copyright © www.latarnia-morska.eu 2018
Tytuł powieści Mirosławy Piaskowskiej-Majzel w całości złożony z cyfr, czyli „36 i 6”, wygląda zagadkowo i zaskakująco. Podczas lektury książki usiłowałem znaleźć uzasadnienie owych liczb w tytule. Może jestem gapa, ale nie odkryłem związku ze zdarzeniami przedstawionymi w powieści. Zacząłem się domyślać – trzydzieści sześć stopni i sześć kresek to na skali termometru Celsjusza normalna temperatura zdrowego człowieka. Czyli jest to sugestia, że świat przedstawiony w powieści to normalność, żadna podwyższona temperatura, nawet jeśli główną postać powieści spotyka tragedia z powodu śmierci bliskiej osoby, to nadal jej życie toczy torem normalnym? Sądzę, że taka interpretacja tytułu jest nieuprawniona, chociaż… Ale o tym później.
W powieści 36 i 6 autorka posłużyła się dwoma narratorami: pierwszoosobowym, w tej roli występuje młoda kobieta zajmująca się fotografią artystyczną; drugi ciąg narracyjny, zasadniczy, jest zapisany w trzeciej osobie przez tak zwanego narratora wszechwiedzącego.
Relacje obydwu narratorów, dzielone na cząstki, trudno je nazwać rozdziałami, to raczej sceny, są oddzielnie numerowane – narrację pierwszoosobową zaznaczono cyframi rzymskimi, natomiast trzecioosobową arabskimi. To zapewne dla przejrzystości powieści, chociaż nie wydaje mi się to konieczne, ale to drobiazg. Postacie te wchodzą między sobą w relacje, ale są one dość przypadkowe i okazjonalne. Postacią główną zapisanej fabuły przez narratora abstrakcyjnego jest Maria Makowska, historyczka sztuki, organizatorka wystaw plastycznych w szczecińskim Zamku, kierowniczka BWA, czyli Biura Wystaw Artystycznych. Akcja powieści toczy się głównie w Szczecinie, epizodycznie w Krakowie, Zakopanem i innych miejscowościach.
Użyłem w tytule omówienia słów zachwyt i zdumienie. One mi towarzyszyły podczas lektury powieści. Zachwyt wywoływał opis życia bohaterów powieści, ich dążenie do ładu, harmonii zarówno w życiu rodzinnym jak i w najbliższym otoczeniu. Zaryzykowałbym twierdzenie, że rzeczywistość społeczna przedstawiona w powieści nie odzwierciedla tej, którą spotykamy na co dzień, którą kreują, a może suflują, nam media. Postacie powieści posiadają wyższe wykształcenie, na pewno cechują ich wyższe kompetencje kulturowe, można ich umieścić w klasie średniej (wired workers).
Poznali się w liceum, przeszli bezproblemowo przez studia uniwersyteckie, teraz już dojrzali, zajmują stanowiska, choć nie tak ważne w administracji, w kulturze, mają dorosłe dzieci, główna bohaterka niebawem doczeka się wnuka; życie ich biegnie bez większych kłopotów materialnych lub innych związanych z bytowaniem w określonym czasie i miejscu. Wprawdzie główna bohaterka skarży się, że niegdyś, podczas studiów, żyła skromnie, nie miała pieniędzy, by wyjechać do Warszawy na głośną wystawę impresjonistów, natomiast jako studentka podczas wakacji, ferii z koleżankami, a są nierozerwalne, robią częste wypady w góry, do Zakopanego, więc strona materialna ich życia nie była beznadziejna, skoro je stać było na takie eskapady; wprawdzie włócząc się po Krupówkach, wstępując do kawiarni, zamawiają tylko herbatę, zadowolą się zjedzeniem samej zupy, ważniejsze jest przeżywanie piękna gór, przeżywanie urody krajobrazu godne studentek historii sztuki.
Studia to głównie czas na naukę i zabawę w gronie zaprzyjaźnionym, innych trosk nie ma. Następne pokolenie, w wieku ich dzieci ma lepiej, młoda graficzka powiada ,,Studia przeminęły jak długie wakacje i jak niekończąca się beztroska i zabawa, a moje życie miało być podobnie różowe i proste”. I rzeczywiście – ledwie odebrała dyplom, a już wystawa fotografii artystycznej (wprawdzie dzięki protekcji), wyjazd do Nowego Jorku, tam wystawy, dolary.
Młode pokolenie ma lepszy start, korzysta z pozycji i zamożności swoich rodziców. A pokolenie rodziców to niewątpliwie beneficjenci przemian ustrojowych, chociaż o tym w książce się nie mówi, ale łatwo wysnuć taki wniosek. Maria, główna bohaterka story, ma fajne życie – praca sprawiająca zadowolenie, mąż kochany i kochający, mieszkanie bez zastrzeżeń, samochód, dość bogate życie towarzyskie, uładzone życie rodzinne, z dalszą i najbliższą rodziną, udane dzieci, słowem stabilizacja. Maria wraz ze swoim mężem snują plany życia na potem, gdy dzieci się usamodzielnią, i też je widzą jako piękne przeżywanie urody świata. Oczywiście są jakieś drobne kłopoty, ale one dotykają raczej osób z kręgu towarzyskiego.
