copyright © http://annasikorska.blogspot.com 2023
Gdybym miała zdefiniować rodzaj poezji, którą tworzy Małgorzata Południak to była by to liryka spotkania lub dialogu, czyli podążyłabym tropem nurtu filozoficznego zapoczątkowanego przez Ferdinanda Ebnera, który w centrum zainteresowania postawił człowieka, reakcji na relacje z Innym, poznawanie się w kontekście zderzenia z napotykanym i też swoistą otwartość oraz ciekawość i poszukiwanie w tym kontakcie siebie, określanie tożsamości, poszukiwania podobieństw i różnic. Istotny jest tu też stosunek człowieka do świata (sceny) i drugiego człowieka. To z kolei wiąże się z ogromem emocji towarzyszącym spotkaniom, z których utkane jest życie każdego z nas. Te cechy sprawiają, że wiersze Małgorzaty Południak są niesamowicie obrazowe, emocjonalne, przesycone opowieściami o emocjach i przez to niesamowicie trudno o nich pisać, bo zawsze ma się wrażenie, że nie dość dobrze oddaje się złożoność swojego świata, którym dzieli się poetka w napisanych przez siebie zbiorach. Jej poezja to opowieść o podmiocie lirycznym spotykającym, doznającym, doświadczającym, przeżywającym. Mamy tu świat bogaty w doznania, obrazy, nasączony kolorami, fakturami, przepełniony przeżyciami, w których człowiek to delikatna istota zestawiona z surowym, brutalnym krajobrazem, nieprzewidywalnym życiem, innymi ludźmi oraz kulturą. Jednak tylko ten kontakt pozwala na poznanie siebie, pogodzenie się ze swoją innością, odkrycie autonomii, niezależności, ale też potrzeby dążenia do kontaktu z innym, łaknienia bliskości. „Bohaterem” jej utworów jest człowiek w kontakcie z Innym, Przyrodą i Pytającym to człowiek poznający siebie, określający świat swoich granic, możliwości, dostrzegający swoje wady i zalety, swoje mocne i słabe strony. Podmiot liryczny to kobieta dzieląca się bogactwem doświadczeń, przemijającymi chwilami, niepowtarzalnością doświadczeń. Małgorzata Południak Inność podkreśla odmiennym otoczeniem, kontaktem z obcą kulturą, zderzeniem ze strukturami obcego języka. Oderwany od ojczyzny podmiot liryczny szuka siebie, patrzy przez pryzmat nowego otoczenia. Dopiero kontakt z szeroko rozumianym Innym – będącym tu także przyrodą – pomaga na samopoznanie. To łączy się z husserlowską fenomenologią, czyli opisywanie świata przez wprowadzenie do jej namacalnych, doświadczalnych elementów.
Tytuł „Liczby nieparzyste” przywodzi na myśl termin matematyczny odnoszący się do liczb całkowitych niedających podzielić się przez dwa, czyli w przypadku takiego dzielenia resztą jest zawsze jeden. Jeśli popatrzymy na to metaforycznie to może być określeniem ludzi samotnych, oddzielnych, niemających pary, wyalienowany, a przez to w pewien sposób pozbawiony możliwości samookreślenia w spotkaniu i dookreślenia siebie. Tyle że ludzie nie są jak liczby: ustawieni w określonej konfiguracji, bez możliwości przemieszczania się. Wręcz przeciwnie: wiercą się, podróżują, napotykają innych, pozwalają na emocje, ale też na przeżywanie samotności, godzenie się ze samotnością, o której mówią: „Kiedy poszedłeś, pozwoliłam sobie nie oszaleć” („Odrzucenie”, s. 8). Zestawienie z wykreowaną przez romantyków wizją miłości jako bardzo angażującą, doprowadzającą do szaleństwa, kiedy brakuje kontaktu z drugą osobą niepokoi ambiwalentną postawę bohaterki dotknięta do odejściem bliskiej osoby, ale pozwala sobie na panowanie nad emocjami, uświetnieniem sobie tak samo dużej potrzeby bliskości jak i indywidualizmu. W pamięci porzuconej pozostają obrazy ze wspólnie przeżytych chwil, bliskości sprawiającej, że „osiadł na ramionach zapach jego wody / po goleniu” („Odrzucenie”, s. 8). Ten brak, samotność pojawia się i dalej we wspomnieniu zmarłej babci, która z nudów liczyła muchy i żyła rytuałami, stałymi pytaniami, naciskami, aby mieć poczucie panowania nad własnym życiem: „Babcia w pamięci odliczała pieniądze, co tydzień // odkładała na czarną godzinę. Nie chciała słuchać, że nie urodzę / z powodów, które piętrzą się i uciskają” („Empatia”, s. 9). Stajemy się świadkami fizycznej bliskości, spotkania dwóch pokoleń i jednocześnie mentalnej przepaści dzielącą babcię i wnuczkę i przez to czyniącą je samotnymi. Zestawienie ich relacji, odbierania świata, w którym „Sweter nie otula ramion jak kiedyś” z kolorową młodzieżą, która używa śmiechu jako lekarstwa na strach. Każdy reaguje tu inaczej na świadomość bycia osamotnionym w kontakcie z innym.
