copyright © https://niedobreliterki.wordpress.com 2015
Kazimierz Kyrcz Jr. to osoba, której hobbystom polskiej grozy (ale i ogólnie literatury balansującej na pograniczu kryminału, horroru i fantastyki) przedstawiać nie trzeba. Pisarz, felietonista, konwentowy wyjadacz, jeden z ojców chrzestnych polskiego bizarro fiction – żeby wymienić tylko część rzeczy, którymi para się od lat. „Femme fatale” to autorski zbiór opowiadań Kyrcza i jednocześnie jego drugie, po „Podwójnej pętli”, samodzielne wydawnictwo, którym udowadnia, jak bardzo elastycznym jest pisarzem.
„Femme fatale” ucieka daleko od stylistyki bizarro. Kyrcz balansuje w nim pomiędzy uwspółcześnionym Edgarem Allanem Poe, a poetyką magicznego realizmu Brunona Schulza, ale nie stara się ani przez chwilę być żadnym z nich. Paranie się horrorem groteskowym, awangardowym i post-modernistycznym nauczyło go za to doskonałego czucia gatunku i rozumienia rządzących nim mechanizmów, które wykorzystuje teraz w stylu, przypominającym kręcenie filmów przez Tarantino – uprawia grę z czytelnikiem, opartą na literackich przebierankach, ale spod każdego kolejnego kostiumu oko puszcza on sam, przypominając, że wciąż mamy do czynienia ze znanym od lat Kyrczem. Do Poego zbliża go dominacja narracji pierwszoosobowej w opowiadaniach, którą sprawnie wykorzystał do nakreślenia wiarygodnych obrazów rozpadającej się psychiki bohaterów. Nie ma wątpliwości, że w „Femme fatale” wszyscy są szaleńcami – jedni z misją, inni obdarzeni nietypowymi stylami bycia, a jeszcze inni po prostu starają się przetrwać w świecie wypełnionym postaciami o tak samo wątpliwej kondycji psychicznej (co często jest trudne, lub nawet niemożliwe).
Zwichrowani bohaterowie poruszają się po odrealnionym mieście-labiryncie, Krakowie. Kyrcz zachowuje zgodność topograficzną opisywanego miejsca z rzeczywistością, ale doprowadza do celowego odrealnienia przestrzeni, utrzymując panującą w niej atmosferę na pograniczu jawy i koszmarnego snu, gdzie bohaterowie z szafami, z których trupy – zawsze w przenośni, ale często też dosłownie – wprost się wysypują, eliminują się wzajemnie. Nie ma znaczenia, czy spotkasz pisarza, miłą laskę, z którą umówiłeś się na czacie, czy niepozornego staruszka z sąsiedniego mieszkania – każdy gotów jest Ci, drogi czytelniku, wbić nóż w plecy, choć postacie te nie od razu odkrywają swoje karty, co czyni teksty jeszcze bardziej smakowitymi. A wszystkiemu towarzyszy nieodłącznie muzyka ukochanego zespołu autora, The Cure, których piosenki przewijają się w wielu tekstach – i choć nie są zwykle wymieniane z tytułu, czytelnik obeznany z twórczością Roberta Smitha i kolegów bez kłopotów wypełni sobie poszczególne sceny dźwiękami między innymi „The Figurehead” czy „Lullaby”. Niesamowitość polega zaś na tym, że wszyscy ci pojedynczy wariaci tworzą ogół społeczeństwa – możemy ich mijać na ulicy, dzielimy podobne problemy, ba, żyjemy w tym samym świecie. Autor natomiast, krótko ale celnie punktując niedostatki i brudy polskiej rzeczywistości, przypomina nam, że cały ten horror toczy się pod naszymi oknami, że to my jesteśmy uczestnikami show z kobietami fatalnymi w roli głównej.
No właśnie, a co z motywem przewodnim? Tak naprawdę Kyrcz wcale nie uprawia w swych opowiadaniach gynofobii – owszem, pojawiają się u niego kobiety tak ze świeżą, jak i zaschniętą krwią na rękach, ale często bohaterki są wyłącznie jednym z katalizatorów wydarzeń. Umiejscowione zostają gdzieś w tle, jako postacie drugoplanowe, będące tylko częścią całej maszynerii codziennego życia, napędzanego wciąż popełnianymi zbrodniami.
Kyrcz nie stara się nikogo szokować na siłę. Nie szafuje zaskakującymi woltami w finałach opowieści, woląc popychać swoje teksty w nieoczekiwanych kierunkach co kilka akapitów, przez co utrzymuje zainteresowanie czytelnika od pierwszej do ostatniej linijki. Nie udziwnia na siłę, a mimo to zaskakuje co chwilę czymś nowym. Stawia na wyrobiony od lat, świetny styl, lekkie pióro i ciekawe kolaże znanych i autorskich motywów, dzięki którymi uzyskuje mozaikowe kompozycje tekstów. Pokazuje też swój warsztat, chwytając się narracji „in medias res”, metatekstu, czy wprowadzając intertekstualne odwołania, których w całym „Femme fatale” jest mnóstwo. Dzięki tym ostatnim, czytelnik może czerpać dwojaką przyjemność z lektury tekstów – zarówno z samego przebiegu historii, jak i dekodowania gry z szeroko rozumianą popkulturą, którą uprawia autor.
„Femme fatale” to zbiorek, w którym Kazimierz Kyrcz Jr. pokazuje czytelnikowi zupełnie inną, literacką maskę (jeden diabeł wie, gdzie skrywa swoją prawdziwą twarz). Porzuca stylistykę bizarro, z którą jest mocno kojarzony, na rzecz wyważonych, poprowadzonych liniowo – bez wyraźnego początku i końca – historii, w których na nieoczekiwanego bohatera wyrasta Kraków, jako oniryczne miasto szaleńców i zbrodni, czyhających na każdym kroku. I muszę przyznać, że w takiej stylistyce jest Kyrczowi nad wyraz dobrze. Dawno nie czytałem tak spójnego, inteligentnego, a przede wszystkim interesującego zbioru opowiadań, który miejscami wkracza na terytoria poetyckiej prozy – zarówno u rodzimych, jak i zagranicznych autorów. „Femme fatale” jest na tym polu ewenementem, który czaruje pomysłem i atmosferą. Dlatego żywię nadzieję, że nie będzie to jedyny zbiór, jaki Kyrcz zafunduje w tym klimacie czytelnikom.
Adrian Mistak
Kazimierz Kyrcz Jr Femme fatale – http://www.wforma.eu/femme-fatale.html