copyright ©
www.papierowemysli.pl 2011
Jesteśmy elementami kosmosu, jesteśmy wręcz mikrokosmosami zawieszonymi na źdźbłach trawy... Kazimierz Brakoniecki w swoim zbiorze poetyckim
Obroty nieba szuka korzeni wszechświata i naszego w nim miejsca. Poprzez przyrodę, zmieniające się pory roku, pojedyncze kadry z niekończącego się nigdy przyrodniczego filmu wyświetlanego gdzieś w przestworzach.
Ten niezbyt obszerny objętościowo zbiorek zawiera naprawdę potężny ładunek poznawczy. W stu sześćdziesięciu dziewięciu krótkich wierszach bohaterami stają się kwiaty, mrówki, drzewa, czy kamienie, ale przecież każdy z tych bytów to personifikacja dowolnego „ja” stojącego w obliczu nieskończonego nieba. Każdy z tych bytów zadaje sobie bardzo podobne pytania, a co więcej, dużym podobieństwem łączą się także ich losy. Bo z jednej strony:
...co robi kamień?
Rozpada się do wewnątrz
A z drugiej:
Jesteś jak kamień
może odnajdzie cię kiedyś
pustka
i rzuci przed siebie
za siebie
w siebie.
Nieprzypadkowo tytuł zbioru nawiązuje do najsłynniejszego dzieła Mikołaja Kopernika. Mamy do czynienia ze słowotwórczym odwróceniem perspektywy – z punktu widzenia pojedynczego bytu, to nie ciała niebieskie się obracają, a całe niebo –
per analogiam do ruchów kosmicznych potęg, które są niedostrzegalne dla mrówki wędrującej po liściu. Nawet zderzenia wszechświatów, o ile takowe mają miejsce, nie są w stanie wpłynąć na postrzeganie – bo
każde drzewo ma własną stronę świata i dzięki sosnom ulatnia się prawo ciążenia. W tych wierszach Kazimierz Brakoniecki często powraca w „kraj lat dziecinnych”, gdy nie byliśmy jeszcze obciążeni bagażem lat i umieliśmy się dziwić. A właściwie, gdy patrzyliśmy na przyrodę i otaczający nas świat bezwiednie, bezedukacyjnie wręcz. Być może tamten punkt widzenia był równie prawomocny, co oglądanie otoczenia poprzez „mędrca szkiełko i oko”.
Ten zbiorek tworzy właściwie długi poemat o kosmosie i przyrodzie, można go traktować jako całość podzieloną na numerowane elementy składowe – ale nie na zasadzie zorganizowanej struktury, lecz raczej chaotycznego układu powiązań – jak przyroda, niebo i kamienie. Temu chaosowi sprzyja również różnorodność tonacji poszczególnych fragmentów – chwilami mamy do czynienia z patosem, iście kosmologicznym wymiarem, a za chwilę doświadczamy nieraz bardzo przyziemnego humoru. Ale to tylko dodaje barw całości. A całość staje się zadziwiająco spójna.
A za tymi wszystkimi obrazami, gdzieś nieuchronnie czai się pytanie o rzeczy najważniejsze, czy raczej o Rzeczy... A więc przemijanie, a więc wiara, a więc śmierć, która nieobca jest nawet galaktykom, a co dopiero mówić o ludziach. I być może dlatego niektóre strofy
Obrotów nieba brzmią naprawdę przygnębiająco – chociaż może po prostu oddam głos ich autorowi:
Paraliżujący strach
że wszystko jest oszustwem
on ty bóg kobieta kwiat
nawet ten głód nieskończoności (…).
Krzysztof Maciejewski
Kazimierz Brakoniecki
Obroty nieba –
http://wforma.eu/155,obroty-nieba.html