copyright ©
www.papierowemysli.pl 2009
Debiutancka powieść Dawida Kaina intryguje pomysłowymi zwrotami akcji i nieco rozbuchaną wyobraźnią. Częsty grzech (nie tylko debiutantów) polegający na tym, że świetne pomysły zostają zamordowane przez miałkie i rozczarowujące zakończenie, w tym przypadku nie został popełniony. Ostatnie strony powieści
Prawy, lewy, złamany stanowią najlepszą część książki.
Oto, młodzi mieszkańcy jednego z krakowskich osiedli dowiadują się, że ktoś filmuje ich bez zgody i wiedzy, z poszczególnych ujęć montując sceny, które budzą przerażenie i niesmak. Po pewnym czasie okazuje się, że na falach pirackiej stacji pojawiają się również sfilmowane sny bohaterów. Kim jest tajemniczy "reżyser" i w jakim celu przenosi na taśmę swe koszmarne wizje? Dlaczego w żadnym mieszkaniu nie można znaleźć kamer ani mikrofonów? Co wspólnego mają schizofreniczne omamy zafascynowanego grami komputerowymi i miękkimi dragami nastolatka, z undergroundowymi filmami mającymi druzgocący wpływ na psychikę widza? Trzeba przyznać, że pomysły Dawida Kaina są naprawdę znakomite.
Autor dał się już wcześniej poznać jako twórca świetnych opowiadań (wydał wiele z nich w dwóch książkach napisanych wspólnie z Kazimierzem Kyrczem Jr.). Niektórzy uważają, że napisanie powieści stanowi rodzaj egzaminu dojrzałości dla pisarza, który wcześniej skupiał się na krótszych formach literackich. Oczywiście, istnieje też całkiem duża grupa głosząca, że niektórzy mistrzowie powieściowi powinni wystrzegać się jak ognia pisania opowiadania, aby nie rozwiewać złudzeń o ich pisarskim talencie. Bez względu na światopoglądy literackie, Dawid Kain zdał swój egzamin bez zarzutu. Umiejętnie wplatając w powieść cytaty i uruchamiając ciągi skojarzeń, wdał się w polemikę z zakorzenionymi stereotypami solipsyzmu (jednocześnie nadając bardzo specyficzne znaczenie słynnej maksymie
esse est percipi). Postrzeganie rzeczywistości jest złudne nie tylko ze względu na istnienie jednostkowego podmiotu poznawczego, to rzeczywistość bywa ułudą, niczym zapis filmowego scenariusza.
Dawid Kain wyśmiewa również konsumpcjonizm kojarzony również z maniakalnym uzależnieniem od mediów. Krytyka środków masowego przekazu, z telewizją na czele, nie jest w powieści prowadzona z pozycji określonego poglądu politycznego – zresztą nawet sam tytuł dowodzi w przekorny sposób deklaracji pisarskiego
désintéressement. Młodego pisarza znacznie bardziej interesuje obserwacja społeczeństwa i piętnowanie osiedlowego stylu życia – naszej podatności na media i to, co nam serwują w codziennym natłoku informacji. Okazuje się jednak, że nawet wyrwanie się z zaklętego kręgu włączonych telewizorów niczego nie załatwia.
Prawy, lewy, złamany jest powieścią znakomicie przemyślaną, włącznie z finałem, który z pewnością niejednego czytelnika zaskoczy. To oczywiście nadal tylko (czy może aż?) rozrywka, ale na bardzo wysokim poziomie. Rozrywka, która bierze się za bary z rzeczywistością znaną nam zza okna i z ekranu, mimo że jest fantazją. Ach, i jeszcze ostrzeżenie dla wrażliwców – to w końcu horror, a Dawid Kain naprawdę umie straszyć...
Krzysztof Maciejewski
Dawid Kain
Prawy, lewy złamany –
http://www.wforma.eu/16,prawy-lewy-zlamany.html