Żeby już zakończyć te dywagacje: nie zapominam, że lalki są robione przez ludzi i nie chcę nadużywać interpretacyjnego entuzjazmu, prezentując prywatną angelologię lalkarstwa.
Ale właśnie. Może powinienem był powiedzieć, że przez lalkę przejawia się anioł i byłoby to bliższe stanu faktycznego?
Anioł jest duchem, więc jego cielesne emanacje – nawet te trzy, które jadły pod dębem, ugoszczone przez Abrahama – są przejawieniami (a to nie jest równoznaczne ze zjawami). A przecież wiadomo, że to byli aniołowie.
Czy właściwsze mogło by się okazać pytanie: co jest tą obecnością anioła, uprawniającą do pytania: kto? Odpowiedziałbym wówczas, że jest nią jakieś posłane „skądś”, odczuwalne jestem. Obszerniejsze od jestestwa, przez które się przejawia.
Ach, jakie to pokrętne i naciągane. A chciałem powiedzieć, że chodzi o coś, co jest dynamiką duchowej wzajemności „przywołującej” konkretne upostaciowanie, jak wtedy, kiedy robi się lalkę. Od idei inscenizatora, poprzez wizję scenografa, realizację w pracowniach modelatorskich, krawieckich, konstruktorskich, by wreszcie te wszystkie dotknięcia spotkały się w rękach aktora udzielającego lalce życia, które właśnie ona – paradoksalnie – powołała do istnienia. I to, czego przejawieniem jest lalka, to właśnie owo, przerastające i ją i lalkarza, jestem.
© Bogusław Kierc