copyright ©
Latarnia Morska 2011
Agnieszka Masłowiecka – (rocznik 1976) ur. w Białymstoku, prozaiczka, dramatopisarka, autorka publikacji naukowych, związana z Wydziałem Pedagogiki i Psychologii na Uniwersytecie w Białymstoku. Obroniła pracę doktorską pt. „Funkcjonowanie psychospołeczne matek dzieci o zaburzonym rozwoju”. Publikowała prozę w „Migotaniach, przejaśnieniach” oraz na łamach magazynu „Pinezki.pl”. Jej opowiadanie „Kosmagonia” znalazło się w zbiorze
2011. Antologia współczesnych polskich opowiadań. Zaś świeżo wydany tom prozy Pyszne ciało, opublikowany w serii „Kwadrat” Wydawnictwa FORMA, jest debiutem książkowym autorki.
Nie da się ukryć, że przebrnięcie stronami krótkiej prozy Agnieszki Masłowieckiej wymaga pewnego wysiłku i wyraźnej woli współpracy ze strony czytelnika. Już sam anons wydawniczy może spłoszyć odbiorcę o słabszych nerwach. „
Pyszne ciało to zbiór opowiadań inspirowanych aktem kanibalizmu, którego w 2001 roku, dopuścił się Armin Meiwes, zabijając i zjadając (na wyraźne życzenie swojej ofiary) berlińskiego inżyniera Bernda Brandesa”. Ale spokojnie, lektura warta jest ryzyka. Wbrew pierwotnym wyobrażeniom nie będziemy mieli tu do czynienia z ekshibicjonizmem zbrodni, lecz z czymś znacznie ciekawszym, bo dźwigniętym na ogólniejszy poziom metafory i dosłowności zjadania. Co ociera sferę
profanum o sferę
sacrum. Wszak naszej kulturze z korzeniami chrześcijańskimi doskonale znana jest zachęta Jezusa podczas ostatniej wieczerzy z apostołami, gdy łamał się chlebem i częstował winem: jedzcie, oto ciało moje; pijcie, oto krew moja.
Nieco banalizując można rzec, iż tak jesteśmy „skonstruowani”. Już u ludów pierwotnych spożywanie ciał łączyło się z zalążkiem rozwijanej duchowości. Fizyczny pokarm, owszem, ale dajmy na to zjedzenie serca oznaczało także wiarę w przejęcie siły, sprytu oraz przebiegłości upolowanego zwierzęcia (zwłaszcza drapieżnika). I tak dalej.
Ktoś z boku, nie znając książki, a jedynie wspomniany anons, mógłby stwierdzić, że taki temat to samograj, mocno już wyeksploatowany w literaturze. Istotnie, dzieła pisane (i w ogóle sztuka) nierzadko sięgały po motywy zjadania, pochłaniania, pożerania – w rozmaitych kontekstach i różne przypisując im znaczenia. A. Masłowiecka nie przejęła się tym, pichcąc strawę nową. W sosie onirycznym. Który to sos okazuje się nie tyle dodatkiem do dania, co – w pewnym sensie – smakiem głównym tejże prozy.
Całość, gdy o strukturę idzie, składa się z dziesięciu wyodrębnionych podtytułami części, misternie ze sobą splecionych. Nie ma tu przypadkowości, co konwencja śnienia mogłaby „usprawiedliwiać”. Owe sny przenikają siebie wzajemnie, wracając niektórymi wątkami – wciąż intrygując i niepokojąc. Tak, niepokój (w mniejszy lub większy sposób) towarzyszący lekturze zdaje się immanentną cechą
Pysznego ciała. Niepokój, pewna mroczność i słaba (dla czytelnika) przewidywalność. Złożoność przedstawianych wizji, a także ciężar kulturowy zmusza nasze myśli do biegu w stronę rozważań o sensie żywota, znaczeniu zmysłów i tego, co pod ludzkimi czaszkami się kłębi. Innymi słowy operując: wspomniany niepokój nie jest destrukcyjny, dołujący, a przeciwnie – twórczy, ożywiający „uśpione” w nas pokłady tęsknot za duchowym wymiarem istnienia.
Jedną trzecią życia przesypiamy – przypomina w finale książki narratorka. W tym czasie dzieje się więcej, niźli pojąć jesteśmy w stanie na trzeźwo, poza śnieniem, z racjonalnego punktu widzenia. Ba, jeszcze więcej. W opozycji do świata „dziurawego”, „pleśniejącego”, „szarzejącego”, „szczurzego” dotknie nas tu
zjawisko kreacji poprzez śnienie. Czytamy kawałek dalej:
Śnienie stwarza rzeczywistość, nie przewiduje! Po prostu! Nie jest nieśmiałym, a może po prostu wścibskim zaglądaniem za kotarę rzeczywistości (i nierzeczywistości), by dowiedzieć się, co się zdarzy jutro. Jest jak zrywanie kotar! Pokazuje, że za nimi nic nie ma. Wiem, wiem, to rozczarowuje, ale, na Boga, nie jesteśmy już dziećmi szukającymi cukierków! (...) Bo śnienie jest właśnie pracą, której nikt za nas nie wykona. To ogromna odpowiedzialność. Jest aktem niczym nieograniczonej kreacji!
Możemy w to wierzyć lub nie, dać się przekonać lub nie – i nie ma to tu znaczenia, że słowa powyższe kreśli osoba zawodowo prowadząca zajęcia z psychologii rozwoju człowieka oraz komunikacji interpersonalnej. W ostatecznym efekcie liczy się tylko i wyłącznie dar twórczej perswazji.
Na koniec nie mogę się oprzeć chęci przytoczenia jeszcze jednego cytatu – z pierwszych stron
Pysznego ciała – który mnie rozbawił barwnością obrazowania. Fragment z tekstu „Lusterko-kwiatek” – tyczący sytuacji debiutanta:
No właśnie. I leżysz sobie jak taki wyschnięty w słońcu krowi placek, który już nikogo nie przyciąga, nikt nawet przypadkiem nie wdepnie.
Życie debiutującego pisarza, zwłaszcza pisarki, jest cholernie ciężkie. Same ciernie.
Co robić? Nic. Poczekać. Kłopoty przychodzą same.
Otóż kłopotów po takim starcie nie przewiduję. Bo ten debiut to nie wyschnięty w słońcu krowi placek; również autorka takim plackiem nie jest. Mamy tu do czynienia z wielce obiecującym zjawiskiem literackim, gdzie dyscyplina językowa i oryginalny sposób krojenia materii słownej kłóci się o lepsze z wizyjnością bogatej wyobraźni.
To niewątpliwie jeden z najciekawszych debiutów prozatorskich roku 2011. I mam nadzieję, iż nie będzie przez gremia krytyczne przeoczony.
Wanda Skalska
Agnieszka Masłowiecka
Pyszne ciało –
http://wforma.eu/191,pyszne-cialo.html