copyright © "Nowy Napis Co Tydzień" 2023
Tomasz Dalasiński to poeta i prozaik, laureat Tyskiej Zimy Poetyckiej, nominowany do Nagrody Poetyckiej im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz” za tom „Większe”, stypendysta MKiDN oraz Miasta Torunia. Choć w środowisku literackim znany jest przede wszystkim jako autor wierszy, ma w swoim dorobku również książkę krytyczno-literacką i dwa zbiory opowiadań. W tej recenzji skupię się na najnowszym, wydanym w 2022 roku „Przystanku kosmos”, który – jak wskazuje podtytuł („i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach”) – mieści w sobie łącznie trzydzieści bardzo krótkich tekstów. Maciej Libich napisał w blurbie, że „w tych trzydziestu króciutkich prozach Dalasińskiemu udaje się zamknąć cały świat”. Zawarty w tytule „kosmos” rzeczywiście mógłby to sugerować, ale czy autorowi „Nieopowiadań” naprawdę udało się na niecałych stu stronach pomieścić cały świat lub nawet wszechświat?
Pieśni o ludziach
Podtytuł zbioru, oprócz jasnej deklaracji co do liczby tekstów, zostawia czytelnikom istotną dla lektury podpowiedź. Dalasiński napisał „pieśni o rzeczach i ludziach”, a zatem swoje utwory skoncentrował wokół osób i przedmiotów. Są to rzeczywiście dwie główne drogi, którymi podąża narracja tych opowieści. My również spróbujemy podążyć każdą z nich; najpierw tą, w centrum której stoi człowiek.
Autor starał się sportretować współczesną wieś, rozpisując jej charakterystykę na niezależne od siebie opowiadania, które jednak łączy wspólna przestrzeń, niekiedy podobni do siebie czy nawet tożsami bohaterowie oraz ogólny nastrój. Z jednej strony mamy choćby tytułowy „Przystanek kosmos”, który opisuje sytuację usunięcia starego przystanku autobusowego, pełniącego raczej funkcję społeczno-kulturową niż tę przypisaną odgórnie. Sytuację, która wydarzyła się w wielu polskich wsiach i miasteczkach: mogła się ona wydarzyć wszędzie i nigdzie, ukazując tym samym pewien uniwersalizm doświadczeń. Z drugiej strony mamy natomiast „Kaśkę” – pojedynczą bohaterkę z trudną przeszłością, własnymi motywacjami i traumami. Choć poznajemy z imienia ją, jej córkę, ojca (i równocześnie oprawcę) oraz partnera, nic nie czyni jej historii indywidualną lub na swój sposób wyjątkową. Znów – ma być to opowieść uniwersalna, ale przewijające się przez teksty zbioru postaci, które mają reprezentować swoiste doświadczenia wspólnotowe, są zbyt schematyczne. [...]
Pieśni o rzeczach
Inaczej ma się sprawa z tekstami skoncentrowanymi wokół przedmiotów. W zbiorze znajdziemy takie tytuły jak choćby „But” czy „Krzesło”, w których cała narracja jest budowana właśnie dookoła rzeczy. Przedmiot staje się w nich punktem wyjścia nowej relacji, przełomowego wydarzenia, zmiany lub po prostu snucia opowieści. Poprzez rzecz autor odsłania to, co ludzkie, budując tym samym więź między nieożywionym i ożywionym. Koncentrując się na szczególe, dociera do historii, która się za nim kryje. Nie próbuje w kilku akapitach opisać życia postaci od chwili narodzin aż do momentu śmierci, tak jak to robi w tekstach związanych z konkretnymi bohaterami, ale wyłuskuje interesujący fragment biografii, jakiś ważny moment, który daje się ująć w wąskie ramy przedmiotu i opowiedzieć za jego pomocą. Nie rezygnuje z perspektywy osobowej, to znaczy: nie proponuje studium przedmiotu, lecz łączy świat zapomnianych, niepotrzebnych, materialnych drobiazgów z ich funkcją kulturową, znaczeniami istotnymi społecznie lub historycznie.
