copyright © http://szafa.kwartalnik.eu 2014
Poezję Tomasza Pietrzaka odkryłem dla siebie przy okazji poprzedniego tomu, pod tytułem Rekordy. Tam poeta bawił się perspektywą, porównywał oddziaływanie na nas gigantycznych, ale obcych przecież galaktyk z tym, co cielesne, z własnym, namacalnym owłosionym ciałem, które przecież w porównaniu z kosmosem, z czkającym pulsarem wydaje się mikroskopijne. W wydanych przez szczecińską Formę Umlautach Pietrzak stara się opowiedzieć historię daleko bardziej prywatną, dotknąć indywidualnej (indywidualnych?) pamięci i genealogii. Zgodnie ze słowami autora „międzysłowia”, Krzysztofa Hoffmanna (Tomasz Pietrzak nie jest marzycielem o wielkich, a przez to niemożliwych narracjach), oficjalna, wielka narracja historia i historiozofia gdzieś majaczy, niczym właśnie ten czkajacy pulsar czy śmierć czytana przez Czubównę opisywane w Rekordach.
Owa prywatna historia składa się jednak z wielu odnóg, osobnych mikronarracji. Jest o Opie, który bełkotał coś o Upa („Potrzask”), w wierszu „Kocioł Bałkański” jest o lewej stronie rodziny (to całe Sarajewo), i jest o prawej (tłusci, przeklęci Habsburgowie). I jest też o zacieraniu się owych narracji, albo o zlewaniu się ich w jeden tygiel i kocioł.
Teraz, kiedy kocham się z mężem,
on nie wierzy, że jestem po Żydzie.
Straciliśmy ich po drodze, na zakręcie,
po pospiesznej żeniaczce z Niemcami.
O genach przypominają mi jedynie
ciemniejsze, niż u innych genitalia.
Czytałem gdzieś że tak mają Semici,
ale ludy germańskie podobno też.
(„Trop”)
Z owych skrawków, strzępów czegoś co zostało stracone na zakręcie, podmiot liryczny układa swoją genealogię. Jest to nierzadko genealogia ewolucyjnego chaosu i przypadku, przestawiania z kąta w kąt, genealogia zawirowań i wojen, zamazywania pamięci i języków.
Jak słusznie jednak zauważa Krzysztof Hoffman, owo zamazywanie nie jest w stanie osiągnąć pełni niepamięci.
Prapradziad na ferrotypie łypie okiem
na praprababkę – pół Niemkę, pół Serbkę
pół niewiadomo co, ćwierć nieszczęścia.
I tak chyba już od trzech pokoleń to trwa.
Z kąta w kąt, z domu do bloku, etc, etc.
Ale dzięki temu moja rodzina ma dowód,
niezbity – kiedyś to byli ludzie z żelaza.
(„Ferrum”)
Być może takim ferrotypem mogłaby być narracja Tomasza Pietrzaka. O ile elementy z których podmiot liryczny stara się stworzyć swój obraz nie są złudzeniami, o ile w istocie należą do owej genealogii prywatnej. Są, jak się wydaje, elementy stałe, od których można rozpocząć odtwarzanie historii. Są pewne fundamenty o które można się oprzeć, jak w talmudycznym motcie do wiersza „Wrzesień” – oddech dzieci spieszących do szkoły / podtrzymuje świat.
Tylko czyich dzieci? Czy są to dzieci ze Srebrenicy czy z osiedla Kaufhaus? Czy są to dzieci żydowskie czy od tłustych Habsburgów? Świat odbity. Ludzie odbici we mnie – pisze Pietrzak w wierszu „3G” – i nie wiadomo na ile owe odbicia świadczą o rzeczywistej tożsamości, wspólności czy uniwersalności pewnych historii, czy też są to jedynie złudzenia podobieństw. Jeśli to pierwsze – okazuje się że owe prywatne mikronarracje są w rzeczywistości również narracjami tożsamymi względem siebie i wspólnymi. Jeśli to drugie – wszystkim rządzi przypadek, fragmentaryczność i chaos. Jak pisze Pietrzak w puencie do wspomnianego wiersza „Wrzesień”, czyniąc wyraźną aluzję do zawirowań historii, ale też zwracając być może uwagę na ich przypadkowość, nieprzewidywalność (jakby były zależne od kaprysu jakiejś nieokiełznanej, okołoboskiej siły) – w chmurach deszcze nie zesłane / ktoś je trzyma od lat w garści.
Dzięki owym odbiciom – pozornym lub rzeczywistym – historia opowiedziana w Umlautach jest historią wiarygodną i spójną, mimo że po drodze i Śląsk, i Habsburgowie, i zgliszcza Srebrenicy, i to co na ich miejscu powstało. Oczywiście, spójność owej jak i wszelkich innych narracji może być dziełem konfabulacji albo przypadku. Zdaje sobie sprawę sam podmiot liryczny, który swoją podróż kończy żartobliwie i autoironicznie:
mieć w ustach tyle języków
i w żadnym nie być wystarczająco mądrym.
(„Zwierzątko”)
W porównaniu z poprzednimi Rekordami Pietrzak tym razem jest bardziej surowy i ascetyczny. Mimo że sam tom jest znów dość obszerny, to poszczególne teksty wydają się z jednej strony oszczędniejsze, a z drugiej jeszcze bardziej precyzyjne. Inne zalety pisania Pietrzaka pozostają – znów jest „o czymś”, znów na tematy trudne i ważne, bez uciekania się do patosu, przeciwnie – z (auto)ironią, a nawet, momentami, z subtelnym poczuciem humoru.
Jakub Sajkowski
Tomasz Pietrzak Umlauty, wydanie 3 – http://www.wforma.eu/386,umlauty-%28wydanie-3%29.html
Tomasz Pietrzak Umlauty – http://www.wforma.eu/umlauty.html