copyright © www.latarnia-morska.eu 2019
Miłosz Waligórski – jak głosi notka o nim – jest slawistą i hungarystą (tym samym pracowitym tłumaczem). Drukowano go w kilku innych językach. Jego własny dorobek translatorski jest imponujący. No i wydał już pięć zbiorów wierszy; ten najnowszy jest szóstym. Tomiki poetyckie publikować zaczął od 2015 roku, a więc trzeba stwierdzić, że jest to autor pracowity. Nie mam wątpliwości, że tak wykształcony, zdolny i pracowity autor zaskarbi sobie z latami solidną markę, a jego nazwisko nie będzie „trzeciorzędne”.
Jednak na razie nie będę ani zoilem, ani apologetą tych wierszy. Bo na przykład tytuł wiersza pt. „odległość (między nami)” ma tylko jeden wers: „przebywamy w swoim czasie”. Nie jest to nonsensowne, coś mówi o „osobności ludzi”, może nawet ich samotności, lecz tego typu ascetyzm to chyba za mało na wiersz. A on sam aż się prosi o rozwinięcie sytuacji. Przecież z tego można by zrobić traktat. Inny wiersz brzmi tak: „nie wszystek umrę / choć cienko przędę / życia nić / kreseczka / zbawi mnie / od nic”. Hmm, tego typu poezjowanie uważam za niezbyt istotne. No, może przesadzam, jednak takie bon moty to dla mnie za mało.
Tak więc w tym tomiku, zatytułowanym „Sztuka przekładu”, miałem w czasie lektury różne „niedopieszczenia”. Ale mimo że marudzę, to talentu Waligórskiego nie dezawuuję. Im dalej „szedłem w las”, tym bardziej przestawałem marudzić. Mało tego: Waligórski zaczął mnie wciągać i szeroko otwierał mi oczy na swoje pisanie.
Dla przykładu wiersz pt. „50”: „patrz ale nie wytężaj / wzroku na kliszy jest / to co za oknem, a za oknem to / co za zakrętem / ogranej przerzutni / nie wytężaj / wzroku / wytężaj pamięć / wspominaj / ale nie za mocno / żeby nie ożyli bo gdzie / znaleźliby pracę gdzie by / zamieszkali / w tym ciasnym mieście / i kto by dał im / 500+”. No, tu już jest konkret – i to bardzo „na czasie”.
Ale też zauważyłem, że Pan Miłosz wmyśla się w istotę poezjowania, co zresztą jest typowe dla tych autorów, których nazywamy poeta doctus, a on przecież jest akademikiem.
Zatrzymałem się podczas lektury m.in. na wierszu pt. „sztuka przekładu (ciuciubabka)”. Oto on: „nie wiem jak ci to wytłumaczyć / stawiam gwiazdkę / i piszę pod kreską / – / nieprzekładalna gra słów / i zaraz słowa / zamieniam na oczy”.
Hm, my, poloniści, wiemy, że słowa przerzucają się w obrazy (lub na odwrót). Ja w tym wszystkim podczas lektury z radością odkrywałem tę „uczoność” Waligórskiego. On pisze bardziej rozumem niż uniesieniem. Gdyby żył profesor Janusz Sławiński – mój nauczyciel akademicki – zaczytywałby się tymi wierszami.
To wszystko nie znaczy, że ów poeta doctus pisze wyłącznie wiersze „scjentyficzne”. Zobaczcie jak piękny jest wiersz pt. „pępek poświęcony córeczce autora: najpierw mieszkałaś za podwójną ścianą / wróciłaś do domu o ścianę mniej / inne było echo / inne było tętno / czy można więc nazwać to powrotem / może dopiero wtedy – / wciąż nie na swoich nogach – / pierwszy raz przekroczyłaś / ten próg / ten próg się wytarł / ten próg już nie prowadzi / a jednak wiercisz mi dziurę w brzuchu / żebyśmy wyszli na dwór / bo umiesz już chodzić / umiesz biegać / na plac zabaw pod nieobmurowanym niebem / ciekawe co tam słychać / czy coś się zmieniło / czy coś się nie zmieniło / jakim echem odbija się piłeczka”.
Ha!, wiedziałem, że mój doctus zmieni się w natusa, bo sam już popełniłem tomik poświęcony mojej wnuczce. No a u Waligórskiego jedno drugiemu nie wadzi. Te wiersze mają sporą paletę rozmyślań i sensów. Innymi słowy: tomik ciekawy, mądry i przede wszystkim nie dający się porównać do innych dykcji. A że ten autor jest pomysłowy i pracowity, a przede wszystkim niebanalny, to już wchodzi do literatury „z wyższej półki”.
I na koniec: widzieliście, że na początku tej recenzyjki coś tam marudziłem, a jednak ostatecznie ten tomik uznaję za wielce ciekawy. Trzymam kciuki za dalszą wenę tego Autora.
Leszek Żuliński
Miłosz Waligórski Sztuka przekładu – http://www.wforma.eu/sztuka-przekladu.html