copyright © http://mechaniczna-kulturacja.blogspot.com 2015
Stephen King wyraził kiedyś twierdzenie, że obcowanie z powieścią przypomina długi romans, natomiast lekturze opowiadań bliżej do skradzionych ukradkiem pocałunków. Femme fatale – nowy zbiór opowiadań Kazimierza Kyrcza – to aż piętnaście soczyście mrocznych całusów, choć ulotnych krótką formą, jednak wypalających trwałe znamię w czytelniczych umysłach na tyle głęboko, by odczuwać skutki złowieszczej randki długo po jej krwawym finale.
Nieprzypadkowo przytoczyłem parafrazę wypowiedzi Stephena Kinga, bo właśnie z jego wczesną twórczością skojarzyła mi się antologia Kyrcza. Autor Femme fatale doskonale operuje środkami wyrazu, nastrojem; klimatem niepokoju budowanym od podstaw z chirurgiczną precyzją i psychotyczną konsekwencją, dodatkowo opierając wątki fabularne na głęboko psycho-socjologicznym zapleczu.
Trudno byłoby opisywać każde opowiadanie po kolei, odzierając je tym samym z tak przecież ważnej dla opowieści tajemniczości; nie fabuła jest w nich najważniejsza, a forma podania.
Mamy więc piętnaście, przejmujących do szpiku kości historii, napisanych niezwykle zręcznym, często półpoetyckim piórem, których koszmarna kondensacja emocjonalna przyprawia o prawdziwy ból duszy. Autor nie patyczkuje się z czytelnikiem – wywleka, niczym trzewia z już mocno nadpsutego truchła, najgorsze instynkty, żądze, pragnienia, sięgając do najgłębszych i najczarniejszych odmętów ludzkiego jestestwa. Lecz ten zabieg sam w sobie nie byłby nawet w połowie tak przerażający, gdyby nie absolutny brak odgórnej oceny zachowań literackich bohaterów. Kyrcz, posługując się prostym, wręcz suchym stylem narracji, zamienia się w bezdusznego reportera-obserwatora, który nie bawiąc się w jakąkolwiek (psycho)analizę, przedstawia nam ludzkie potwory, takimi jakimi są – w skali 1:1, bez cenzury, bez prób usprawiedliwienia bądź potępienia. A są to potwory zrodzone z codzienności – z cierpienia, rutyny, z (nad)wrażliwości, często z chęci niesienia pomocy bliźnim. Femme fatale to prawdziwe studium paranoi – pełne spiskowych teorii, lęków, obsesji, erotycznych fetyszy – ubrane w mroczną kobiecą fizys. W niemal każdej historii główną, choć często zakamuflowaną rolę odgrywa kobieta. Czasem staje się spiritus movens opowieści, czasem jedynie zarzewiem ognia szaleństwa trawiącego męskie umysły. Zawsze jednak jest – nieuchwytna, rozchwiana emocjonalnie, złowieszcza, wreszcie zabójcza. Ale też mrocznie piękna, ulotna śmiertelnym wdziękiem, kusząca i... bezwzględnie skuteczna.
To, co zachwyca w konstrukcji książki, to jej logiczna spójność, konsekwencja w opowiadaniu krwawych, klimatycznych historii, a przede wszystkim jakościowa równość. Każdą opowieść dopracowano w najdrobniejszych szczegółach – od pierwszego zdania, które niejako zapowiada charakter i stylistykę dalszego ciągu (jeśli utwór zaczyna się od słów: „Wujek Waldemar, choć poćwiartowany, wciąż miał dużo do powiedzenia” to możecie mieć pewność, że historia, choć krwawa i mroczna, będzie obfitowała w dużą dawkę poczucia humoru), poprzez stopniowe dozowanie napięcia, wreszcie końcówkę, która albo wyrywa z butów zręcznym niedopowiedzeniem, albo celną i bestialsko przewrotną puentą. Na uwagę zasługuje również piękno i bogactwo językowe, stylistyczne perełki godne prawdziwych literackich mistrzów oraz autorski zmysł obserwacji – zwłaszcza wysoce rozwinięta empatia względem kobiecej psychiki.
Przed lekturą Femme fatale obiecałem sobie, że moje recenzenckie wywody będą do bólu obiektywne, że bez względu na osobistą sympatię do autora i jego twórczości wywlokę na światło dzienne wszelkie ewentualne niekonsekwencje fabularne, kompozycyjne, stylistyczne. I nie mam czego wywlekać. Kazek „dopieścił” mnie czytelniczo w każdym calu. Zawarł w swojej najnowszej książce wszystko, co tak bardzo kocham – miejską grozę, w której horror asymiluje się ze starokryminalnym noir, wysokoliterackie pisanie współgrające z pulpowymi porównaniami, gdzie poetyka słowa równoważy fabularny koszmar, komiksowe masakry i smoliste poczucie humoru; wreszcie samą formę dzieła – formę zbioru opowiadań.
Jeżeli więc macie ochotę na mroczny romans, na serię zdradziecko tajemniczych i śmiertelnie niebezpiecznych pocałunków, których piętno odznaczy się długowiecznymi bliznami na waszych umysłach – piekielnie gorąco polecam, choć lojalnie ostrzegam: romans ów wymaga pewnych masochistycznych predyspozycji.
Zacząłem swoje wywody paracytatem ze Stephena Kinga, więc wypada takowym zakończyć.
„Koszmary zapisane nie wydarzą się naprawdę” – powiedział kiedyś Mistrz z Bangor. Po lekturze Femme fatale pragnę mocno wierzyć, że miał rację.
Juliusz Wojciechowicz
Kazimierz Kyrcz Jr Femme fatale – http://www.wforma.eu/femme-fatale.html