"Literatura w dobrej formie", www.forumgryf.pl, 09.2007
copyright © www.forumgryf.pl 2007
Cóż po wydawcy w czasie marnym?
Dlaczego marnym? I dla kogo marnym? Na pewno nie dla szczecińskiej i okołoszczecińskiej literatury, która wbrew powszechnemu mniemaniu ma się całkiem nieźle. Gdyby nie to przeświadczenie, nigdy nie zdecydowałbym się na założenie własnego wydawnictwa. Bo to nie jest tak, że pewnego dnia obudziłem się i powiedziałem sobie: „Lubię czytać, zostanę wydawcą”. Pomysł na wydawnictwo dojrzewał we mnie przez długi czas, kiedy obserwowałem, z jakimi problemami borykają się znajomi pisarze. To zdolni ludzie, którzy mają trudności z wydawaniem książek, ponieważ są daleko od centrali, czyli od warszawskich i krakowskich wydawnictw.
A może przyczyny ich problemów są prostsze? Może to grafomani?
Jeden z wydawanych przez mnie autorów pokazywał mi kiedyś recenzję swojego tekstu, którą otrzymał od recenzenta wewnętrznego wielkiego wydawnictwa. Napisano w niej, że recenzowany tekst to zbiór opowiadań, a wystarczyła pobieżna lektura, by stwierdzić, że to powieść! Wyglądało to tak, jak gdyby nikt nie zadał sobie trudu przeczytania maszynopisu. To lekceważenie jest zdumiewające. I nagminne. Nic dziwnego, że tak trudno przebić się twórcom piszącym poza koniunkturami, poza środowiskowym układem. Do tego żyjącym za granicą. Jak choćby Dariusz Muszer z Hanoweru, czy Brygida Helbig, która mimo częstych wizyt w Szczecinie, na stałe przebywa w Berlinie. Z myślą o nich właśnie zakładałem wydawnictwo. Ale rozumiem, że taka a nie inna geneza mojego przedsięwzięcia może prowadzić do podejrzeń o przeinwestowanie, o to, że wydam słabą książkę kogoś tylko dlatego, że go lubię. Cóż, odmówiłem publikacji dwóch tekstów znajomego autora, które mi się nie podobały, a to kryterium – czy dana książka mi się podoba, czy nie – jest jedynym, jakim się kieruję. Nie jestem ani pisarzem, ani krytykiem literackim, ani literaturoznawcą. Jestem architektem, który pasjonuje się literaturą. To dzięki pracy architekta zarabiam na chleb. Niezależność finansowa pozwala wydawać mi tylko to, co chcę wydawać. Nie muszę iść na żadne kompromisy.
Forma funkcjonuje już trzeci rok. Udaje Ci się realizować zamierzone cele?
Nawet z pewną nadwyżką. Wydałem Czas przeprowadzki i Wariant do sprawdzenia Krzysztofa Niewrzędy, Niebieski Dariusza Muszera, Anioły i świnie. W Berlinie!! Brygidy Helbig, Christianię Bartosza Wójcika oraz Nową kolonię Grzegorza Wróblewskiego. Do tego dwa teksty tuzów, których sława dalece wykracza poza lokalne opłotki – Książkę, nową powieść Dariusza Bitnera, najwybitniejszego przedstawiciela rewolucji artystycznej w prozie lat 70, oraz ...wypiski... Henryka Berezy, jednego z najbardziej znaczących polskich krytyków literackich. A za kilka tygodni nakładem FORMY ukaże się nowa książka Artura Daniela Liskowackiego, szczecińskiego pisarza, którego Eine kleine otarła się o Nike. Podsumowując, w 2005 roku, pierwszym roku działalności, wydałem dwie książki, w 2006 – 4, do połowy 2007 – 3. 2 są w druku, kolejne 3 planuję wydać do końca roku.
Czyli – sukces?
To, czy wydawnictwo jest sukcesem, czy nie, można ocenić najwcześniej po 10 latach jego funkcjonowania. Zatem jeszcze dużo pracy przede mną.
Ale faktycznie FORMA rozwija się tak prężnie, jak chyba żadne inne wydawnictwo w Szczecinie. Przynajmniej ja nic takiego nie pamiętam. Z jednej strony to cieszy, z drugiej – bywa kłopotliwe. Paradoksalnie o wiele lepiej układa mi się współpraca z lokalnymi urzędnikami, niż ze szczecińskimi księgarzami. Już moja pierwsza książka była dotowana przez Urząd Miasta. Zastrzyki finansowe od władz są regularne. Tymczasem ludzie, którym literatura, zwłaszcza literatura w Szczecinie, powinna leżeć na sercu, przeszli z fazy pobłażliwego lekceważenia, kiedy zaczynałem, do jawnej wrogości, kiedy udało mi się nie splajtować po pół roku. Nie chcę tu generalizować ani wymieniać nazwisk, ale faktem jest, że im lepiej mi idzie, z tym większą spotykam się pogardą. To smutne – nas, ludzi zajmujących się książkami, jest tak mało, że naprawdę powinniśmy się wspierać.
