copyright © http://salonliteracki.pl 2017
Krzysztof Gryko w tytule swojego najnowszego tomu ponownie odwołuje się do pojęcia ściśle związanego z muzyką i brzmieniem. Poprzednia książka to Rezonans, teraz zaś mamy do czynienia z kontrapunktem. Nie należy jednak z powodu tej przesłanki wyciągać pochopnych wniosków. O ile zjawisko rezonansu rzeczywiście silnie wpłynęło na kształt ubiegłorocznej publikacji, o tyle w tegorocznej związek ten nie jest już tak ścisły ani oczywisty. Kontrapunkt może być tu pewną sugestią lekturową oraz interpretacyjną, ale nie jest niezbędnym narzędziem badania tekstu. Wiersze radzą sobie i bez niego, choć niewątpliwie jest to ciekawy pomysł na stworzenie pewnej charakterystycznej linii dla własnych utworów i powiązanie poszczególnych książek ze sobą. Śledzenie śladów obecności kontrapunktu to też ciekawy smaczek dla potencjalnego czytelnika. W tej recenzji na pewno skorzystam z propozycji dostarczonej przez autora w tytule, ale zdecydowanie polecam wyjście poza kontrapunkt, a być może w ogóle poza jakikolwiek punkt.
Wiersze w kontrapunkcie biegną kilkoma różnymi drogami tak pod względem ich kształtu (formy), jak i zawartości (tematyki). Poszczególne motywy mają „swoje” wiersze, by potem nagle połączyć się w jednym tekście i zacząć ze sobą współistnieć. Pod względem krajobrazu kontrapunkt jest zdecydowanie tomem wakacyjnym: mamy tu morze i ocean, piaski i plaże, mewy i fale. Nie jest to zbyt spójne ze zdjęciem na okładce, gdzie krajobraz jest szary i przytłaczający, a gdzieniegdzie przy szosie poleguje śnieg, ale nie ma się co dziwić – wszak obowiązuje zasada kontrapunktu. Jednak abstrahując od klimatu i aury, jaka towarzyszy pomieszczonym w tomie utworom, okładka z treścią zgadza się o tyle, że wiersze Gryko pozostają bardzo blisko doświadczeń codziennych. Podmiot ma tu swoje wzloty i upadki, doświadcza silnych uczyć, choć jednocześnie rzeczywistość jakoś go przytłacza, zadaje sobie trudne i ważne pytania, lecz równocześnie musi rozwiązywać błahe problemy. W tym sensie życie samo dla siebie okazuje się kontrapunktem. „Mam / rozrywkowe sny dla poważnego życia / z noszeniem serca na wierzchu włącznie / i ważeniem szyldów.” Bywa też tak, że jeden punkt jest własnym kontrapunktem, ukazując możność i niemożność działań, jaka mu towarzyszy.
Sprawy depozytowo-kredytowe
są tym, co można nabrać
na plastikowy widelec
w chińskiej restauracji.
(...)
Kwestie pojęcia bytu są tym,
czego nie można nabrać
na plastikowy widelec
w chińskiej restauracji.
Podmiot wyraża się w formach niejednolitych. O ile język tych tekstów pozostaje w zasadzie spójny, o tyle ich kształt niejednokrotnie się zmienia. Zdarzają się wiersze składające się z kilku słów, ale również i takie, gdzie jedno zdanie ciągnie się przez niemal cały tekst lub stanowi cały tekst (np. zderzone obok siebie Spojrzenie oraz Zdanie). Część tekstów nosi wyraźne znamiona piosenkowości, posiada nieregularne rymy i swoiste refreny, dzieli się na zwrotki, a część z kolei unika jakichkolwiek podziałów między strofami, nie wprowadza powtórzeń, a operuje zdaniami wielokrotnie złożonymi. Kontrapunkt to tom kontrastów. Natykamy się na nie na każdym kroku, choć często opozycja poszczególnych elementów jest dosyć dyskusyjna lub – im dalej w książkę – zaczynają one ujawniać pewne cechy wspólne.
