copyright © http://szelestkartek.pl 2020
„Wolny człowiek jeszcze się nie urodził” to wybór wierszy Jurija Zawadskiego (rocznik 1981), ukraińskiego poety, którego idiom – tym bardziej przedstawiony w formie tak zaskakująco różnorodnej – ma niesamowity potencjał zwiększenia poetyckiej energii drzemiącej w polskiej mowie. Niezależnie od równie interesującej strony semantycznej Zawadski realizuje (ekstremalne) eksperymenty formalne. Spośród nich wyróżniają się ekstrawaganckie wiersze „dźwiękowe”, bezsłowne, w których jednostkami znaczącymi są tylko fonemy oraz teksty okazujące się – dzięki zmyślnemu łamaniu wierszy na strofy i wersy – walką kilku linii znaczeniowych albo ucinanych kolejnymi dopowiedzeniami, albo „przędzonych” niezależnie od częstych inwersji.
Zawadskiego interesuje splątanie rzeczywistości: jej powtarzalność, która nie jest zwykłym powtórzeniem, znaczące zbiegi okoliczności, magiczne ekscesy życia codziennego i niewytłumaczalne momenty nadzwyczajnego skoncentrowania na wybranej rzeczy. Wie, że wszystko, co się wydarza, w ogóle nie musiałoby zaistnieć i jest dziełem przypadku, któremu każdy powinien być wdzięczny za zderzanie ze sobą chwil i pojawiających się istot. Świat jest dla niego lepki, obkleja jego umysł i ciało niezmywalną substancją. Całe bycie jest bowiem przez poetę brane w nawias wątpliwości. Chce je uczynić transparentnym, w czym przeszkadza mu ideologiczna podstawa świata ponowoczesnego. Istnienie jest procesem dla Zawadskiego kłopotliwym, daje sobą zawładnąć, choć podstawą obecności tego, co pozaludzkie jest tu panowanie nad człowiekiem. „Ja” tych wierszy wrasta w liryczną rzeczywistość, co zdaje się symbolizować sposób, w jaki traci się możliwość autentycznego przeżywania wolności, gdy z własnej woli jest się podporządkowanym dyktaturze. Ta ostatnia jest tu czymś zasadniczym i wcale niezaskakującym. Nie tylko ona zastygła, zatrzymała się w jednym kształcie, ale każdy przyzwyczaił się do niej na tyle, że w tych warunkach nie ma nikogo, kto byłby wolny. Zawadski portretuje niedojrzałe i wahające się społeczeństwo, rozpięte między wschodnim a zachodnim stylem życia. Choć cokolwiek, każdy drobiazg może je wystawić na presję władzy i w sumie „Nie da się żyć odpowiedzialnie”, to równocześnie nie może ono „zutylizować” wstecznych, przynajmniej z naszej perspektywy, koncepcji organizacji tego, co realne, wspólnotowe i publiczne. Wiersze te w sposób przemyślany i konsekwentny zderzają z takim porządkiem człowieka, co naznacza je doświadczeniem monotonii, schematyzmu, maszynowości, pęknięcia i bezrymowości. Wciąż Zawadskiemu „coś nie gra”, nie widzi żadnej harmonii w dookolnym bezwładzie niechlubnie wyróżniającym się dominantą zniewolenia.
Podstawową osią tomu jest myśl o tym, że nie jest wolny ten, kto potrzebuje innego jako osobowego odniesienia, by zrozumieć semantyczne i polityczne gęstwiny świata. Sytuacja jednostki nie jest miernikiem wolności, ale obszarem manipulacji – współczesne ideologie nie są detalistyczne, nad światem panują bowiem atawistyczne siły, traktujące „ja” jako element statystyki niezmieniający końcowej sumy. W tych okolicznościach pojawia się poezja – ma ona wyładowywać napięcie, bez czego nigdy nie osiągnie się katharsis, nie dostąpi się duchowej wygody. Dzięki niej poznaje się kontekst siebie, rozważa się sytuacje przeciwne i skrajne. Daje ona możliwie pełny obraz sił, którym albo już się podlega, albo co do których istnieje uzasadniona obawa, że zaczną one transformować jednostkę. Według wierszy Zawadskiego współczesny człowiek jest spragniony prawdy, upokorzony przez politykę i roztargniony z powodu wielości, która jest warunkiem pustki. Głód wzruszeń, chwilowych uniesień męczą narządy czujące rzeczywistość i czynią sensualność ludzką tak plastyczną, że ludzkie myślenie traci jakąkolwiek miarę. Na kryzys, który opisywany jest w poezji przez Zawadskiego, składa się jeszcze to, że zaangażowanie i różne formy sprzeciwu mają sens tylko wtedy, gdy są dostrzegane. Zdarza się to dość rzadko, główne role w społeczeństwie odgrywają niekompetentni obywatele, odstręczające persony i wynaturzeni urzędnicy. W ich interesie jest wykluczyć tych, którzy inaczej patrzą na status quo i żądają odnowy. Zawadskiemu nie chodzi jednak o to, by wypatrywać momentów wyzwolenia. Zbytnie skoncentrowanie na nadawaniu poetyckiej formy wewnętrznemu oporowi przed politycznym zniewoleniem przynosi skutek odwrotny od zamierzonego. Dlatego w wierszach komunikuje rozpacz tak, by jej prawdziwa skala nie była wyczuwalna. Tylko wyobrażona, nieurzeczywistniona ewolucja przemian jest oznaką największej słabości człowieka – jego skłonności do antycypacji czegoś, co nie może mieć miejsca.
