Łatwość, z jaką się wygłasza pocieszycielskie formułki po śmierci bliskich nam osób, może irytować, drażnić, wzbudzać politowanie, ale też – skłaniać do zastanowienia.
Te różne pewniki: „on już wie”, „patrzy na nas stamtąd”, wypowiadane są przez wierzących i przez niewierzących. Często posługują się nimi celebransi żałobnych nabożeństw.
A przecież takie pocieszające orzeczenia są sprzeczne z nauką o czyśćcu, o Sądzie Ostatecznym, a nawet z wiarą w ciała zmartwychwstanie.
Niezgoda na definitywność śmierci nie dopuszcza „przerwy w dostawie prądu” dla ciągłości życia.
Dręczące mnie wątpliwości i pytania są dosyć naiwne (i teologicznie niepoprawne): czy źródło tej pośmiertnej obecności jest obiektywnie Tam, czy subiektywnie tutaj, w naszym pragnieniu, żalu, tęsknocie. Czy Matka Boska, wzięta do nieba „z ciałem i duszą”, objawiająca się dzieciom w konkretnej postaci kobiety tak właśnie ubranej, jest ich wizją bądź „projekcją” z nieba, czy – stojącą tu i teraz tą samą, która urodziła, wychowała Syna i trzymała w ramionach Jego martwe Ciało.
O ciele chwalebnym wiem i niezdarnie wierzę. Ale jaki jest „status” tkanin, guziczków, sandałów w których się ukazuje? Czy te objawienia są przejawieniami, podobnie jak nasze uczucia „transmitujące” świętych obcowanie są w istocie przeczuciami?
© Bogusław Kierc