Z tym uczuciem ściśle związane jest poczucie przemijalności, obserwowanie upływającego czasu zmianami widocznymi na ciele, które karłowacieje i skazane jest na ubóstwo oraz zadziwienie w czasie, gdy przyglądają się morzu / chleba wyrzuconego na śmietnik.
Spotkaniom z Innym towarzyszą obrazy, ale też i zapachy: „Otwieram szerzej okno. Do środka przenikają zapachy / ze studni, z nadżartych cegieł. Ruiny niepotrzebnie tracą kształt, / jakby życie miało być tylko przeszłością / albo zniekształconym zarysem wierzchołków wzgórz” („Podróżowanie w przestrzeni”, s. 32). Rzeczy są starzeją, doznania, zacierają. Ludzkie życie definiuje nieuchwytność i zacieranie się otoczenia, wrażeń, wspomnień i pozostawanie samemu z minionym czasem, który ma coraz więcej luk, bo wypełniany jest białymi plamami, zatartymi doświadczeniami i emocjami. Gdybyśmy skupili się wyłącznie na tym, co minione, to człowiek byłby puste. Na szczęście są jeszcze są jeszcze plany na przyszłość, „jutro” dające nadzieję na „pachnące pestki, które pękają pod ziemią / przeobrażając się w energię”, o którą nie dbamy skupiając się na przeszłości („Podróżowanie w przestrzeni”, s. 32). Jest jednak sposób na teraźniejszość, cieszenie się chwilą, doznawanie jej: „Możliwe, że można prościej przemijać. Wystarczy nie schodzić/ ze ścieżki, [...] spinając pośladki biec tu i teraz. Nie dać się lękom, o przyszłość ruin”.
W poezji Małgorzaty Południak powraca wizja człowieka w ciągłym kontakcie z silniejszą od niego naturą. Nawet małe meduzy szczypią po palcach, sprawiają, że podmiot liryczny musi podporządkować się brutalnym prawom przyrody. Kiedy chce od niej uciec wpada w inną pułapkę i staje się więźniem kultury, społecznych norm, znaków, symboli. Ta symbolika jest tym bardziej odczuwalna, że nie jest ona nabyta w procesie socjalizacji tylko podmiot liryczny musi się jej ciągle uczyć. Kultura to wymogi i zasady: „Nie możemy być nadzy, niepojęci albo niezgłębieni” („Najprawdopodobniej w sklepie z galanterią”, s. 39). Nie zabraknie też trudnych relacji międzyludzkich: „Chodzenie po linie. Pode mną ceremonia. / Panowie w czarnych garniturach, panie oplatają krajobraz, pojedynczymi plamkami” („Co siedem dni” s. 19).
Powracającym motywem są relacje międzyludzkie, potrzeba indywidualizmu z wymogami społecznymi. Podmiot liryczny dostrzega, że utrzymywanie więzi wymaga poświęcenia, wtopienia w tłum. W imię społecznych wartości wykonujemy szereg niemiłych czynności, kształtujemy ciało, umysł, wytężamy swoje siły, mierzymy się z otoczeniem, rezygnujemy z przyjemności, zakładamy ciasne sukienki, przyjmujemy gości wtedy, kiedy mamy inne plany. Inni są intruzami w naszym świecie, ale jednocześnie wyczekiwanymi przybyszami.
