copyright © www.latarnia-morska.eu 2018
Pamiętacie wiersz Herberta pt. „Pan od poezji”? Takim „panem od prozy” jest obecnie Janusz Drzewucki. Tę schedę przejął – jak mi się wydaje – od Henryka Berezy.
Drzewucki, wieloletni autor i redaktor miesięcznika „Twórczość”, to solidny i kompetentny autor. Jeśli doczekasz się jego recenzji ze swojej książki, to skrzydła ci urosną. A wokół Drzewuckiego rośnie autorytet, i to wielce zasłużony. Jest on obecnie, obok Leszka Bugajskiego, jednym z nielicznych znawców bieżącej prozy (choć od poezji też nie stroni).
W tym zbiorze Janusz zajął się m.in. takimi autorami, jak Iwaszkiewicz, Domino, Kapuściński, Konwicki, Łoziński, Pilch, Stempowski, Varga... A więc, jak widać, to spectrum jest szerokie. A przy tym solidne, bo Drzewucki inaczej nie umie. Tu zaznaczę, że opublikowane tu teksty gromadziły się autorowi przez lata.
Nie będę w tej recenzji po kolei omawiał co ważniejszych tekstów, bo – po pierwsze – wszystkie są ważne, a – po drugie – chcę pokazać raczej wyżej wspomnianą solidność i kompetencje Drzewuckiego oraz jego „ścieżki” krytycznoliterackie.
Poniekąd jest to kontynuacja wcześniejszej książki pt. „Stan skupienia” (2014), a więc autor jest konsekwentny. Tę nową książkę poprzedza wstęp. W całości chciałoby się go zacytować, ale – trudno – przytaczam wyimek: „Każdy pisarz jest wyjątkowy, każda książka jest wyjątkowa. Oczywiście wybitny pisarz, rzecz jasna znakomita książka. Oczywiście wyjątkowy pisarz to nie tylko pisarz wybitny, ale także inny niż inni, będący klasą sam dla siebie. Rzecz jasna, wyjątkowa książka to nie tylko książka znakomita, ale także jedyna w swoim rodzaju, jakiej jeszcze nie było, niepodobna do tych, jakie znamy. Dzieło wyjątkowe powstaje przypadkiem. Nie w zgodzie z regułą, lecz przeciw regule.
Krytyk literacki – jakim jest piszący te słowa – jak każdy krytyk literacki szuka pisarzy wyjątkowych; takich dla siebie, jak i dla innych, a więc dla czytelników, z myślą o których pisze, będąc przecież także jednym z nich. Jeśli znajduje to, kogo i czego szuka, to właśnie przypadkiem”.
Podpisuję się pod tym credo obiema rękami, choć wiem, że Drzewucki przebiera w korcu maku, a ten mak włazi większości czytelnikom między zęby i zgrzyta. Bowiem oczekiwania Janusza są z górnej półki; są adresowane do koneserów, a większość czytelników czyta książki z półki „zabili go i uciekł”. Ale to nas tutaj nic a nic nie obchodzi.
Wybór, jakiego autor dokonał, także nie jest wyborem „nowinek”. Sam Janusz zaznacza, że pisze tu o prozie z przełomu XX i XXI wieku. Ale jest o kim i o czym pisać, bowiem to był czas „nowej dykcji”, nowej narracji. Dlatego wyłapywanie nowych, nieszablonowych talentów, to były ostatnimi czasy plony udane. Tu jeszcze jeden cytat: „Szukając arcydzieła, wiedziałem, że nie znajdę go między sezonowymi bestsellerami, dlatego też nigdy – wiem, nigdy nie mów nigdy, a zatem – prawie nigdy nie pisałem i nie piszę o książkach, o których wszyscy mówią i piszą, o których jest głośno wskutek energicznej promocji i reklamy, czyli na pewno nie ze względów stricte literackich i artystycznych”.
Rzecz jasna taka postawa krytyka i tak wysokie ambicje zapędzają krytyka do „salonu”, ale bez tego salonu mielibyśmy „szwarc, mydło, powidło”. Bez krytyków formatu Drzewuckiego lub Bugajskiego siedzielibyśmy „w podziemiu czytadeł”. Już nawet Bereza był bardziej spolegliwy, ale on z kolei łapał w sieć cały ten boom prozatorski. Jednak dalece nie przekraczał granic, jakie musi mieć nowa dykcja prozatorska i jej światoobraz.
I pointa Drzewuckiego: „Na koniec, gwoli ścisłości: w niniejszej książce znalazły się teksty: – oczywiście nie wszystkie – jakie opublikowałem w ciągu trzech dekad na łamach miesięcznika ‘Twórczość’ oraz dziennika ‘Rzeczpospolita’ (z którym zresztą, związany jestem do dzisiaj), a także w nieistniejącym już tygodniku ‘Życie Literackie’ oraz w kwartalnikach ‘Wyspa’ i ‘Zeszyty Literackie’, z którymi mam zaszczyt współpracować. Wszystkie teksty na poczet „Obrony przypadku” poprawiłem i przeredagowałem, dokonując również stosownych skrótów. Nie jestem historykiem literatury, lecz krytykiem, stąd osobisty ton powyższego tekstu i każdego następnego”.
No!, solidna firma ten Drzewucki!
Dzięki takim krytykom prozatorskim ja sam, choć specjalizowałem się w poezji, miałem raczej dobre rozeznanie. Na przykład pamiętam, jak bardzo adorowałem Tadeusza Siejaka, który – niestety – przedwcześnie zmarł. Kto go dziś pamięta? Ale boom literacki galopował od wtedy do dzisiaj jak stado bizonków i dopiero czas to wszystko „posprząta”. Janusz Drzewucki już sprząta, a że jest kompetentny w swojej branży, to i warty uznania.
Każdy rozdział tej książki jest poświęcony innemu autorowi. Jeśli przeczytać ją jednym tchem, to żaden polonista tak jak Drzewucki, nie uświadomi nam, co się działo. A działo się bardzo wiele i to był jednak boom literacki trwający do dzisiaj. Niemniej tonący w czytadłach, ale je pozostawmy innej kaście czytelników. Zawsze Gombrowicz przegra z Mniszkówną, a nasza karawana jedzie dalej swoją dróżką.
Janusz Drzewucki we wstępie do swojej nowej książki puentuje: „szukajmy – tak myślę – arcydzieła nieznanego. Niewykluczone, że się ono objawi, oczywiście przypadkiem”.
Leszek Żuliński
Janusz Drzewucki Obrona przypadku. Teksty o prozie 2 – http://www.wforma.eu/obrona-przypadku-teksty-o-prozie-2.html