To spokojne życie Marii zostaje zburzone chorobą męża Andrzeja. Zaczyna się koszmar wizyt w przychodniach, wędrówki po specjalistach, chemioterapie – bez skutku, mąż umiera, pogrzeb, przed Marią staje dylemat, jak z tego wyjść, jak przeżyć żałobę, jak otrząsnąć się z tej traumy. Pomaga jej w tym uświadomienie sobie, że śmierć wpisana jest w życie; tę swoją filozofię wyraża w rozmowie z dziećmi: „ Powoli zaczynasz zdawać sobie sprawę, że zbliża się starość, a wraz ze starością śmierć. Dusza podpowiada ci, że ciągle jesteś młoda, ale ciało przypomina o ostateczności, o której wcześniej nawet nie myślałaś. To są fakty, dzieci. Fakty, a z nimi się nie dyskutuje”. Uświadamianie sobie nieuchronności losu pomaga bohaterce otrząsnąć się z traumy, a jednak wraz ze śmiercią kochanej osoby ubywa przyjaciół, niektórzy stronią, nie zawsze wiedzą, jak się zachować, Marii zagląda w oczy samotność; po zmarłym zostają przedmioty, z którymi nie wiadomo co zrobić, jak się ich pozbyć, a ich widok wzmaga pustkę. Maria zamyka się w sobie, nie na długo, postanawia wyjechać, podróżować, odwiedzić rodzinę, przyjaciółki. Pobyt u rodziny jej zmarłego męża jest nieudany, oburzające są rady, jak urządzić sobie życie na nowo.
Rada, by poszukać sobie nowego męża, sprawia, że Maria zmienia kierunek jazdy, odwiedza Kraków, potem Zakopane, gdzie mieszkają jej serdecznej przyjaciółki z czasów studiów. Tu przyjmowana jest serdecznie, spacery szlakami turystycznymi w większym gronie, dyskusje o sztuce, sprawiają, że Maria nabiera nowych chęci do życia, ucisza traumę, ostatecznie wyciąga ją z dotychczasowej z martwoty i zachęca do nowego życia przyjście na świat wnuka, znajduje nowy cel swej życiowej aktywności.
Świat przedstawiony w powieści Mirosławy Piaskowskiej-Majzel, jak napisałem, budzi mój zachwyt i zdumienie. Na czym polega zachwyt napisałem wyżej, Dodałbym jeszcze opisy miejskich krajobrazów Szczecina, ulice, place, parki, domy, cmentarze, które stanowią tło powieści. I wiele refleksji egzystencjalnych, jak choćby ta „Pan Bóg chce, by każdy miał jakiś swój własny cel i powód do życia, a ponieważ nie wypada mieszać w planach Pana Boga, trzeba samemu znaleźć tę motywację, aby żyć”.
Natomiast zdumienie moje budzi fakt, że narracja ta jest niemal całkiem wyjęta z tła społecznego czy politycznego, wyrwana z kontekstu historycznego. W kraju w czasie życia bohaterów wydarzają się znamienne przemiany. Postacie tej powieści żyją jakby poza nimi, całkowicie pochłonięci własnym życiem – nie ma śladów upadku peerelu, nie powstawały rządy demokratyczne, nie upadły socjalistyczne molochy fabryczne, nic się nie wydarzyło w kulturze, nikogo nie wylali z pracy, nie pojawił się żaden TW, słowem przełom wieków, bo wtedy dzieje się akcja powieści, to idylla. Jawna to przesada. Cóż, można w taki sposób przedstawić, pominąć rzeczywistość, która „skrzeczy”. Wolno autorce? Ano wolno, a że jest to wyidealizowany obraz rzeczywistości? Pewnie o to chodziło.
Owszem jest ślad dawnego systemu – podczas spaceru w górach Maria i jej przyjaciele spotykają „miłego starszego pana”, który bez potrzeby wyznaje, że ma emeryturę wysokości cztery tysiące; jej wysokością spacerowicze są zszokowani, ale zjawia się pan (deus et machina?), który wyjaśnia naturę tak wysokiej emerytury – to ubek, który pastwił się nad jego ojcem. To dość naiwna scena. Co nie znaczy, że chcę powiedzieć, że nie było takich „miłych panów” z ponadprzeciętną emeryturą, uważam tylko że sprawa została pokazana mało wiarygodnie. Teraz po dezubekizacji pewnie już nieaktualna.
Jerzy Żelazny
Mirosława Piaskowska-Majzel 36 i 6 – http://www.wforma.eu/36-i-6.html