copyright © www.szczecinczyta.pl 2016
Gdy po raz pierwszy wzięłam w swoje ręce książkę Andrzeja Wasilewskiego o szczególnym tytule „Jednodniowy spacer po dwudziestu kilku głowach” mą pierwszą myślą było, że nie pokonam łatwo tego potoku słów. Pobieżne przekartkowanie powieści postawiło mnie przed ścianą tekstu, niemal ciągłego, z rzadka tylko przerywanego kwestiami dialogowymi. Sprawę utrudniał fakt, że tekst sformatowany z niewielkimi interliniami nie zachęcił mnie w pierwszej chwili do jego przeczytania. Chyba po raz pierwszy od czasu mej bytności w pierwszej klasie szkoły podstawowej, gdy dopiero szlifowałam umiejętność czytania, musiałam wskazywać sobie poszczególne linijki tekstu przy pomocy zakładki. Zastanawiałam się nad zastosowaną formą podania tekstu książki i dochodzę do wniosku, że mógł być to efekt zamierzony. Esencją powieści Andrzeja Wasilewskiego jest strumień myśli, które towarzyszą ludziom przewijającym się w niej jak na taśmociągu.
Powieść „Jednodniowy spacer po dwudziestu kilku głowach” rozpoczyna się bez jakiegoś specjalnego wstępu, zarysowania akcji czy przedstawienia bohaterów. Po prostu wchodzimy w potok osobistych myśli pewnego studenta, który słucha wykładu o filozofii. Nie ma żadnego ostrzeżenia, nie wiemy czego się spodziewać. Wygląda to tak, jakby ktoś umożliwił dotarcie do najbardziej ukrytych zakamarków umysłu innego człowieka. Dziwne uczucie. Pisarz prowadzi nas od jednej głowy do drugiej, potem kolejnej, następnej i tak do samego końca. Wszystko to rozgrywa się podczas jednego nieokreślonego dnia, ludzie spotykają się mniej lub bardziej przypadkowo. Oprócz wspomnianego studenta możemy spotkać różnych przedstawicieli współczesnego społeczeństwa: profesora, który zmaga się z bezsensem egzystencji, studentkę świadomą przemożnego wpływu na mężczyzn, staruszkę w autobusie, która nie pojmuje obecnego świata, pisarza planującego własną śmierć, ulicznego żebraka, prostytutkę i wiele innych. Ludzie ci mijają się. Każdy ma swą osobistą filozofię życia, przy pomocy której tłumaczy niepowodzenia i sukcesy. Wydaje się jednak, że wszyscy błądzą jak we mgle poszukując sensu ludzkiego bytu, zrozumienia istoty człowieczeństwa.
Ich myśli płyną, co jakiś czas przerwane trywialną rozmową z kimś innym lub prozą codzienności, nad którą na chwilę muszą się pochylić. Ciąg myśli i słów, które towarzyszą im każdego dnia, bez przerwy, nawet we śnie. Jak system binarny w komputerze, ciąg pewnego kodu. Czy wiemy dokąd on zmierza? Czy będzie miał swój koniec? Może to śmierć będzie kresem wszystkiego? Według pisarza to ona jest prawdą ostateczną i wieloaspektową. Zwraca naszą uwagę na to, że powinniśmy mieć świadomość nieuchronnego końca.
Rozważania filozoficzne na temat czasu, ulotności chwili, piękna, cielesnej powłoki człowieka, starości, umierania i pragnienia wolności są kwintesencją powieści Andrzeja Wasilewskiego. Pisarz – filozof żongluje teoriami i poglądami obecnymi we współczesnym świecie, przywołuje wielkich filozofów i myślicieli, odwołuje się do teorii politycznych i socjologicznych, ale także filmowej twórczości Ingmara Bergmana.
Idei i poglądów jest tyle, ile istnieje prawd o każdym z nas. Jak można rozeznać się w tym, co jest właściwe i dobre dla ludzi, skoro jesteśmy tak różni od siebie i mamy codzienne nawyki, wartości i pomysły na życie? Autor nie podaje nam gotowych odpowiedzi. Uświadamia nam, że chyba nigdy nie uda nam się w pełni porozumieć. Możemy funkcjonować obok siebie i liczyć na to, że odnajdziemy jakikolwiek wspólny cel. Czy to w ogóle możliwe, skoro: „w życiu każdego istnieją trzy rodzaje prawdy, jest prawda, którą znamy tylko my o sobie, jest prawda publiczna, o której wiemy my i inni, jest prawda, którą totalnie ignorujemy, a którą wiedzą tylko inni o nas”.
Powieść „Jednodniowy spacer po dwudziestu kilku głowach” jest skomplikowana jak my sami. Porusza wiele problemów i aspektów ludzkiej egzystencji. Skłania do przemyśleń nad kondycją współczesnego świata, często nadmiernie egoistycznego i niedopuszczającego myśli o swej skończoności.
Co ciekawe, gdy czytałam tę książkę, moje myśli krążyły nieskrępowanie wokół samoistnie niejako wybranych tematów. Nie jestem pewna czy o to chodziło autorowi, ale jego narracja wywołała u mnie bezwiedną pogoń myśli. A może to zamierzona manipulacja moim umysłem? Słowa pokonały mnie, prawie żyły własnym życiem. Wędrówka po bezdrożach myśli innych ludzi sprawiła, że funkcjonowałam w dwóch niezależnych od siebie wymiarach. Czytając myślałam, myśląc czytałam. To chyba najważniejsze podsumowanie mojej przygody z filozoficznymi prawdami Andrzeja Wasilewskiego.
Beata Wasilewska
Andrzej Wasilewski Jednodniowy spacer po dwudziestu kilku głowach – http://www.wforma.eu/jednodniowy-spacer-po-dwudziestu-kilku-glowach.html