copyright © www.latarnia-morska.eu 2019
Poetów można m.in. podzielić na dwie kategorie. Jedni piszą wiersze wyłącznie „egotyczne”, to znaczy „opowiadają siebie”. Wiersz jest ich zwierzeniem. Radosnym, ponurym, ale zawsze osadzonym na fundamencie własnych przeżyć.
A ta druga kategoria poetów nie zajmuje się sobą. Więc czym? Najczęściej wmyślaniem się w świat i życie. W cały ten behavior i aurę, w których egzystujemy. Kazimierz Brakoniecki należy właśnie do tej kategorii.
Jego dorobek literacki jest solidny. W tym tomiku zostało wszystko odnotowane, więc tylko sygnalizuję, bo nie starczyłoby mi miejsca na recenzję „Twarzy świata” (to właśnie tytuł książki). Zbiór, jak to często bywa, nie jest podzielony na części. Wiersze po prostu układają się jeden za drugim. No ale to zajmuje aż 95 stron. Jest tych wierszy 45, lecz mają tę cechę, że są długie, a na dodatek pisane często szeroką frazą. Często takie właśnie wiersze nazywamy „gęstymi”.
No, trochę łopatologicznie to wszystko ująłem, a pora przejść ad rem. Zacznę od wiersza otwierającego tomik. Tytuł: „Poeta Li Bai Liang Kai (I połowa XIII w.)”. Oto on:
„Stojąc w świetle księżyca śpiewam / napiłem się wina bez przyjaciół / przymykam oczy i jest mi dobrze / i chociaż ty nie pijesz ze mną / to i tak cie wielbię księżycu // Kiedy śpiewam księżyc tańczy / kiedy ja tańczę śpiewa księżyc / kiedy ja piję księżyc trzeźwieje / kiedy ja nie piję opojem jest księżyc // Razem milczymy w cieniu góry / razem się słaniamy w tańcu bambusów / rzeka płynie z szumem w nieskończoność / mam swoja chatkę w tej jaskini // Pytasz mnie jak spędzam dzień cały / słucham jesiennych wiatrów i kropel deszczu / patrzę na sosny i ich mokre warkocze / piję wino i liczę płynące liście / nurtem rzeki która odbija Drogę Mleczną”.
Bardzo piękny ten wiersz. Nieco somnambuliczny, mocno introwertyczny. Jest pod jego tytułem motto ze starochińskiej sentencji: „Obraz to malowany wiersz, wiersz to słowami ujęty obraz”.
Ale recenzenci – jak i ja – mają tu ciężki orzech do zgryzienia. Większość wierszy jest bardzo „rozbuchanych”, długich, o szerokiej frazie. Niemalże traktaty. Tak więc oczywiste przykłady trudno tu przytaczać. M.in. bardzo mnie ujął wiersz pt. „Niebo wieczorne w płomieniach (1945) oraz wcześniejsze akwarele pejzażowe z północnej Fryzji Emil Nolde (1867-1956)”. Przytaczam jedną ze strof: „To co naturalne nie musi być sakralne ani wrogie życiu / a jednak najczęściej staje się złowrogim argumentem / przeciwko innemu istnieniu podobnie ograniczonemu / horyzontem zmysłów nieświadomością zła brudem mitów / wygłaszanym w tonie natchnionej zachęty do pogardy / żeby przyspieszyć instynktowny wypad w nienawiść”.
Taką dykcją Brakoniecki zdobywa sobie miano: „poeta doctus”! Kulturowość i „filozoficzność” tych wierszy rzucają się w oczy.
Co ciekawe: wszystkie te wiersze nawiązują expresis verbis do konkretnych postaci, m.in. Caravaggio, Paula Cézanne, Marca Chagalla, Egona Schielle, Vincenta van Gogha itp., itd. Co by to miało znaczyć? Ano rzecz prosta: Autor daje nam tu popis wielkiego tezaurusa kulturowego. Dawno nie czytałem tomu tak wielce intelektualnego, tak znakomicie „buszującego” po dziejach kultury.
Tytuł tomu wydaje mi się znamienny: Brakoniecki przywołał twarze świata; tę wielką Akademię Kultury, która formatuje nas od stuleci.
Gdyby zestawić ten tom z bieżącą lawiną poetycką, to porównań nie widzę.
W jednym z wierszy pada taka oto pointa: „nie ma innej sztuki niż ta co nami wyzwala się od przykrej fizyczności”... Tak, to prawda, ale prawdą jest i to, że sztuka do większości ludzi nie dociera. Po tych wierszach widzę, że tacy nieliczni „Brakonieccy” są na wagę złota.
Krzysztof Andrzej Jeżewski napisał na plecach okładki m.in.: „...poezja Kazimierza Brakonieckiego odkrywa i wydobywa na światło dzienne tajemnice, często apokaliptyczne i mistyczne, przesłanie wielkiego malarstwa, eschatologiczna prawdę, jaką niesie również wielka muzyka. To ponadczasowa, uniwersalna poezja o nieogarnionej, metafizycznej głębi”.
Leszek Żuliński
Kazimierz Brakoniecki Twarze świata – http://www.wforma.eu/twarze-swiata.html