copyright ©
Latarnia Morska 2012
Czy Artura D. Liskowackiego, szczecinianina, pisarza o znaczącym dorobku, czytelnikom „Latarni Morskiej” trzeba bliżej przedstawiać? Chyba nie. Publikowaliśmy jego opowiadania, omówienia sylwetek Ryszarda Dżamana i Henryka Banasiewicza w dziale „Pisarze nieobecni, książki zapomniane”, ukazało się też kilka recenzji jego książek prozatorskich i poetyckich (m.in.
Capcarap,
Mariasz,
Po sobie) – wszystko dostępne na naszym portalu. Dość przypomnieć, że A.D. Liskowacki swą literacką aktywnością obejmuje – obok poezji i prozy – również eseistykę, publicystykę, krytykę literacką i teatralną; jest także autorem słuchowisk radiowych i książek dla dzieci. Słowem mamy do czynienia z kimś w rodzaju tytana pióra (dziś powiemy – klawiatury), twórcą pracowitym, który przymnaża swe dzieła systematycznie i – co ciekawe – nigdy nie obniżając poziomu. Teraz właśnie otrzymaliśmy rzecz nową autora – zbiór mikroopowiadań
Skerco.
Powiedzmy od razu – ponad pięćdziesiąt miniatur prozatorskich pomieszczonych w książce to czysta radość czytania. Zanurzyć się w nich można bez obawy o zgrzyty czy niedociągnięcia „fabularne” lub językowe. Mimo niejednorodności formalnej, bowiem spotkamy tu teksty o proweniencji różnej: i ułamki wspomnień, i coś na kształt zredukowanego eseju, i zadumę liryczną. A wszystko łączy dar empatycznej obserwacji, podanej nienatrętnie, językiem oszczędnym, często wysmakowanym. Zaś wszystko to razem nie komplementem jest, a stwierdzeniem faktu.
Scherzo (wymawiane
skerco) jest instrumentalnym utworem muzycznym z gatunku „nieciężkich”, zwykle żartobliwym, dopuszczającym ekspresję intymną, niby mało zobowiązującą, o charakterze błahostkowym. Nie do końca tak jest u A.D. Liskowackiego. Gdyż mikroopowiadanka autora wznowionej niedawno powieści
Eine kleine niejednokrotnie obracają naszą uwagę ku refleksji głębszej. Pozorna lekkość anegdoty nasuwa myśli nie zawsze lekkie. Dobrze temu służy pewien dystans narratora, posiłkującego się – bywa nie tak rzadko – dyskretną autoironią.
Pierwszoosobowym narratorem jest sam autor. Zaś wymienione tylko z pierwszej litery O., gdzie wiele (większość) z opowiadanych historii się dzieje, to Obory. A konkretnie chodzi o tam posadowioną XVII-wieczną magnacką rezydencję niedaleko Warszawy, służącą od półwiecza jako miejsce odpoczynku i pracy literatów. Krótko mówiąc mowa jest o domu pracy twórczej, gdzie pisarze zbiorowo się kiszą i swe dzieła piszą.
Malownicza sceneria pałacu położonego na granicy Konstancina-Jeziorany, blisko rezerwatu przyrody, bywa też tłem snutych mikroopowieści.
Przedmiotem obserwacji pisarza są nie tylko spotykani ludzie, ale też m.in. zdarzenia związane z pisarstwem – warsztatem, narzędziami. Swoistym
signum temporis okazują się potyczki twórcy ze zdobyczą współczesnej cywilizacji – komputerem. Wiadomo, tradycyjną maszynę do pisania niedawno (u nas około ćwierćwiecza temu) zastąpił „komp” – nieposłuszny i bezduszny elektroniczny gamoń. Przygody z nim bywają „zabawne”. A przynajmniej tak da się je postrzegać z perspektywy piszącego.
Co ujęło mnie najbardziej, a co pozostawiło w niedosycie?
Żywiej zaczęła krążyć w mych żyłach krew kilka razy. Między innymi przy miniaturze „Rozdział pierwszy”, gdzie autor
Dzikich kotów wspomina swego ojca, Ryszarda. Czytelnicy młodszego pokolenia mogą nie kojarzyć, ale Ryszard Liskowacki (ur. 1932, zm. 2006) w swoim czasie był wziętym pisarzem, autorem ponad czterdziestu książek (głównie dla młodzieży). Otóż jego syn (i narrator
Skerca), Artur, po latach i nie bez oporów zdecydował się zajrzeć do teczki z rękopisem wspomnień ojca. Mocna emocjonalnie i wzruszająca i historia – mimo powściągliwości słów.
A wspomniany niedosyt? Wiąże się z immanentną cechą tychże miniatur: skrótowością. Czasami byłam zła na autora, że zbyt nagle zawieszał opowiadaną historię. Lecz później tłumaczyłam sobie: cóż, taka jest natura tej prozy i trudno mieć chyba pretensje do gruszki o to, że nie jest jabłkiem (i odwrotnie).
Co wyraziwszy zatrzasnęłam okładki książki, dając jej odetchnąć od wielogodzinnego wertowania.
Tak, tak – dopowiem intuicyjnie na koniec – A.D. Liskowacki to harcownik literatury, po którym jeszcze wiele można się spodziewać... Wiele dobrego, naturalnie.
Wanda Skalska
Artur Daniel Liskowacki
Skerco –
http://wforma.eu/187,skerco.html