. wiecznej kobiecości”. Teraz swoistym porte-parole uczyniła poetka pramatkę Gaję, czyli Ziemię, która wyłoniła się z Chaosu.
Gaja przestrzega: to nie Nemezis, przeznaczenie, ale człowiek, który wymyślił wspaniałe dzieła, może je również zniszczyć. Bo zagraża nam nie tylko zderzenie galaktyk, ale zło, które „weszło w krajobraz”, jako wytwór chorego mózgu. W historię wpisane są także nienawiść i szaleństwo. Poetka przywołuje imiona okrutnych cesarzy rzymskich, wspomina o tyranii, morderstwach, orgiach. Ludzkość jest na krawędzi – Bóg dał nam wolną wolę, ale często budzimy bestię, która pożera także nas samych. Poetka odczuwa lęk, gdy włącza komputer, mając świadomość, że znajdujemy się w oku cyklonu, gdzie pozornie jest cisza i „wydaje nam się że nas [to] nie dotyczy”. A obok pada kultura, my natomiast oddajemy się rytuałom codzienności, doświadczamy pustki i samotności.
Poetkę nawiedzają niekiedy złowieszcze sny, po których pozostaje niepokój i niepewność jutra. Bowiem autorka „Szeptu Gai” naznaczona jest dziecięcą traumą, której nie da się wymazać z pamięci. Alicja Patey-Grabowska jako mała dziewczynka przeżyła powstanie warszawskie oraz bombardowania Starego Miasta, a potem została wypędzona ze stolicy i trafiła do okropnego niemieckiego obozu przejściowego w Pruszkowie. Natomiast ojciec poetki zginął w Katyniu, stąd szczególny wiersz o „dębach pamięci”, które dają nadzieję, „że nie zapomni ojczyzna o synach (...) przysypanych ziemią”.
Pomimo programowego katastrofizmu autorka nie zamierza poddawać się złym myślom i przeczuciom. Gaja-Ziemia pozostanie nadal „z tlącym się życiem / w serca zakamarkach”, bo życie to cud, „Łaska Nieba” i trzeba się nim cieszyć. Zbawieniem dla nas jest też praca, rodzina, symbioza z przyrodą i przeżywanie jej piękna. Bezcenne są chwile szczęścia, które niesie miłość, macierzyństwo, poezja.
Siłę życiową poetka czerpie z wiary – w Boga, który stworzył Wszechświat, oraz w wielkie dzieła ludzkości. Obcowanie z muzyką Beethovena, Händla, Mozarta bądź z widokiem gotyckich katedr prowadzi do zadumy nad nicością człowieka, który zdołał pojąć potęgę Wielkiego Architekta. A przywołanie za „Ziemią jałową” Eliota świętej zgłoski hinduizmu – Om pozwala zachować perspektywę człowieka jako malutkiej mrówki skontrastowanej z ogromem Boga. (...)
[całą recenzję będzie można przeczytać w jednym z kolejnych numerów „Nowych Książek”]
© Marek Czuku