Wiersze Małgorzaty Południak są jak szyfr pełen symbolicznych znaczeń, przesiąkniętych wrażeniami, przepełniony tym, co człowiek gromadzi w pamięci, ulotnymi obrazami przetwarzanymi na wiele sposobów. Znaczenia i odesłania przeplatają się tworząc intertekstualny zbiór utrwalający zetknięcie się człowieka ze światem, w którego skład wchodzi wszystko, co go otacza i na niego wpływa. W każdym ujęciu jednostka jest słaba, niemal pokonana, delikatna jak trzcina Blaise’a Pascala. Konstrukcja świata z kolei przypomina zegar, ale nie jest to do końca mechanizm w ujęciu Williama Paley’a tylko konstrukcja znajdująca się pomiędzy zegarem wodnym, o jakim pisał Cyceron, a zegarem z XVIII wieku: z jednej strony cykliczność, nieustający ruch, a z drugiej niezwykła konstrukcja z kółek zębatych, która potrzebuje regularnego nakręcania. Przy czym wizja świata w wierszach Małgorzaty Południak bliższa jest temu starożytnemu mechanizmowi, który nie daje wytchnienia, zmusza do ciągłego działania, któremu często towarzyszy strach ludzi przed nieznanym, zaskakującą historią, ciągłym przypominaniu zacierającej się przeszłości i zapominaniu o tym, co może przynieść, przyszłość, bo „kogo obchodzi” to, co może się zdarzyć. W takich warunkach nie ma spokoju i wytchnienia. Wtedy pojawia się strach – najbardziej destrukcyjne uczucie, jakiemu ulegają ludzie. „Najgorszy jest strach, nawet kiedy już go nie ma”. Ten strach powstaje przy kontakcie człowieka ze światem, nowym miejscem pobytu. Inność budzi niepewność, wzmacnia poczucie zagrożenie. Dopiero po dłuższym czasie zanika, ale jego widmo ciągle towarzyszy naszemu życiu. Irlandia jako tło doznań, doświadczeń, miejsce migracji sprawia, że w głowie podmiotu lirycznego powstaje uczucie obcości, tęsknoty za stabilnością i znanym. Irlandia jawi się tu jako piękna alegoria życia zaskakującego nas każdego dnia i niepozwalającego wrócić do tego, co już minęło. Zmusza nas do przyzwyczajania się do nowych pejzażów, odnajdywania się w nich, uczenia nowych rzeczy, dopasowywania do otoczenia:
„Zostanę tu na dłużej, nie zrobię hałasu, proszona nie wymknę się tylnym wyjściem.
W zasadzie nie lubię piątków, błota i przekleństw mężczyzn, kręgów świetlnych
wciętych w zatokę. Rachitycznych kółek dymu, które niespiesznie kończą żywot
nad moją głową. Kiedy odsłonię rolety, poczuję chłód, moment chętnie opisywany
przez znawców burz. Niezbędne powtórzenia, bicie serca wyjaśnią każde potknięcie.
Dziś identyfikuję się z łóżkiem, szafą, z biurkiem. Trudno sobie wyobrazić
inne życie, wiadro piasku, marsz. Nierówności tutejszych wzgórz. Mówię do siebie,
puść. Niech się kręci” („Zawracanie” s. 49).
„Liczby nieparzyste” to zbiór, który z jednej strony czyta się bardzo przyjemnie, oddziałuje na czytelnika bogactwem obrazów, zabiera w świat myśli, języka i doświadczeń, a z drugiej wymaga bardzo dużej erudycji i umysłu otwartego na bogactwo przemycanych znaków. Nie jest to poezja łatwa, którą czyta się jednego wieczoru i pisze lub mówi na jej temat kilka zdań. Poezja Małgorzaty Południak to poetycki kolaż, w którym zestawienia pobudzają wyobraźnię, ale też zaskakują. To twórczość wymagająca cierpliwego odbiorcy, który będzie do niej wracał, przeżywał, chłonął obrazy, wychodził poza słowa i łapał obrazy z poetyckiego diariusza pełnego metafor, paronomazji, epitetów. Wchodzimy do świata wyznań i doznań. Podmiot liryczny dzieli się otoczeniem takim, jakie jest dla niego w danej chwili i każdy element jest tu ważny, składający się na całość: „Drzewa gubią kwiaty. Kobiety przestają krwawić. / Powietrze ciemnieje. Pomarańczowa skórka wiotczeje najdłużej. / Czy wystarczy stracić głos, by dostać się do przepony? / Nie będzie następnego razu, pępka, początku tego czegoś? / Klucza” („Melodia”, s. 33).
Anna Sikorska
Małgorzata Południak Liczby nieparzyste – http://www.wforma.eu/liczby-nieparzyste.html