copyright © http://annasikorska.blogspot.com 2017
„Dulszczynea” tytuł tomiku łączący ze sobą dwa symbole: panią Dulską z całym jej bagażem kołtuństwa, zakłamania, tworzenia pozorów, nienawiści, obgadywania, wykorzystywania i Dulcyneę, bohaterkę bardzo niejednoznaczną, bo z jednej strony będącą uosobieniem brzydoty i prymitywizmu, a z drugiej obiektem bezwarunkowej miłości oszalałego Don Kichota. Obie łączy prowincjonalizm. Wietrzna La Mancha powodująca obłęd i polski prowincjonalny Kraków pozostający w tyle za rozwijającymi się miastami Europy. Obie z przejaskrawionymi wadami mającymi piętnować odmienne rzeczy doskonale oddają zawartość tomu poezji Zbigniewa Wojciechowicza, dla którego szeroko rozumiana prowincjonalność staje się pretekstem pochylenia nad ludzkimi słabościami, ułomnościami. Z jednej strony ową prowincją jest mała miejscowość, z drugiej może być osiedle z panem Zygmuntem w kiosku, małą, hermetyczną społecznością znającą się i kształtującą styl życia przez ocenianie, moralizowanie, pouczanie czy nawet nieprzychylne spojrzenie lub ciągłą kontrolę. Życie toczy się tu wokół codziennych i cotygodniowych rytuałów pozwalających ludziom czuć się bezpiecznie i kontrolować innych, kontrolować siebie samego, zapewniać tworzenie pozorów zachowania mającego uchodzić za właściwe. Znaczącą rolę odgrywa tu kiosk, parapety, ławki. Są miejscami lokalnego osądu:
KOBIETY-PODUSZKOWCE
wiedzą o mnie więcej
niż ja sam
z wysokości parapetów
KOBIETY-PODUSZKOWCE
prowadzą dysputy
o marynowaniu grzybów
i o tym
że ta spod trójki
to one już dobrze wiedzą
CO
prowadzą księgę wyjść i powrotów
nikt nie zniknie
nikt nie umrze
samotnie
kamienica czuwa
Obserwowani obserwują, oceniani oceniają, obgadani obgadują. Życie na prowincji toczy się według ustalonych schematów i ciągłego tworzenia pozorów. Kamieniczne obserwatorki i niedzielni krytycy – każdy oceniający należy do jednej lub drugiej grupy.
niedzielny spacer
jak niedzielna msza
rodzina
i
szyk
ta w tym płaszczu
to już będzie
trzeci rok
co
ta zmienia ich
jak rękawiczki
nie nadążysz
ten ciągle na krechę w warzywniaku
wstydu nie mają
a my zobacz
spacerujemy
dwa brystole
Prowincjonalność to temat, który w różnych odsłonach regularnie powraca. Po zachwycie artystów prowincją, był czas badania zwyczajów, odkrywania bogactwa życia. Pod wierzchnią warstwą dostrzeganą przez przyjezdnych kryje się jednak coś, co mogą zrozumieć osoby uczestniczące w prowincjonalnym życiu. Małe miasteczko to nie tylko ilość mieszkańców, ale przede wszystkim stan umysłu, układ ról społecznych, hierarchia, narzucanie, tworzenie pozorów, plotki, lokalne afery, życie toczące się w dziennych, tygodniowych i rocznych cyklach, nadzieje na wyrwanie się z takiego środowiska, codzienne zmaganie się z losem, swoimi słabościami, tworzeniem wizerunku i marzenia o wielkiej wygranej, która pozwoli powiedzieć ludziom, co się o nich naprawdę myśli i uwolnić się od nich dzięki wyjazdowi w wielki świat. Każdego dnia pan Zygmunt z kiosku, pani Kasia z banku, i wielu innych bohaterów idzie do pracy w nadziei, że to już ostatni dzień. Z drugiej strony pilnują niezmienności, obserwują, dostosowują się do przestrzegania stałych godzin i na wypadek zmian chcą utrwalić znaną im teraźniejszość.
„Dulszczynea” doskonale oddaje klimat prowincji zastygłej w braku zmian. Na takiej prowincji romans, przyjazd karetki, wypadek to wydarzenia na skalę przedstawienia teatralnego: ludzie wylegują na ulicę, robią wywiad, oczekują dramatycznych scen, a później z zawodem sercu wracają do domu i długo czekają na kolejne atrakcje, do których nie zaliczają „miejscowego głupka”, bo on już się wszystkim opatrzył, już przywykli do jego widoku i tylko piętnują go podkreślając jego inność, tworząc legendy na temat schematów jego działania. Nie zabraknie też miejscowych alkoholików okradających żony i matki, niebezpiecznych narożnych sklepów, pierwszych budek z fastfoodami, knajp dla podpitych mężczyzn przechodzącym kryzys wieku średniego. W krajobraz wpleciono osamotnionych wdowców tkwiących przed telewizorem, stare panny. Małe miasteczka mają swój urok:
„w małych miasteczkach
małe knajpy
w małych
knajpach duże
piwo
mali ludzi
i sprawy”
Kolekcję prowincjonalnych sylwetek wypełnia kioskarz, pijaczki, barmanka, sklepowa z rybnego, okradana staruszka, miejscowy idiota, żebrak, wdowiec całymi dniami oglądający telewizję, staruszek karmiący gołębie, drobny urzędnik, pani z banku, zbieracz śmieci, miejscowe plotkary, szczebioczące nastolatki, dewotka, mężczyźni znikający w piwnicach, naczelnik lubiący łapówki, dziewczyny unikające zbyt ostrych makijaży, Ukrainiec, matki i zapracowani ojcowie. Bogaty wachlarz postaci sprawia, że po przeczytaniu „Dulszczynei” oczami wyobraźni zaczynamy widzieć prowincję z jej mankamentami.
W prostych i niesamowicie trafnych obrazach Zbigniewa Wojciechowicza nie zabraknie zabawy słowami, znaczeniami. Poeta umiejętnie nawiązuje do znanych utworów, których motywy wykorzystuje w innym kontekście, daje im odmienne znaczenie, poszerza perspektywę spojrzenia na przemilczane. Całość doskonale podsumowuje wiersz „Dulszczynea”
przebieraj się
zawsze za parawanem
kąp w bieliźnie
a przed praniem
zarygluj drzwi i zasłaniaj
okna
krzycz
cicho
pij samotnie
nie płacz
wcale
do kościoła
ubieraj się
wytwornie
opluwaj publicznie
Całość bardzo obrazowa i przyjemna w odbiorze. Książkę czyta się szybko, a nakreślone scenki pozwalają na wyobrażenie sobie miasteczka tętniącego życiem toczącym się wokół przemilczenia. Tom „Dulszczynea” polecam osobom poszukującym poezji o prowincji, codzienności, pokazującą wycinki prowincjonalnej rzeczywistości i lubiących poszukiwać motywów utworów innych twórców.
Anna Sikorska
Zbigniew Wojciechowicz Dulszczynea – http://www.wforma.eu/dulszczynea.html