copyright © http://annasikorska.blogspot.com 2016
Życie pisze własne zawiłe scenariusze. Do takich należą losy Marii Towiańskiej-Michałowskiej, urodzonej w Lidzie, wychowanej w Łunińcu na Polesiu. W jej opowieściach przebija mit i tęsknota za Kresami. Dworek ze służbą, zwierzętami, pachnącymi ziołami, a dookoła wielka przestrzeń, której nie doświadczy nikt mieszkający w mieście. Nieposkromiona przyroda na wyciągnięcie ręki: w lesie sarny, wilki, na polach bażanty, kaczki. W takim otoczeniu w ludziach budzą się instynkty pierwotne. Polowania to element życia taki jak hodowla i uprawa. Wszystko jest tu w równowadze, którą łatwo zachwiać. Wystarczy powstanie, wojna, śmierć, migracja. Kresowi ludzie jednak są silni. Nie dają się zmieść z powierzchni ziemi, nie oddają łatwo swojego życia. Walczą do ostatniej chwili. Klimat sprawił, że ci, którzy przetrwali są silni i uparci. Bardziej niż inni dążą do własnych celów i czasami całkowicie im się oddają. W takich warunkach wychowywała się mała Maria, która straciła matkę, a ojciec nie miał czasu na edukację dziecka. Pozostała mieszkająca na odludziu babcia pielęgnująca tradycje w domu, z którego ścieżki wiodły w świat. Jedna z nich prowadziła za ocean do odległej i tajemniczej krainy.
Ameryka to słowo magiczne, które pojawia się we wczesnym dzieciństwie większości z nas. Słowo wyłaniane z rozmów z dorosłymi i nabierające znaczenia z każdym rokiem i przysłuchiwaniem się rozmowom oraz zdobywaniem wiedzy. Wielka migracja Polaków do tajemniczego miejsca gdzieś na krańcu świata miała różne przyczyny. Jedni jechali za chlebem, innych wyganiały poglądy polityczne, jeszcze innych pchała ciekawość, niektórzy uciekali przed wojną lub po powstaniach, aby uniknąć zsyłki i konfiskaty majątku, a po latach jechali tam ci, których krewni trafili do tego niezwykłego miejsca. Ameryka – miejsce niczym raj i jednocześnie otchłań, w której ginie wieść o ludziach, z którego mogą docierać wspaniałe i nie zawsze użyteczne rzeczy. Posiadanie rodziny w Ameryce miało swoje wielkie plusy: regularne paczki z odzieżą, której w kraju nie było. Dary z tej odległej krainy cieszyły także małe społeczności żyjące w powojennej szarzyźnie.
Maria Towiańska-Michalska zabiera nas w świat swoich wspomnień, doświadczeń, odczuć krążących wokół tego tajemniczego słowa, które z czasem nabierało kształtów, wyrazistości, można było usytuować na mapie, a później samemu go doświadczyć. Zderza Amerykę z Kresami i Polską. Bezgraniczność i dzikość kraju dzieciństwa współgra z ujarzmioną dzikością i bezkresem kraju odwiedzanego u schyłku życia wymuszającego oddawanie się wspomnieniom. Pisarka niczym Proust pozwala swoim myślom biec swobodnie do czasów dzieciństwa. Są to spojrzenia wyolbrzymiające, przerysowujące i zaczarowujące otoczenie, nieznane słowa. Wśród licznych nie zabraknie Ameryki – miejsca, do którego z różnych powodów wyjeżdżają ludzie i giną po nich wieści. Miejsce, z którego w czasie wojny i po wojnie trafiała do nich pomoc.
Przygotowania do Wigilii na nowym lądzie stają się pretekstem do powędrowania do rodzinnego domu, gdzie w czasie wojny pomagała babci przygotowującej idealną Wigilię, Niemiec zasiadał z nimi do stołu, gdzie czuła się obco i jednocześnie swobodnie, gdzie łączyły się różne światy, odmienne podejście do życia. Ta sama różnorodność będąca elementem życia na Polesiu jest także częścią amerykańskiej codzienności: zadowoleni z codzienności żyją obok biorących udział w wyścigu szczurów. Każda opowieść niesie ze sobą nierzucający się w oczy morał. Pisarka przekonuje czytelnika, że trzeba być jak chwasty radzące sobie w każdej sytuacji, dbać o relacje w rodzinie, a nie tylko własną karierę, uczyć się, cenić własną wartość. Sentymentalne przeplatanie się teraźniejszości z przeszłością zmieszano z opowieściami o bliskich relacjach, kontynuowaniu rodzinnej tradycji żeglarskiej, wychowaniu dzieci, zmieniających się priorytetach. Lektura bardzo przyjemna, sentymentalna i pouczająca. Polecam.
Anna Sikorska
Maria Towiańska-Michalska Z Ameryką w tle – http://www.wforma.eu/z-ameryka-w-tle.html