Od detalu rozpoczyna się też przejmujący tekst „Zobaczyłem go”. Dopiero na końcu tego krótkiego opowiadania przed czytelnikiem odsłania się to, co jest opisywane: rak „niczym zamróz kruszący skały osadowe”, „nie do wycięcia, nie do wyplenienia jak perz lub podagrycznik pospolity”. Rak, który powoli zabija ojca i który, zajmując centralne miejsce w tej narracji, ogniskuje uwagę czytelnika właśnie na „rzeczy”, a nie na człowieku, a przecież tym, co przesądza o silnej emocji stojącej za tekstem, jest właśnie człowiek. Takie umiejętne przesunięcie perspektywy zdecydowanie działa na korzyść utworów oraz ich autora. W przypadku tak krótkiej prozy niewątpliwie lepiej jest skoncentrować się na szczególe, wybrać wycinek reprezentatywny dla całości. Pozostawić czytelnika z wrażeniem niedosytu, pozwolić mu samodzielnie dopowiedzieć ciąg dalszy.
Odciski palców, klisze, pamiątki i inne znaki obecności oraz wątki nie z tego świata
W opowiadaniach zawartych w tomie „Przystanek kosmos” narrator najczęściej pozostaje z boku. Zdaje relację, opowiada, ale stroni od bezpośrednich wtrąceń czy – tym bardziej – oceny swoich bohaterów. Dalasińskiemu zdarzają się jednak wyjątki od reguły. I bardzo dobrze, bo te utwory, w których narracja zmienia się w pierwszoosobową i pozwala utożsamić autora z narratorem, zdecydowanie należy zaliczyć do udanych, jak choćby wspomniany wyżej tekst „Zobaczyłem go”. Mam tu na myśli również takie tytuły, jak na przykład „#byłem, z psem” czy „Szeptun”. Co ciekawe, w każdym z nich pojawia się jeszcze jedna ważna cecha odróżniająca je od większości opowiadań z tego zbioru, a mianowicie element fantastyczny. Pierwszy z tytułów pozwala dotrzeć do własnego sobowtóra, drugi wykorzystuje motyw pętli czasowej, a ostatni – postać na poły legendarną i zderzenie wyobrażeń o niej z rzeczywistością.
Większości opowiadań towarzyszy skrajny realizm epatujący przemocą czy zachowaniami patologicznymi. W tych momentach, kiedy autor odsłania się w opowiadaniach, przyglądamy się z bliska raczej prostej codzienności, której magia zawiera się w tajemnicy, oczekiwaniu czy niespodziance. Opowiadanie „Szeptun” kończy się takim fragmentem:
„Nigdy więcej nie spotkałem żadnego szeptuna. Tak właściwie to sam nie wiem, czy ten, którego spotkałem, faktycznie był szeptunem, i czy ktokolwiek kiedykolwiek jakiegokolwiek szeptuna spotkał naprawdę”.
O ile konfrontacja fantazji z tym, co realne, zwykle odkrywa tajemnicę na tyle, by dojrzeć narosłą wokół niej otoczkę, o tyle umiejętne operowanie tajemnicą – jej opowiadanie, jak w przypadku mitu szeptuna – tworzy świat na poły fantastyczny, niedający się do końca ująć w ramy widzialnego i pojmowalnego. Dalasiński niekiedy umiejętnie rozgrywa takie wątki, z motywu pętli korzysta więcej niż raz (bardzo dobre opowiadanie „Śnieg”), od czasu do czasu zaskakując czytelnika i pokazując, że ma jeszcze kilka asów w rękawie.
To co z tym wszechświatem?
Odpowiadając na pytanie zadane w tytule: nie, nie da się zmieścić całego kosmosu w trzydziestu opowiadaniach. A w każdym razie nie udało się to w najnowszym zbiorze opowiadań Tomasza Dalasińskiego. Nie zmienia to jednak faktu, że wśród tych opowieści z pewnością znajdziecie takie, które przeczytacie z przyjemnością, zaciekawieniem, a nawet nutką niepokoju. Zdecydowanie lepiej wybrzmiewają te historie, które koncentrują się na szczególe, nie roszcząc sobie pretensji do perspektywy kosmicznej, ukazującej obraz szeroki, ale niepogłębiony, a przez to mało wiarygodny. Dalasiński jest bardzo dobrym poetą, świetnie operuje językiem również w prozie – pozostaje więc kwestia umiejętnego zarządzania zawartością fikcji i tego, co krótka proza może w sobie pomieścić. Czytelnikowi wystarczy przystanek, kosmos zostawmy astronomom i astronautom.
Anna Mochalska
Tomasz Dalasiński Przystanek kosmos i 29 innych pieśni o rzeczach i ludziach – http://www.wforma.eu/przystanek-kosmos-i-29-innych-piesni-o-rzeczach-i-ludziach.html