copyright © https://sztukater.pl 2023
Tym razem Roman Ciepliński rozmawia z nami w „Życiu zastępczym” bardzo szczerze, intymnie wręcz, ta proza sprawia wrażenie zwierzeń samego autora, dokonującego podsumowania pewnego, niezbyt zresztą udanego, etapu własnego życia. Nie wiem, czy moje domysły są słuszne i prawdę mówiąc nie drążę tego tematu. Ważne, że tak się właśnie czuję z tą książką. Jak ktoś, komu autor zaufał, by odsłonić przed nim duszę.
W jego słowach uwydatnia się rozczarowanie i pewna smutna bezradność. Pojął, że dał innym pilota do swego losu i pozwalał naciskać dowolne przyciski, biernie się temu poddając. Ma za sobą dwa rozwody, co już jest nie lada porażką. Przed nim zaś długi proces, z niewielką szansą na wygraną, o podział majątku. Tak więc podsumowując, Pan C. znów jest sam, prawdopodobnie potencjalnie bezdomny, w dodatku z poczuciem krzywdy i zmarnowanego życia.
Powiecie, że to dość powszechna sytuacja, nic nowego i odkrywczego, nuda, no, może smutna nuda... Otóż nie, autor te swoje doświadczenia, które rzecz jasna dość zajmująco nam prezentuje, wykorzystuje jako trampolinę do refleksji ogólniejszych, zderza je z płaszczyzną literacką, filozoficzną, wiedzie nas na manowce gdybań i dygresji, od szczegółu do ogółu, by potem znów rozkładać świat na elementy pierwsze. Podążamy za jego tokiem myślenia jak zahipnotyzowani, bo faktycznie jesteśmy w te treści mocno zaangażowani, a w dodatku co i rusz zwracamy się w głąb siebie, by prześwietlić własne wspomnienia.
Bo i moment na rozmyślania wybrał autor więcej niż odpowiedni. Nie dość, że sam środek życiowej klęski, to jeszcze światowa epidemia, więc słowo „koniec” ma szansę zyskać znaczenie dużo szersze, nie ograniczyć się do pojedynczego człowieka, ani do jednej rodziny, a do społeczeństw. Przyznajcie, że taka perspektywa może sprowadzić tylko czarne myśli. Gdy nie za bardzo widzimy swoje przyszłe życie, wówczas bliżej nam do tego, co było, jesteśmy gotowi zmierzyć się ze swoimi błędami, zapłakać nad utraconymi możliwościami. Tylko, że to zatrzymuje nas w miejscu, nie pozwala wyrwać się z marazmu, podcina skrzydła.
Roman Ciepliński także wpadł w pułapkę rozpamiętywania, tyle że on potrafi wyjść poza osobiste, ciasne ramy i spojrzeć na poszczególne kwestie kompleksowo, posiłkując się różnymi kodami kulturowymi, odnośnikami do tekstów literackich, które następnie przekornie odwraca i czyta po nowemu. Prywatne perypetie wiodą do dygresyjnych wstawek, które są nawet ciekawsze od samego meritum, czyli mniej lub bardziej udanego żywota pana C.
Tak więc na przykład od samobójstwa w rodzinie droga wiedzie przez wartość pieniądza do systemu władzy proletariackiej i oceny idei marksizmu jako ustroju sprawiedliwości społecznej. Uwielbiam takie zbaczanie z drogi głównej na mniej udeptane ścieżki i w ciemne zaułki, owe niespodziane zwroty, jakie zapewnia autor, kiedy to myśli mogą płynąć swobodnie, zawracać, kręcić się, niby nie trzymając się głównego wątku, a jednak wątłą nicią jakoś z nim związane. Te dywagacje, wspomnienia, paralele czyni człowiek zmęczony życiem, zgorzkniały, w swoim rozczarowaniu cierpki, drwiąco kostyczny, jakby ten sarkazm dodawał mu sił, jakby bez niego gotów był się rozpłakać. Słowo miłość jest tu odmieniane przez wszystkie możliwe przypadki, analizowane pod każdym możliwym kątem. Miłość do siebie i miłość do drugiej osoby, miłość egoistyczna i altruistyczna – obie mające jednaką siłę niszczącą. „Miłość jest dobrowolnym aktem złożenia siebie w ofierze ze świadomością, że może to być krok ku samozagładzie (...) Niektóre związki są jak więzienia. Ale jak uciec z więzienia, w którym się chce pozostać na zawsze!”
