copyright © http://annasikorska.blogspot.com 2020
„nie dotrzymuje mi kroku / życie / ja tam a ono zabłąkane / w fizjologii / w węzłach chłonnych / w tętnicach / ja mam plan / w każdej kratce kalendarza / a ono – przed Babilonem / przed Chaldejczykami / zna przypływy odpływy / nie zna kalendarze”.
„Zawał” – jeden z pierwszych wierszy w tomie „Łodzią jest i jest przystanią” pięknie podsumowuje plany każdego z nas: my sobie planujemy, a życie i tak „wie” lepiej i zaskakuje nas w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Sypie nam w oczy śmierć bliskich, śmieje się z naszej wiedzy, podrzuca choroby, pogania w podróży, drwi z nas, bawi się nami i o takiej zabawie z nami jest właśnie tom poezji Anny Frajlich, poetki, prozaiczki, literaturoznawczyni doktorki slawistyki, która w 1969 roku wyemigrowała z Polski do Stanów Zjednoczonych. Początek jej podróży zaczął się na Wschodzie, w Kirgistanie, później z rodzicami lwowiakami przesiedlono ją do Szczecina, studia skierowały jej drogę do Warszawy. Kilka lat pracy i kolejna przeprowadzka. Przez Rzym do Nowego Jorku. To wszystko zawarte jest w twórczości Anny Frajlich. Podróżowanie, nostalgia, wzdychanie do znanych przestrzeni, próba odnalezienia się w nowym miejscu, co najbardziej widoczne jest w zbiorze opowiadań „Laboratorium”, w którym wprowadza nas w realia emigracyjnego życia. W jej utworach natura i miejskie przestrzenie podkreślają relacje z ludźmi, naszego błąkania i szukania prawd o świecie, zwątpienia w możliwość poznania i zaplanowania swoich losów: „I wciąż wiemy tyle samo / ile wiedzieli Etruskowie / odgadując swój los / z migotliwych kaprysów błyskawic / i lotu ptaka o świcie // (...) // a może nawet nie wiemy/ tyle co Etruskowie”.
Zawierający prawie sto utworów zbiór zabiera nas w przestrzenie osobiste: wspomnienia, przemyślenia, zwątpienia. W tym wszystkim ważne jest istnienie podmiotu opowiadającego swoją historię, dzielącego się z tym, co niesie mu życie. Można pokusić się o stwierdzenie, że twórczość Anny Frajlich jest autobiograficzna. Nie mamy tu wszystkich wydarzeń, ale kolejne ważne przystanki. Znajdziemy tu to, co znamy z całej jej twórczości: opowiadanie o tym, co minęło, utrwalanie tego, w jaki sposób zapisało się ono w pamięci z jednoczesnym doświadczaniem teraźniejszości. Czas staje się tu pojęciem względnym, bo przeszłość istnieje dopóki możemy ją pamiętać i wyciągać wnioski: „Porzucił nas dwudziesty wiek / na pastwę nieznanego / i teraz my są / z fin de siècle / my z wieku minionego // tak szumnie brzmiało / postęp wzrost / nasz wiek / ideologia // i tylko śmieje nam się w nos / biologia, biologia, biologia...”.
Postęp był duży, ale ideologie przyniosły przemoc, wojny i śmierć. Po takich doświadczeniach pozostaje biologia, która nie zmienia się od wieków. Ale czy człowiek jako zwierzę osadzone w kulturze może pójść tą drogą? „Nasz wiek” to nawiązanie do rozmów Aleksandra Watta z Czesławem Miłoszem, czyli obszarów bliskich zawodowo („Czesław Miłosz. Lekcje”). Uwidacznia się tu dystans do zachwytu nad zmianami i pewnego rodzaju rozgoryczenie lub rozczarowanie hasłami z młodości: „tak szumnie brzmiało”. Do tego dochodzi spostrzeżenie, że zawsze mamy duże plany, ale „Nie dotrzymuje mi kroku / życie”, nie wszystko funkcjonuje tak jakbyśmy tego chcieli, bo nasza biologiczna natura nie nadąża za kulturową powodując swoisty dysonans, który powstaje w zderzeniu planów z przemijalnością, odchodzeniem, poszukiwaniem dla siebie bezpiecznych przestrzeni ze świadomością, że one nie istnieją: „Kanion dolnego Broadwayu / ten przyjazny kanion / smok śpi i nie obudzi się / jeszcze przez chwilę / przejdziemy tędy / tak jak się przechodzi / przez życie / że minęło / tylko się zdziwimy”.
„Przejdziemy tędy” wprowadza nas w jeden z motywów powracający w twórczości Anny Frajlich: miast w różnych odsłonach, będące tłem różnorodnych przeżyć, podkreślające naszą kruchość i ulotność: „W niebo strzela wieżami / za szarą mgłą / ukrzyżowanymi mostami / mistyczny Nowy Jork / za kilka worków fasoli wydany na ten ból // wielkość / tak boli”. A w kolejnym wierszu wyznaje: „To miasto jest moje / i ja jestem jego”. Zachłanność obu stron, wchłanianie siebie wzajemnie, uzupełnianie ma podobny wymiar jak kształtujące podmiot wspomnienia: z jednej strony mamy na nie wpływ, ale to one mają na nas większy.
Anna Frajlich utrwala w swoich wierszach to, co porusza, szokuje, sprawia, że ludzie czują zagubienie: „Tej nocy wiatr z południa / przywiewa swąd / (...) / tam gdzie z betonu stały wieże / – dym”. Coś się skończyło zarówno dosłownie jak i w przenośni i pozostają tylko pytania o wypełnienie miejsc bolesnych. Pozostaje konkluzja „Nic się nie zmienia / postęp to rozstęp / pomiędzy nami / a tęczą złudzenia”.
To dojrzałe rozczarowanie przeplatają wspomnienia z dzieciństwa, sielskość czasu, którego nie trzeba było odmierzać, wspomnień z podwórka, kiedy radość przynosiły zabawy z piłką i oczekiwanie zapowiadanych cudów. Wtedy jeszcze wszystko było przed nią: studia, tułaczka, rozczarowanie wiekiem, którego postęp nie wyleczył z wojen, tylko dał okrutniejsze narzędzia i odchodzących powoli znajomych: „z notesu wymazuję / umarłe adresy”.
Anna Sikorska
Anna Frajlich Łodzią jest i jest przystanią – http://www.wforma.eu/278,lodzia-jest-i-jest-przystania.html