copyright © https://dajprzeczytac.blogspot.com 2024
Andrzej Ballo wyposaża swój podmiot w najbardziej charakterystyczne dla siebie cechy – ostrą ironię, bezkompromisowość oraz ogromny dystans.
To widać już w otwierających tom „dywagacjach o łączeniu się w pary”, gdzie po szeregu wyrażanych przez podmiot wątpliwościach i stanowczych teoriach, rozbrajająco przyznaje:
„te kilkanaście pierwszych wersów
niekoniecznie musi być wierszem”.
A zatem podmiot Ballo to twór specyficzny – z jednej strony jest głosem w zewnątrz, śmiałym komentatorem, ale ma także świadomość swojego określonego, literackiego, istnienia.
Głosem tego podmiotu często mówi sam autor. Zajmuje go wszystko, co składa się nasze tu i teraz. Podmiot z lubością rozprawia się ze wszystkimi nowinkami i modami, nie oszczędza kpin z głupoty oraz ignorancji. Nie ma tu litości dla nikogo ani niczego, co irytuje mężczyznę. U Ballo to człowiek jest centrum świata. I to właśnie on pracuje sobie na wszystko – podmiot nie ma wątpliwości, że to m.in. nie czas „bezlitośnie potraktował ludzi”, a każdy sobie zapracował na to, co ma:
obwisłe podgardla
wzrok niezatrzymywany nigdzie
sylwetki nabrzmiałe
od wychody i pychy
i ta szarość gestów
w źle dobranych ubraniach
(„***przyglądałem się” – fragm.)
Jest więc w tymi jakieś podsumowanie dzisiejszych dążeń – to np. „walki o mieszania i posady kierownika”. Podmiot Ballo ubolewa i z niepokojem patrzy na współczesnych. Zauważa przecież, że uczestniczymy już nie w zaniku wartości, ale w świecie niemal zupełnie ich pozbawionym.
„Niczyje” to taki liryczny głos w sprawie. Podmiot Ballo bardzo chętnie wypowiada się na każdy temat i przyjmuje z góry upatrzoną pozycję. Ciężko wejść z nim w dialog, ale najczęściej wcale nie ma takiej potrzeby. Mężczyzna mówi bowiem wielogłosem, także w naszym imieniu. Mamy podobne spostrzeżenia, choć tylko on jest w stanie wyrazić je w taki sposób.
W poezji Ballo nie brakuje humoru, sarkazmu czy drwin. Jednak bywa, że pojawiają się wiersze, w których podmiot pokazuje nam tę nieco bardziej łagodną twarz. Okazuje się, że on też się martwi (a nie tylko wkurza), boi się, czuje niekiedy nawet zagubienie.
Czytelnicy Andrzeja Ballo dobrze wiedzą, że nie ma on najlepszego zdania o współczesnych ludziach. Może dlatego (choć na pewno nie tylko) tak chętnie oddaje się wspomnieniom, pozwala sobie na tęsknoty:
najchętniej pamiętam
że moi bliscy
moi przodkowie
potrafili rozmawiać.
(„***Wielkanoc” – fragm.)
„Prelekcje” podmiotu dotyczą właściwie wszystkich najważniejszych sfer życia. Od tematów czysto społecznych do filozoficznych dociekań. Podmiot coraz częściej zahacza w swoich rozmyślaniach o kwestie przemijania, dokonuje pewnego rodzaju bilansów, podsumowań. To wszak już „pięćdziesiąty siódmy grudzień”, a zatem mężczyzna niesie pokaźny bagaż doświadczeń, sporo wie, a jeszcze więcej przeczuwa.
Dlatego też coraz mocniej skupia się nie na tym gdzie, z kim, ani nawet jak żyjemy. Ale – czy żyjemy! Zauważa bowiem, że coraz więcej z nas toczy smutną egzystencję, zatracając w niej to, co tak naprawdę ważne:
***
zadziwiające
iż większość z nas
przez całe życie
udaje
że żyje.
W tym tomie łączą się bodaj wszystkie cechy charakterystyczne dla wcześniejszych tomów autora, bo i jest próba aforystycznego ujęcia świata i sporo (kąśliwego) humoru, jak np. w „Lubię to!”, bywa poważnie i refleksyjnie jak w np. „Komukolwiek”, a niekiedy zbaczamy nawet w rejony romantyczne – a taką odsłonę pokazał poeta w „Ballo amoroso”. Bywa też bardzo lirycznie, jak w wierszu, który zostawiam jako zachętę do lektury tego tomu:
zostały mi
już tylko pejzaże
nie dam rady
ponownie przeczytać ulubionych książek
muzyka klasyczna przynosi już coraz mniej ulgi
o człowieku nawet nie myślę
choć zdarzają się fantastyczne okazy
(rzadziej niż cokolwiek)
powtarzam sobie w myślach
nie możesz być zbyt długo
za granicą rozgoryczenia
jestem w stanie wymyślić i napisać tysiące afirmacji
nakarmić nimi tysiące ludzi
tak jak i oni karmią tysiące
automatycznie i bezmyślnie
ale co to zmieni
pejzażom jest to obojętne
Kinga Młynarska
Andrzej Ballo Niczyje – http://www.wforma.eu/niczyje.html