Powód, dla którego pan Toco, technik, i Kruhtorin XVI, lingwistka, zbliżali się do Ziemi, zaliczyć należy do stosunkowo banalnych: wysłano ich po odbiór nagrań. Była to zatem zwykła, rutynowa podróż, jaką odbywano raz na pięć tysięcy ziemskich lat. Ich zadanie nie należało do niebezpiecznych, nie potrzebowali nawet lądować na powierzchni planety, musieli tylko podlecieć na wystarczająco bliską odległość, odwołać dane zebrane i zapisane w pamięci Ylet314, a następnie przesłać je na miękki dysk ukryty w wątrobie Kruhtorin XVI. Zobowiązanie to miało swoje źródło w prastarej umowie, zawartej jeszcze przez Pierwszą Ziemię ze Strażnikami Multiwersum i z innymi wymiarami. Z punktu widzenia ówczesnej Ziemi układ ten należał do kategorii: przedsiębranie nadmiernych środków ostrożności. A jednak dziesiątki milionów lat później, gdy Ziemianie po raz pierwszy podjęli próby popełnienia zbiorowego samobójstwa poprzez uwolnienie energii, z zamiarem pociągnięcia za sobą również całej planety w niechybną śmierć, okazało się, że podpisanie umowy nie było wcale taką złą decyzją. Próby te bowiem pewnego pięknego dnia zakończyły się oszałamiającym sukcesem. To, że pierwsza osiadła na Ziemi ludzkość własnoręcznie i własnobombnie się wytępiła, nie wymagałoby nawet najkrótszej wzmianki w multiwersjańskich kronikach – nie była to przecież żadna wielka katastrofa kosmiczna, tylko raczej wydarzenie na skalę regionalną, epizod na obrzeżach obrzeży multiwersum – gdyby nie jedna niezwykle istotna sprawa, a mianowicie taka, że wskutek samobójczych zapędów paleo-Ziemian przestała egzystować także ich macierzysta planeta, gdyż wraz z sobą wysadzili ją w powietrze. Systemowi słonecznemu, którego jeszcze niedawno Ziemia była częścią składową i w którym rozprysła się na miliardy kawałków, bezładnie odtąd krążące w próżni, groziła całkowita zapaść. Kiedyś już wystąpił podobny problem, w dodatku w tym samym systemie: jedna z planet skalistych, której orbita przebiegała między czwartym rdzawym skalniakiem a piątym gazowym olbrzymem, rozpadła się niespodziewanie w drobny mak. Na szczęście udało się wtedy jakoś zgryźć ten twardy orzech i dzięki rozległym korekturom orbit pozostałych planet oraz innych ciał niebieskich, przywrócono równowagę w dotkniętym kolapsem układzie słonecznym. Dosłownie na ostatni gwizdek. Tym razem jednak zadanie było znacznie, znacznie trudniejsze. Bo samo justowanie i przesuwanie orbit nie wchodziło absolutnie w rachubę, co do tego Strażnicy Multiwersum byli zgodni, gdyż takie działania miałyby olbrzymi wpływ na stabilność i trwałość całej Drogi Mlecznej, i najprawdopodobniej doprowadziłyby do ogólnej zapaści, jeśli nie nawet do Wielkiego Skurczu. A tego nikt sobie nie życzył, bo mogłoby to oznaczać koniec dotychczasowego multiwersum, nieodzowność zresetowania całego systemu operacyjnego i w konsekwencji ponowny start w postaci Wielkiego Wybuchu. Zbyt wiele zachodu, uznano, a efekt niepewny. Rozważano zatem całkowite wyłączenie grawitacyjnego systemu Słońca i przekształcenie go w strefę zamkniętą. Nie było to jednak rozwiązanie, z którym wszystkie zainteresowane strony byłyby w stanie na dłuższą metę żyć. Potem furorę zrobił nowy szalony pomysł: cały układ słoneczny, którego częścią była rozłupana i rozproszona Ziemia, powinien ulec zniszczeniu i zostać przekształcony w czarną dziurę. Szybko podjęto stosowną uchwałę i poczyniono pierwsze kroki ku jej realizacji. W tym jednak momencie wtrącili się do rozmowy Nibiruanie, zgłaszając swoje słuszne, jak twierdzili, roszczenia. Nibiru, ich ojczysta planeta, podążała swym utartym szlakiem po orbicie w przestrzeni kosmicznej i miała już niedługo, za mniej więcej dwa tysiące lat, przelatywać przez przeznaczony do likwidacji układ planetarny, aby okrążyć swoją gwiazdę centralną. Nibiruanie obstawali przy tym, że są dwunastą planetą tegoż układu. I przedstawili niezbite dowody na to, że ich rudawe ciało niebieskie jest trabantem Słońca o okresie obiegu wynoszącym trzy tysiące sześćset pięćdziesiąt siedem lat ziemskich. Ich prawa, po namyśle, uznano za słuszne, wcześniejszą uchwałę uchylono i zaraz też podjęto nową: dziurę, jaka utworzyła się po rozpadzie Ziemi, należało zacerować. Potrzeba jest nowa Ziemia. Tylko skąd ją wytrzasnąć? Ponieważ wszystkie niezbędne dane dotyczące zniszczonej przez paleo-Ziemian planety zachowały się w wewnętrznej biopamięci Strażników Multiwersum, rozwiązanie tego zadanie okazało się być prostsze, niż się tego początkowo spodziewano.
Dariusz Muszer
►oficjalna strona internetowa autora