copyright ©
ArtPapier 2013
(
http://artpapier.com/index.php?page=artykul&wydanie=177&artykul=3786&kat=1)
Zestaw podstawowych pytań, które zadać można czytelnikowi jakiejkolwiek powieści, musi skapitulować wobec świata przedstawionego
Rozmów młodej polski w latach dwa tysiące coś tam dwa tysiące coś Andrzeja Wasilewskiego. Próżno szukać uniwersalnej odpowiedzi wskazującej na pierwszoplanowego bohatera czy charakterystyczne zwroty akcji. Książka wymyka się jednoznacznym podsumowaniom i łatwym ocenom. Tym bardziej więc zachęca do lektury. A jest to lektura niejednokrotnie oparta na zdziwieniu i zaskoczeniu.
Owo zaskoczenie nie znika ani szybko, ani na zawsze. Można nawet zasugerować, że jest to zaskoczenie nawracające, o spiralnej strukturze, naprzemiennie zacieśniającej się i chwilowo ustępującej. Rodzi się ono wraz z pierwszym, a jednocześnie jakby nieskończonym zdaniem tej książki. Nie umiera zaś nigdy. Co wywołuje w odbiorcy
Rozmów młodej polski... wszystkie te zdziwienia, wątpliwości i zdumienia?
Na pewno konstrukcja świata przedstawionego, którą przewrotnie można nazwać ukłonem w stronę współczesnych dylematów językoznawstwa, przykładem dostarczonym dla rozlicznych analityków językowego obrazu świata. Tekst Wasilewskiego pokazuje bowiem rzeczywistość nie tylko utkaną przędzą żywej mowy, ale także świat, który konstytuuje niemalże wyłącznie w oparciu o język. Mowa – swobodna, rytmiczna, upozowana na hip-hopową, chodnikowo-podwórkowa – jest tutaj, jak słusznie w posłowiu zauważył Krzysztof Hoffman, prawdziwym bohaterem. To niekończący się strumień słowa, potoczysty i nie do końca – choć zapisany – uchwytny. Ulotny, bo zanieczyszczony frazą nieodtwarzalną w sterylnych warunkach polszczyzny literackiej. Mowa, obficie inkrustowana wulgaryzmami, utartymi frazesami i rymowanymi zbitkami, jest najbardziej żywą tkanką tej książki. Już tylko dla niej warto pokusić się o lekturę.
Słowa zaś świadczą o mówiących w sposób szczególny. Otwierają bowiem przestwór czytelniczej wyobraźni. Pozwalają wizualizować postaci i ich perypetie. Szumy, dysonanse i melorecytacyjny tok przybliżają nas do świata z zasady zamkniętego. Otwierają przed przybyszem z zewnątrz interior polskiego pokolenia „osiedlowych wysiadywaczy”: blaski i cienie egzystencji ocenianej z perspektywy blokowiska i chodnikowej ławki. Wiele można powiedzieć o tej egzystencji: że to swoisty
Bildungsroman w wersji
à rebours, literacki obrazek życia zastępczego, portret siedliska marazmu, nudy i atrofii woli. Warto jednak na moment wyjść z pozycji mentora i posłuchać, co o sobie samych, niekoniecznie dla potomności, mówią wieczni raperzy
in spe, czyli bohaterowie wyłaniający się zza języka.
Wasilewski pokazał bowiem nie tylko mowę pokolenia, ale poprzez nią zilustrował samo pokolenie. Tu znów może pojawić się zaskoczenie. Z jednej strony „młoda polska” – fraza o rysunku wyraźnym, wielkiej sile symbolicznej, formie już zastygłej, raz na zawsze danej. Z drugiej: „dwa tysiące coś tam” – nieprzystające ani do języka, ani do czasu, ani do formuły, z którą zwykliśmy pierwsze ze skojarzeń łączyć. Po chwilowym zaskoczeniu przychodzi jednak i zrozumienie. Polska, o której pisze Wasilewski, jest przecież młoda. Tkwi gdzieś w fazie pomiędzy radością z odzyskanego śmietnika, a dominacją tego śmietnika nad wszystkimi pozostałymi formami życia społecznego. Wciąż rodzi się w bólach i konwulsjach, jak kiedyś pisał Marek Nowakowski. Formuje, kształtuje, obrasta w znaczenia dopiero tworzone. Jest to więc sprytne zagranie z motywem nieco skostniałym, nawet przebrzmiałym, owej przeszłej, raz minionej młodopolskości.
