copyright © https://pisarze.pl 2018
Znany prozaik i poeta szczeciński, autor tak ciekawych i nagradzanych powieści jak „Eine kleine” (2000, 2009) czy zbiorów opowiadań „Capcarap” (2008, 2014) tym razem obdarowuje nas potężnym tomem esejowieści, histowiadań, opowiadosejów, feliegramów, nowelezji i jeszcze kilku innych powszechnie nieznanych form (dlatego zapewne wybrał do publikacji wydawnictwo Forma, które z formą stale i ciekawie eksperymentuje).
Sprawiają wrażenie narracji autora o sobie samym, ale nimi nie są. Są, podejrzewam, tyleż autobiograficzne, co stwierdzenie, że człowiek się rodzi, krzyczy, je, śpi, trochę się uspokaja, trochę się wścieka, pracuje i umiera. A mimo to jest to taka proza, bez której świat nie może istnieć. Patrząc na tę twórczość, powiedziałbym zgodnie z doktryną Henryka Berezy, że A.D. (Anno Domini 2018) Liskowacki wpisuje się w dalszy ciąg rewolucji artystycznej, szuka własnego wyrazu tego, co się wokół dzieje i działo, a co da się wyrazić inaczej, niż to czyni jakikolwiek inny pisarz, kiedy to ponadto dzieje się w nim.
Tak, zdecydowanie inaczej niż inni.
Odczytuje ten świat po swojemu: „Zegar słoneczny też późni się o godzinę. Bo nastawiony jest na czas zimowy”.
To jest właśnie ten styl spostrzeżeń, które budują świat od nowa. A skoro już padło nazwisko Berezy, przypomnę jeszcze jego tezę, która mówi, że jeśli czegoś nie ma w literaturze, to tego nie ma wcale. Nie ma, ponieważ znika. A na papierze (teraz i w eterze, na dyskach i tak dalej) zostaje. To, co mamy w mózgu, musi być zapisane, bo inaczej przepadnie. Nawet sny. Stąd choćby onirystyka.
Gdzie indziej ten sam A.D. Liskowacki zaczyna opowiadanie pt. „Wykrywacz metalu” następująco: „Pogoda była taka sobie”.
A niech to diabli, cóż za banał! Jak Liskowacki mógł tak słabiutko napisać...!
Ale czytamy w tej samej jeszcze linijce: „Właśnie sobie, bo nie innym”. I to jest to. Cały on.
I dalej już idzie pod tym kątem. Ten świat jest dziwny, pełen zaskoczeń, paradoksów, groteskowych idiotyzmów i pełnej powagi. Nic się nie powtarza (mimo wszelkich pozorów), ale Liskowacki dokładnie, sztychem ostrza satyry albo złośliwości, albo podejrzenia o nieczystość, albo wnioskiem ostatecznym wycina nam z krajobrazu i stawia przed oczy fakty, prawdy i nieomylne sądy (nieomylne, bo to my, genialni czytelnicy ostatecznie je formułujemy).
Rozpoczynający książkę enigmatycznie zatytułowany tekst „Szanowny Panie A.”, napisany w formie anonsowanej jako e-mail, ale w niczym listu elektronicznego nieprzypominający, jest kunsztownym wyznaniem literackiej wiary, takim credo wspieranym przez drugie credo, które jest trzecim i hierarchicznie kolejnym credo, a niezupełnie spójnym z jakąkolwiek doktryną oficjalną, gdyż tę tworzy dopiero książka „Spowiadania i wypowieści” jako całość.
Myślę, że ten autorekonstrukcyjny wstęp jest w jakiś sposób konieczny, bo codziennie ubywa nam ludzi, którzy jeszcze coś rozumieją z tego, co czytają, i pozostałym, becząc, trzeba wszystko tłumaczyć jak krowie na rykowisku: to jest tak, a tamto tak, bo ja tak to widzę, żebyś ty też to tak widział, przynajmniej przez tę chwilę, kiedy trzymasz moją książkę w ręku albo na niej siedzisz.
Liskowacki bowiem daje nam książkę inną, niż przyzwyczailiśmy się mieć, a to może wyzwalać odruch odrzucenia. Nie, byłby to straszny błąd. Są w niej takie zdania, często jedno po drugim, takie zdarzenia i obserwacje, takie fabuły wreszcie, a jakże; a także postaci, które żyją, nic tam nie ma martwego, które żyją i szybko zaczynają żyć w nas, czytelnikach; rzeczy, które musimy znać. A poza tym to kopalnia powiedzeń, powiedzonek, anegdotek. I obelg też, jeśli ktoś zechce..
Piotr Müldner-Nieckowski
Artur Daniel Liskowacki Spowiadania i wypowieści – http://www.wforma.eu/spowiadania-i-wypowiesci.html