copyright © www.latarnia-morska.eu 2019
„Passacaglia” – to tytuł jednego z opowiadań a jednocześnie tytuł zbioru opowiadań Sławomira Wernikowskiego. Słowo „passacaglia” oznacza hiszpańską siedemnastowieczną pieśń taneczną albo uliczną w metrum trójdzielnym, śpiewaną z towarzyszeniem gitary. W opowiadaniu tytułowym tomu Wernikowskiego chodzi o „passacaglię” wariacyjną, która została wykształcona w tymże wieku, a na początku następnego Jan Sebastian Bach skomponował „Passacaglię” i „Fugę c-moll”, a to jedno z najwybitniejszych dzieł tego kompozytora. Ten utwór stanowi tło dość dziwnego spotkania wirtuoza, wykonawcy muzyki organowej a ekstrawaganckim przybyszem, który odwiedził mistrza muzyki organowej z dość niezwykłą prośbą.
Na okładce książki napisano: „Opowiedzianych historii nic nie łączy – ani czas, ani miejsce, ani zdarzenia. Mogły się wydarzyć gdziekolwiek, kiedykolwiek”... Tę opinię można przyjąć za prawdziwą. Myślę jednak, że owe siedem opowiadań zbioru łączy ów utwór J.S. Bacha, który pisarzowi posłużył jako tytuł zbioru. Oto co można przeczytać o dziele Bacha: „W utworze temat muzyczny został zapisany dla najniższego głosu, jednak głos ten niekiedy ustępuje i temat przenosi się w górne rejestry, a czasem nawet skacze między głosami lub jest zawarty w harmonii, w utworze znajdują się misterne kontrapunkty, w otoczeniu których główny temat pojawia się aż 21 razy” (Wikipedia).
Przenosząc te słowa w dziedzinę literatury, to ta charakterystyka dzieła Bacha przystaje zdecydowanie do tomu utworów Wernikowskiego. Wspomina muzyk a jednocześnie narrator opowiadania swe wykonanie „Passacaglii”: Jeszcze ułamek sekundy i soprany w sojuszu z altami podejmą walkę z nieustępliwym, bezlitosnym basem. Ta walka miała trwać przez dwadzieścia heroicznych wariacji. a ja byłem Bogiem, który kieruje walczących przeciw sobie. Bogiem, który z góry zna wynik tych zmagań. Bogiem, który w końcu każe walecznym sopranom poddać się bezwzględnemu, niszczącemu wszystko basowi. I bas zatriumfuje. Jak śmierć. A soprany ulegną. Jak życie” (s. 33).
Jeśli przyjąć, że basy to zło, a soprany to dobro, w opowiadaniach tych dochodzi do ciągłego ścierania się dobra ze złem. Jak w dziełach muzycznych, jak w „Passacaglii”. Słuchacz, czyli nieoczekiwany gość wirtuoza, pada rażony apopleksją, gdy zabrzmią ostatnie tony tego utworu, nim muzyk przejdzie do „Fugi c-moll”. Słuchacz był czuły na pewne dźwięki, one wywołały atak choroby. Dźwięki basów wygrały.
Narracja opowiadań Wernikowskiego realizuje się głównie przez dialog, błyskotliwy, barwny, pełen przeróżnych odcieni. Nie jest ten dialog zwykłą rozmową, której głównym celem jest przekazywanie informacji, opisem otoczenia, opowieścią o losach bohaterów, retrospekcją. Oczywiście te elementy są obecne, dialog, zwykle między dwoma interlokutorami, zastępuje opis, ale jest on jednocześnie starciem się rozmawiających, kto kogo zdominuje, zawładnie nim, okaże się w rozmowie górą, bywa walką, jak w opowiadaniu „Dolus”, czy tylko przekomarzaniem się dwojga młodych postaci, jak w opowiadaniu „Krzyżówka”, albo w opowiadaniu „Urodziny”, w którym młody, zdolny elektronik, po przejściach alkoholowych i nie tylko, żyjący samotnie, na swe urodziny funduję sobie całonocne spotkanie z prostytutką, ale nie w celu odbycia stosunku seksualnego, lecz by nie spędzić tej nocy w samotności. Owa młoda kobieta okazała się być studentką, więc rozmowa miedzy tym dwojgiem jest ze wszech miar interesująca, pełna napięcia.