Gryko operuje zmiennymi obrazami, zestawiając ze sobą to, co stałe, z tym, co niestałe, płynne, w ruchu. Najoczywistsze i najwyrazistsze zetknięcie ziemi i wody to rozbicie się fali o brzeg. Podział jest tu niby dosyć jasny, a jednak piasek jest tym, co u Gryko nieustannie pozostaje w ruchu, sypie się i zmienia („plaża to klepsydra po przejściach”), a woda z kolei przeciwnie – bywa punktem oparcia („mewa znów usiadła na morzu”). W wierszu zatytułowanym tak, jak cały tom, kontrapunkt zyskuje określenie „zdradliwy”. I chociaż niekoniecznie w tym konkretnym utworze chodzi o jego pozorność, również i to znaczenie należy odczytać. Punkty w kontrze mogą się okazać punktami styku, a pozory często mylą.
Podmiot kontrapunktu odbywa „bliskie spotkania z czasem”. Spotkania te mają różny powód, cel i charakter. Jest tu i namysł nad tym, jak czas toczy się latem, jak i nad tym, jak do czasu ma się śmierć. (Niezwykle ciekawe uwagi na ten temat – i równie ciekawe uwagi na inne tematy – czyni Piotr Michałowski w posłowiu zatytułowanym Jedyne wyjście z rytmu świata.) Zmienia się tu pora dnia i nocy, a plaża, jako „klepsydra po przejściach”, precyzyjnie odmierza jego przelewanie (przesypywanie się).
Jeśli mielibyśmy pokusić się o wyznaczenie najważniejszych tematów tego tomu, byłyby nimi: miłość, poezja i życie jako (prze)trwanie. Podmiot o miłości mówi całkiem wprost, z dużą dozą czułości i liryzmu, choć wkrada się w to i całkiem zwyczajna kłótnia czy częste niezrozumienie, rozbieżność zapatrywań („Jeżeli nie mogę przystawić ust / do twojego ucha, (do własnego / byłoby trudno) to znaczy, / że jest kryzys.”). Nie przeszkadza mu to jednak wielokrotnie i całkiem serio mówić: „istnieje miłość / w każdym razie jak żwawy pies / albo wiewiórka”, „wieczna jest miłość, wszystkie połączenia / odebrane na poważnie”, „miłość i śmierć / się powtarza”. Miłość jest tym, co może zakrzywić albo przezwyciężyć czas. Jej „bliskie spotkania z czasem” wprowadzają perspektywę szerszego trwania albo przynajmniej prawdziwszego i intensywniejszego.
Jak do tego ma się poezja? Jest czymś, czego nie da się uniknąć. To „środek uszlachetniający / piasek pod stopami”. Przypomina miłość w tym sensie, że również wychodzi poza to co, dane: poza czas, przestrzeń; także poza słowa. Jeśli realność jest taka, że „dla filmów akcji / nie śpią ludzie czynu”, to poezja rozbija ten schemat, wprowadzając inną perspektywę. Wychodzi poza akcję, skupiając się na opisie, uczuciach, psychologii, etc., czyli na wszystkim tym, co akcją nie jest. Spotyka się zatem z czasem, spowalniając go i wydłużając w nieskończoność („a ten wiersz jest bez końca, / kiedy zamykasz drugie oko”).
Wszystkie formy przetrwania
w warunkach pokojowych
są o tyle możliwe, o ile
istnieje życie bez zakłóceń.
A ponieważ „wiadomo już, że nie istnieje”, „chcemy / się już tylko kochać”. Krzysztof Gryko przetrwanie zmienia na życie, rozbijając wszystkie formy miłością i poezją. Równolegle do jego książki czytałam Jeszcze 37 wierszy Joanny Kulmowej, które ciekawie spotkały się z tą właśnie książką. O tym parę słów więcej w recenzji, które gdzie indziej. Bo punkty wspólne można znaleźć w niespodziewanych miejscach. I to Kulmowa odpowiada na poszukiwanie esencji egzystencji przez Gryko.
Anna Mochalska
Krzysztof Gryko Kontrapunkt – http://www.wforma.eu/kontrapunkt.html