copyright ©
www.papierowemysli.pl 2011
Moja opinia na temat recenzowania poezji jest dość przewrotna – bo pisać krytycznie na temat wierszy to trochę tak, jakby tańczyć architekturę. Czasami jednak pojawia się w człowieku nieodparta potrzeba, niczym w piosence Jerzego Stuhra (
...człowiek musi, inaczej się udusi). Wiersze Heleny Raszki wymagają stworzenia punktu odniesienia.
Tomik
Imię własne powstał w latach 80. minionego stulecia. Wcześniejsza publikacja nie była możliwa z kilku przyczyn. Poetka, jak zauważa Piotr Michałowski w posłowiu:
nie miała szczęścia do systematycznej publikacji swych tomików. W latach 80. XX wieku uniemożliwił to zapis cenzury, potem zaś mizeria lokalnych wydawnictw.
Tyle dni milczałam,
tyle oniemiałych lat.
Dudni we mnie ogłuszająco
złoto milczenia
– spowiada się sama poetka w utworze „Wbrew przysłowiu”.
Z pewnej perspektywy mamy więc do czynienia z reliktem poetyckim, zapisem wyobcowania poetki sprzed 30 lat, dokumentem emigracji wewnętrznej.
Imię własne nie jest jednak skamieliną, martwym zabytkiem dawno umarłych emocji. Stanowi ona raczej ponadczasowy zbiór refleksji o ludzkich losach uwikłanych w odwieczne spory.
Nieprzypadkowo bohaterem większości wierszy ze zbioru jest przyroda widziana z perspektywy leśnych ścieżek, długich wędrówek w zachwycie nad przejrzystością powietrza między gałęziami. To umiłowanie przyrody ma swój głębszy wymiar – w latach 80. poetka odcięta od źródła literackich dochodów, wspólnie z mężem zajęła się w lasach zbieractwem i wyrabianiem domowych przetworów. W tym sensie, przyroda stawała się przestrzenią wolności, czasami wręcz jedyną jej ostoją. Nic więc dziwnego, że w wierszach odnajdziemy apoteozę Natury.
Podobny azyl można również odnaleźć w słowach, chociaż nie dzieje się to w sposób automatyczny. Wręcz wymaga cierpliwości, takiej kojarzącej się raczej z obserwacjami przyrody – nie da się uchwycić w jednym zdaniu kiełkowania sadzonki i szumu rozłożystych konarów – to wymaga jednak czasu. Idealnie oddaje to zamykający tomik wiersz „Kiełkobranie”:
Powoli,
głoska po głosce,
sylaba za sylabą
dorasta się do słowa.
Z niego
myśl pączkująca (...).
Pod nimi
twarda pestka
rozumienia.
To z niej
kiełkuje
człowiek.
Wiersze Heleny Raszki są kunsztownymi konstrukcjami o mocnym zabarwieniu moralnym. Kryje się w nich wręcz cała filozofia i teologia – tak samo, jak w pestce ukrywa się kilkudziesięciometrowe drzewo. Słowa użyte w wierszach nie stanowią więc elementów gry, bo nie o grę tu chodzi. A przynajmniej, nie tylko o samą grę. Ważniejszy w tych słowach jest Bóg, nawet niewypowiedziany, ważniejsza pokora wobec mijającego czasu i kontemplacja. Wolność, której nie nadwątla wiara, ani nie niweluje cierpienie. Zdecydowanie polecam ten tomik wierszy na długie, zimowe wieczory.
Krzysztof Maciejewski
Helena Raszka
Imię własne –
http://wforma.eu/175,imie-wlasne.html