Interesujące i przepyszne są dialogi we wszystkich opowiadaniach. One to sprawiają, że narracje te wciągają czytelnika, trudno się od nich oderwać. Ta umiejętność przykuwania uwagi czytelnika, to wielki walor tej prozy. Walorem są też zakończenia tych opowieści – zaskakujące, nieoczekiwane i to one stanowią kontrapunkt dla opowiadanych historii. W opowiadaniu „Dolus” student, by uzyskać ocenę pozytywną z prawa rzymskiego, szantażuje profesora ujawnieniem jego tajemnego romansu ze studentką, uzyskawszy tę ocenę, ulega wypadkowi. W tym starciu początkowo klęskę ponosi profesor, figura zresztą nieciekawa, odstręczająca, ale w ostatecznej rozgrywce on jest zwycięzcą, jak ów niszczący bas w „Passacaglii” Bacha, będzie nadal mógł spotykać się tajemnie ze studentką, a innych studentów podczas egzaminu poniżać i z nich kpić.
W opowiadaniu „Żurek” u samotnie żyjącego malarza i grafika zjawia się raptem dawna partnerka, która odeszła, skusiła ją zamożność nowego partnera o imieniu Wojtek, teraz chce wrócić, gdyż życie z bogatym partnerem jej nie satysfakcjonuje, jest pomyłką, ale czy jest to szczera chęć, czytelnik miewa wątpliwości. Malarz jest jednak nieugięty, odrzuca powrót wiarołomnej, nawet wspólna noc, wprawdzie w oddzielnych pokojach, kuszenie pięknem nagości nie przełamało postanowienia malarza, wytrwał w odrzuceniu wspólnego życia. W zakończeniu opowiadania dowiadujemy się, dlaczego malarz był tak nieugięty – umówił się z owym bogatym partnerem swej dawnej miłości, że odrzuci jej chęć powrotu, za co otrzyma odpowiednią gratyfikację finansową, a alibi tej zapłaty stanie się obraz olejny nabyty przez Wojtka. Malarz będzie mógł wreszcie pozbyć się natręctwa lichwiarzy. I w tym opowiadaniu bas okazał się zwycięski.
„Krzyk” to opowiadanie o dość dziwnej anegdocie kryminalnej – trzech funkcjonariuszy stara się rozwikłać zdarzenie, które wywołał krzyk przerażonej dziewczyny: „Zostawcie mnie, błagam, zostawcie mnie, puśćcie mnie, o Jezu drogi”. Słyszał ten krzyk człowiek znany, prawnik z wykształcenia, były prokurator, a obecnie muzyk, felietonista o pseudonimie Kloppet. Usłyszał tam dramatyczny krzyk w taksówce w noworoczny poranek. Usłyszawszy, postanowił działać, ratować dziewczynę, ale na m miejscu, nad stawem, w krzewach, skąd rzekomo doleciał ów krzyk, nic nie znaleziono. Stał się ten krzyk obsesją wokalisty, wierzył w jego realność, chociaż policja nie znalazła żadnego wyjaśnienia ani potwierdzenia jego zaistnienia. Stracił cały swój materialny dorobek, finansując przedsięwzięcia, by rozwikłać zagadkę. Warto przytoczyć te słowa: „W tym świecie, w którym przyszło nam żyć, nasze życie jest już tylko krzykiem, którego nie usłyszy nikt, a ci, którym dane będzie usłyszeć, sami nie będą usłyszani, i na nic będzie ich świadectwo” (s. 122) – taką ponurą refleksję zapisał w jednym ze swoich felietonów.
Zagadkę krzyku próbowali w ciągu jednej nocy rozwiązać dwaj bracia i żona jednego z nich, spożywając przy tym mnóstwo kawy. Nie rozwiązali, odkryła w sieci to zdanie Jolka, żona starszego z braci: „Dwie godziny oglądania witryn, o jakich nawet nie chcielibyście wiedzieć. Krew, przemoc, sadyzm, alkohol, prochy, halucynogeny, kompleksy, dewiacje seksualne, wyznawcy szatana, co tylko chcecie” (s. 131). Krzyk dziewczyny, który narobił tyle zamieszania w kręgach stróżów prawa, padł podczas płynącej z radia muzyki, która stała się „monotonnym, nużącym warkotem”. Nikt tego nie zauważył, tylko ów Kloppet na swoje nieszczęście.
Książka Sławomira Wernikowskiego to kawał doskonałej prozy. Patronuje tej prozie muzyka, co zaznaczyłem wyżej. I chociaż pojawiają się motywy muzyczne w tylko w trzech opowiadaniach, to zapewne muzyką przepojone są również inne utwory. Muzyczność tej prozy unaocznia okładka ze zdjęciem klawiatury fortepianu a może organów.
Aż dziw bierze, że to książka debiutancka. Zapewne debiut dojrzały, jak dojrzały jest jego autor. Polecam tę książkę miłośnikom dobrej prozy.
Jerzy Żelazny
Sławomir Wernikowski Passacaglia – http://www.wforma.eu/passacaglia.html