Społeczeństwa nie antagonizuje to, co trzyma je w ryzach. Człowiek istnieje sam dla siebie, dla swojej fizjologii i wspólnota w całym znaczeniu tego słowa, także jako polis jest fikcją. Z wnętrza dotkniętego tym podmiotu lirycznego Zawadski wydobywa gorycz samotności, udrękę bycia niewysłuchanym i niemożność wysłowienia tego, co ciąży świadomości. Przeszkodą jest też to, że emocjonalność „ja” roztopiona jest w materii i przeżywanie samego siebie, autoanaliza nie są już dla niego tak ważne, jak kiedyś. Poetycki świat Zawadskiego stał się dosłownie czytelny, bo opanowała go martwota, nieruchomość a receptory podmiotu zminimalizowały częstotliwość działania. W tej przestrzeni nie można odkryć nic, co by rozerwało i rozszerzyło dotychczasowe struktury. Panuje w nim tylko zastój. By „odkorkować” rzeczywistość, trzeba się nią przejąć, zrozumieć, że nie jest ona monolitem i pochwycić jej tajemnicę w „biegu słów”. Zawadski wypowiada w ten sposób swoje przekonanie o tym, że wspólnota hamuje samą siebie, tworząc zwyrodniały świat, w którym dosłownie lub metaforycznie zabija się poetów-rewolucjonistów, ludzi stawiających opór bezgłośnemu sianiu spustoszenia przez tendencje wrogie człowiekowi. W poetach, o których pisze Zawadski, nie ma zgody na osamotnienie, fingowaną czułość i wyzucie z emocji, tym bardziej że obecnie trzeba sięgać coraz głębiej w ludzką psychikę, by ją przebudzić do odczuwania. Nie wyciągają oni poza obręb rzeczywistości poetyckiej wynaturzonych i pustych znaczeniowo symptomów. Im – i samemu autorowi – zależy na tym, by zużytkować, napiętnować i wstrzymać względne, nieczułe i obojętne czynniki. Efektem jest pozorny słowotok – zapis słuchania rzeczywistości, odbierania jej taką, jaka jest być może w samej swej istocie. Z pierwszej obserwacji w tych wierszach nie wyłania się druga, jeden obraz nie wynika przyczynowo-skutkowo z drugiego. Wręcz przeciwnie, treści podawane są w wierszach tak, jak „przychodzą” do nadpodmiotu wierszy: „Śmiech wypełnia przestrzeń i pociąga za sobą. // Ulica, wplątana we flaki połączeń, / i gołębie, co szarą plamą podrywają się z chodnika. // Skąd ten śmiech? Dwie dziewczyny”.
Zawadskiego interesuje cielesny uścisk z samym sobą, zamknięcie „ja” w somie, którego efektem jest zaciśnięcie się somatyczności wokół delikatnej ludzkiej wrażliwości: „Związki ludzi to tylko mięso, olej silnikowy / i zapominanie – w ciemnościach szumi rzeka, / krzesa kamienie bez błysku”. Kształt rzeczywistości w jego wierszach zależny jest od skrajnych pragnień i pochłaniającej biologiczności, trzymającej „poświat w uścisku”. Wycisza się tak głos wewnętrzny „ja”, a wzrok przestaje być podstawowym narzędziem poznawania. Staje się nim zmysł rozpoznawania intencji ukrytych za politycznymi strategiami, skupiający człowieka na ideowych przejaśnieniach. Zneutralizowanie sacrum oraz doprowadzenie utylitaryzmu do ekstremalnej postaci, w której człowiekowi nadaje się status instrumentu, doprowadza liryczne „ja” do stanu paranoi. W zgiełku świata gubi się jego pojedynczość, budzą się w nim zwierzęce pierwiastki i łamana jest jego wola samostanowienia. „Ja” nie chce stracić twarzy, którą ciągle coś pozoruje, ale dobrze radzi sobie z utratą różnych dyspozycji, myśleniem nad formami zniewolenia siebie i zwalczaniem przez politykę jego potencjału odczuwania. Zawadskiego ciekawi wynikająca z tego bezdenna rozpacz, brutalne stłamszenie poetyckiego ducha oraz osnucie myśli poetyckiej na przypuszczeniu, że substancja świata jest opuszczona.
Wiersz Zawadskiego jest wewnętrznie sprzeczny, niepraktyczny i wolny (we wszystkich możliwych znaczeniach), co czyni kontakt z nim grą w domyślanie się. Liczne prowokacje i kontrowersyjne obrazowanie potwierdzają autentyzm tej dykcji poetyckiej. Pierwszeństwo w tekstach Zawadskiego ma człowiek słaby. O niego przede wszystkim się upomina, gdyż to jego wolność ograniczona jest przez sam fakt istnienia, nawet przez płeć i fizyczność, a katastroficzny obraz sytuacji jego bycia w świecie wieńczony jest przez podleganie normom i uzależnienie od innych. Niepokój egzystencjalny „ja” Zawadskiego wywoływany jest przez „chłód”, nawracające widma, krwawe starcia i niewykorzystane szanse. Podmiot tych wierszy – substytuując sobie takie niedostatki – próbuje nasycić się tym, co materialne i namacalne, chcąc „przewiercić wszechświat / i wstrzymać buldożer liryczny”. Nafaszerowanie siebie szumem rzeczywistości i szeroką gamą bodźców rodzi w nim wolę pragmatycznego bycia. Nierówności, alarmujące zużycie tworzywa doświadczenia oraz głód wrażeń nakazują mu żyć mimo wszystko, niezależnie od wskazań etyki i estetyki. Poezja Zawadskiego realizuje się poza autorską autopsją, w sprzężeniu dowolności formy i impresyjności treści.
Przemysław Koniuszy
Jurij Zawadski Wolny człowiek jeszcze się nie urodził – http://www.wforma.eu/wolny-czlowiek-jeszcze-sie-nie-urodzil.html