copyright © "ArtPapier" 2013
(
http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=178&artykul=3815&kat=17)
Poezja. Jak o niej pisać? O czym pisać? Jak uchronić wiersz przed ostrzem krytyki intelektualisty i akademika? Przed ostateczną puentą? To jedna strona problemu. Druga: jak (o)pisać pisanie o poezji? Wszystko to sprowadza się do rozdźwięku, do poczucia bycia w drodze, które jest poszukiwaniem i wyzwaniem jednocześnie. Wyzwaniem zmuszającym do reakcji, odpowiedzi. Tego doświadcza w zetknięciu z tekstami poety autor książki
Dubitatio. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego – Krzysztof Hoffmann. Tego samego doświadcza również czytelnik. Dzięki temu i jednym, i drugim blisko do siebie. Spotkanie wydaje się tutaj najbardziej odpowiednią formą lekturo-pisania. Ten, kto ją stosuje nie wzbrania się przed potknięciem, zawahaniem (sic!). To proste – nigdy nie jest na nie przygotowany. Funkcjonuje poza ramami instytucji, gębą „profesora”, władzą i jak pisze autor: „przechodząc kolejno przez tematy domu, przyjaźni, schizofrenii oraz niedowierzania, stara się przyglądać fałdkom tekstu, punktom oporu, na które natrafia prostoduszne życzenie interpretacji przejrzystej, promienistej i świetlistej jasności lektury” („Wstęp. Proszę profesorze”, s. 22).
Pisać nieczytelność, tworzyć fałdki – brzmi jak literackie
credo, choć w przypadku Dyckiego, wcale nim nie jest. Nieprzewidywalność nie może być strategią. Paradoksalnie jednak, sytuując poezję po stronie egzystencji, mimochodem wyznacza się jej pewnego rodzaju literacką dominantę. Być może niejasną, ale niebezpiecznie wychyloną w stronę uogólnienia, stałości, myślenia o esencji? Jedyne, co jest nas w stanie przed tym uchronić, to świadomości owej sprzeczności.
Rzeczywistość pod znakiem zapytania
Dubitatio... Hoffmanna stanowi monograficzne ujęcie twórczości Dyckiego (nagrodzone m.in. w konkursie o Nagrodę im. Czesława Zgorzelskiego czy nagrodą w XIII edycji Konkursu im. J.J. Lipskiego), składające się z tomików pisarza pochodzących z wczesnych lat 90., aż po te nowsze z roku 2003. Autor, tworząc mapę poetyckich motywów, przywołuje szerokie (i w większości dobrze znane) spektrum omówień krytycznych, teoretycznoliterackich, dotyczących twórczości Dyckiego. Odniesienia te, niczym wstęp, stanowią zapowiedź każdego z rozdziałów i podrozdziałów pracy, oraz punkt wyjścia dla autorskiego konceptu, za pomocą którego rozprawiają się one z utartymi przekonaniami, dobrze znanymi odczytaniami tej poezji. Zaskakując nowym, innym spojrzeniem na wiersze, badacz uzyskuje retoryczny efekt podobny do tego, który znamionuje omawianą przez niego twórczość. Lokuje czytelnika w stanie „wysiedlenia”, pozbawia go poczucia bezpieczeństwa. Nie czyni tego jednak poprzez radykalną negację. Unika skrajności, a w zamian za to proponuje rozbicie oraz grę z fragmentów, które pozostały. „Zabawa” w interpretację, jak „zabawa” w poezję, jak „zabawa” w dom, o którym czytamy, iż w poezji Dyckiego dzięki „swej różnicującej pracy, nie jest ostoją znaczenia, lecz je umożliwia poprzez ustanowienie widmowego fundamentu, który fundamentem nie jest” („Dom”, s. 34). Nie chodzi zatem o odsłonięcie kart, skrupulatne omówienie motywów, uzasadnienie oczywistości i powierzchownych analiz, a o trudność mówienia o „niewyrażalnym”, wobec którego nawet poetycka materia – pozwólmy sobie na personifikację wiersza – milczy.
Poetycki uścisk dłoni
Inaczej niż w przypadku krytycznoliterackich omówień, czytelnik nie ma doczynienia z wszechwładnym monologiem uczonego, a z rozmową, nienarzucającym się autorskim „ja”. Dzięki temu powstaje przestrzeń pomiędzy (hipo)tezą, wierszem a doświadczeniem odbiorcy. Mimo iż ułożeniem rozdziałów rządzi jakiś niewidzialny porządek, posiada on jakby „naturalny” charakter. Wszystkie kategorie: dom, przyjaźń, schizofrenia, niedowierzanie połączone ze sobą łańcuchem reakcji i stają się jedną opowieścią o niebycie, śmierci: tej cielesnej i tej językowej. Znamienne, iż Hoffmann tak właśnie widzi dorobek Dyckiego: jako pisanie rozciągnięte w czasie, sprowadzające tę czynność do jednego wiersza – traktatu o ostateczności. Wyraźnie w rozważaniach słychać wypływ dekonstrukcji, echo lacanowskiej teorii języka czy nurt metafizyki spotkania. Filozoficzny akces nie służy oczywistej wykładni, nie ma bowiem dla niej miejsca. Ma jedynie za zadanie przybliżyć, choć momentami zaciemniając, sens omawianych treści. Pomimo tematycznej różnorodności wydaje się jednak, iż rozważania autora przybierają przede wszystkim metatekstualny charakter, oddając pierwszeństwo samemu rozumieniu sensu poezji i poetyckości. Wprowadza więc czytelnika do „domu” poety, ukazuje jak niespokojna to przestrzeń, jak destabilizuje znaczenia, mówiąc przez nas, ale jakby poza nami. Unieważnienie granic, struktury słowa i podmiotu powoduje niepokój (schizofreniczny podział), ale również wyzwala. Gest wyciągniętej dłoni, o której pisze Hoffmann, staje się jednocześnie metaforą pisania otwierającego się na to, co „inne” – pisania dialogującego. To synonim zawarcia przyjaźni w poszanowaniu tajemniczej obecności drugiego, ledwo uchwytnej w swych odsłonach. Nieoczywistość, nieokreśloność, niejednoznaczność stają się autentycznym doświadczeniem podmiotu, lecz i ten wymiar prawdy okazuje się wątpliwy. Poezję dopada świadomość ograniczenia własnej materii, dyskursywna bezradność. Uwikłany w tym ontologicznym kole podmiot przeżywa bezmiar zwątpienia, ożywczy kryzys, gdyż – jak pisze Hoffmann – „nie-do-wierzanie” to nie porzucenie wiary, lecz dogmatów. Porzucenie dla samego oczekiwania.
Marzena Boniecka
Krzysztof Hoffmann
Dubitatio. O poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego –
http://www.wforma.eu/263,dubitatio.-o-poezji-eugeniusza-tkaczyszyna-dyckiego.html