Same sprzeczności, wnioski do jakich dochodzi autor często wzajemnie się wykluczają, wydaje się być zapętlony w swoich uczuciach, nieudana teraźniejszość i niepewne jutro wrzuca go z impetem w historię sprzed dwóch dekad, która wydawała się już definitywnie zamknięta.
Autor sprawia, że przysłuchując się jego rozważaniom wślizgujemy się nie bez fascynacji w literaturę, wchodzimy do świata literackich bohaterów, którzy przeżywają podobne kryzysy, co nasz narrator. Błądzimy wraz z nimi odbijani od Witkacego do Zoli, od opiatowych halucynacji do twardego realizmu, wciągani mimochodem także w ponury mrok dostojewszczyzny.
Postacie zaludniające strony „Życia zastępczego” są niepospolite, wymykają się schematom. Poczynając od samego narratora, któremu życie wypada z rąk i który oddaje się chorym obsesjom, otwierając przeszłość znalezionym przypadkowo kluczem niczym puszkę Pandory, przez A. oplątaną nerwicą i myślami samobójczymi, przez Sybillę, famme fatale, „która roztaczała wokół siebie aurę perwersyjnej niewinności”, wyrachowaną, hipnotyzującą Różę, po Świątka – poetę, kompletnego abnegata, uzależnionego od matki i alkoholu. To świat jakby nieco przerysowany czy też widziany w mocno powiększającym szkle, uwydatniającym niewspółmiernie każdą rysę, każde pęknięcie. A może przyczyną jest uwrażliwienie narratora na szczegóły w momencie ważnej życiowej próby.
Można by tę książkę podzielić na drobne kawałeczki, z których każdy mógłby stać się odrębną całością, nadającą się do rozwinięcia, zaczątkiem arcyciekawego eseju. Wiele spostrzeżeń odnotowanych przez autora, trafnie wyabstrahowanych ze złożonej rzeczywistości, domaga się naszej uwagi. „Dochodzi wręcz do paradoksu: zbiorowość składająca się z samych indywidualności jest w stanie stworzyć system, który będzie indywidualność jako taką gnębił i poniżał. Jednostki inteligentne, stawiające sobie za cel światłe ideały, dobro i miłość, są w stanie stworzyć coś, co jest zaprzeczeniem tych ideałów. Każdy porządek stworzony dla tak zwanego dobra ogólnego zawiera coś w rodzaju błędu systemu”.
Trudno tę książkę zaklasyfikować, jest ciekawą osobliwością, gdyż refleksje pozafabularne, dookolne, są tu znacznie bardziej interesujące od głównego wątku, powodują, że co rusz zatrzymujemy się, by pomyśleć i odnieść się do poruszonej kwestii. Zatem to lektura na dłużej, mimo iż licząca zaledwie 200 stron, to bardzo treściwa i gęsta. Unosi się nad nią duch „Podróżnego i światła księżyca”. Pan C., podobnie jak Thamas, bohater powieści Szerba, wysiada z pociągu własnego życia, by błąkać się, poszukiwać, obserwować, podróżować w nieznane, „w głąb diabelskich sadzawek: historii i kultury, na spotkanie swojego przeznaczenia, które niechcący sam kreuje”.
Doris
Roman Ciepliński Życie zastępcze – http://www.wforma.eu/zycie-zastepcze.html