Poprzez to sformułowanie Wasilewski uwrażliwia na problem dojrzewania w nowej-młodej Polsce. W rzeczywistości nadmiaru, zwielokrotnionych możliwości i spotęgowanych zagrożeń. Bierność i życie tymczasowe, hedonistyczne przyjemności i używki, nieumiejętność odnalezienia się w szybko zmieniającej się rzeczywistości są realnymi problemami, nie tylko perypetiami bohaterów literackich. Tym razem otrzymujemy obraz wyrażony za pomocą języka z samego środka problemu. To kolejny powód, dla którego warto na dłużej zatrzymać się nad lekturą
Rozmów młodej polski...
Młoda Polska była kulturą końca wieku. Zobrazowane przez Wasilewskiego findesieclowe rozterki w machinie przełomu kolejnych wieków także zasługują na czytelnicza uwagę. Warto bowiem potraktować
Rozmowy... jako przewrotną grę z młodopolskimi skojarzeniami. Zaskoczenie i zdziwienie mogą się dobrze wkomponować we frapujące interpretacyjne odkrycia, co zawsze stanowi sowitą nagrodę dla czytelnika.
Wspominałam już o tytule, który wprowadza w lekturę element zaskoczenia. Nie inaczej z mową, pozornie niemającą żadnego związku z frazą końca dziewiętnastego stulecia. Młoda Polska przypomina wszak o wyrafinowanej metaforze czy symbolizmie. Zdziwienie, którego źródłem jest dysonans i siła kontrastu pomiędzy młodopolską mową a mową nowej-Młodej Polski, także ustępuje, gdy wsłuchamy się w płynącą znad osiedlowej ławki potoczystą frazę. Bo to również, choć nieco paradoksalna, mowa uwrażliwiona na siebie samą,
metamowa. Istotne stają się pojedyncze słowa i sposób formułowania wypowiedzi. W końcu – z perspektywy książki Wasilewskiego – najważniejsze jest przecież marzenie o rymie doskonałym, o karierze rapera, a więc karierze twórcy obrabiającego nieujarzmiony żywioł słowa.
Zdziwienie wywołać może także konstrukcja postaci. Gdy przed oczami widać jeszcze młodopolskiego dandysa, pozornie niepodobna pogodzić go z bohaterem, jakiego oferuje nam Wasilewski. Luźne podkoszulki i spodnie z krokiem w kolanach nijak się mają do śnieżnobiałych koszuli czy dopasowanych surdutów... Wsłuchawszy się jednak w zaangażowany ton, z jakim jeden z bohaterów opowiada o optymalizacji efektu obniżonego kroku, nie sposób swojego zaskoczenia nieco osłabić. Toż to dandys, jak się patrzy! W spodniach luźnych, bluzie za dużej, ale dandys! Nieustannie skupiający uwagę na własnym wyglądzie, przewrażliwiony na punkcie identyfikacji wizualnej z innymi członkami grupy i podkreślający pogardę dla sympatyków odmiennego gustu odzieżowego.
To tylko kilka z wielu przykładów pozornych dysonansów, które nasuwa namysł nad książką Wasilewskiego. Uważne odczytanie może obfitować w kolejne cenne skojarzenia: zaskoczenia, ale i paralele. Lektura wskazana – zapewnić można z czystym sumieniem.
Anna Figa
Andrzej Wasilewski
Rozmowy młodej polski w latach dwa tysiące coś tam dwa tysiące coś –
http://www.wforma.eu/222,rozmowy-mlodej-polski-w-latach-dwa-tysiace-cos-tam-dwa-tysiace-cos.html