A może to cena, jaką płaci się za donkiszoterię? Przecież wiedziałeś, że zakładanie wydawnictwa w Szczecinie, gdzie rynek odbiorców książek jest bardzo płytki, to przedsięwzięcie może szlachetne, ale skazane na niepowodzenie.
Ustalmy dwie rzeczy. Po pierwsze – to, że FORMA jest szczecińskim wydawnictwem, nie oznacza, że wydaję tylko książki pisarzy związanych ze Szczecinem. Wpływają do mnie maszynopisy z całej Polski i nie tylko z Polski. Inwestowanie w lokalne talenty to istotna kwestia, ale nie jest to jedyna rzecz, która mnie zajmuje. Po drugie – rynek szczeciński teraz już mało mnie obchodzi. Tu książki faktycznie się nie sprzedają. Ale ja wydaję w Polsce i w Polsce chcę być obecny. Zresztą nie wiem, co masz na myśli, mówiąc „niepowodzenie”. Niepowodzenie w sensie finansowym? Świadomie wydaję literaturę wymagającą, sytuującą się poza modami, przeznaczoną raczej dla wąskiego grona odbiorców. Książki wydawane przeze mnie nigdy nie osiągną nakładów Szwai, ale to nawet dobrze. Co nie znaczy, że książki nie powinny na siebie zarabiać. Niektóre powinny. Dlatego planuję otworzyć serię z komercyjną literaturą na pograniczu s-f.
Czy o FORMIE mówi się w Polsce?
Tak, zwłaszcza, że pisarze, których wydaję, to nie są jacyś nowicjusze, tylko uznane nazwiska, które z różnych przyczyn – zazwyczaj, powiedzmy, instytucjonalno-towarzyskich – znalazły się na aucie. Ale ich książki są oczekiwane przez koneserów literatury i czytane są przez nich z wielkim zainteresowaniem. Kiedyś jeden z nich powiedział nawet, że wydając takich autorów zostanę szczecińskim Duninem-Wąsowiczem. Gratulowali mi redaktorzy Twórczości, Frazy i FA-artu. Teksty Niewrzędy i Helbig zbierały entuzjastyczne recenzje na łamach ogólnopolskiej, wysokonakładowej prasy. No i warto dodać, że wydawane przeze mnie książki można kupić w całej Polsce. Praktycznie w każdym mieście, w którym mieści się jakaś porządna księgarnia. Poza tym ma je w swoich zapowiedziach największa warszawska hurtownia. A to oznacza, że FORMA jest traktowana jak poważny partner, a nie efemeryda.
Co ciekawego wyjdzie w FORMIE w najbliższym czasie?
Oprócz obecnie drukowanej powieści Liskowackiego, jest w planach jeszcze zbiór jego opowiadań oraz drugie poprawione wydanie Eine kleine. Bardzo ważna jest także nowa książka Muszera – Wolność pachnie wanilią, pierwsza na którą FORMA zakupiła licencję. Muszer wydał tę powieść w Niemczech po niemiecku. Specjalnie dla FORMY osobiście ją tłumacząc, napisał ją jakby na nowo. Poza tym w przygotowaniu jest książka Pawła Przywary Zgrzewka Pandory, opisująca pokolenie ’68, a także powieść Nierozpoznani Grzegorza Strumyka, w której odnajduję ślady swojej biografii. Do tego jeszcze druga część Wypisków Berezy oraz wywiad-rzeka przeprowadzony z nim przez znanego poetę i prozaika, Adama Wiedemanna. Planuję także wydać korespondencję Berezy z Krystyną Sakowicz. Oboje od lat żyją w jednym mieście, jednak nie spotykają się, tylko regularnie ślą do siebie sążniste listy, w których dzielą się swoimi refleksjami na temat przeczytanych książek – to bardzo niedzisiejsze, a jednocześnie szalenie frapujące.
Podobnie frapująca wydaje się próba wydawania ambitnej literatury w mieście, które kojarzy się z wszystkim, tylko nie ze sztuką wysoką.
Stereotyp. Najgorzej o Szczecinie myślą sami szczecinianie. To jakiś irracjonalny kompleks. Podczas moich ogólnopolskich wojaży nie słyszałem ani jednej opinii, która by ten kompleks potwierdzała. Szczecin to miasto jak każde inne. Fakt, opór materii, jaki napotkałem, ruszając z wydawnictwem, był spory. Ale w innych miastach mógłby być przecież równie duży. Zresztą – nie zajmujmy się kompleksami. Zajmujmy się dobrą literaturą, bo to ona jest najważniejsza.
rozmawiał Alan Sasinowski